Wspomnienie

o Ewie Weker

 

 

                                                                                                       

 

Kochani Jurajczycy i Ty Hazaju

 

Słowa wypowiedziane ustami przyjaciół a Waszymi w szczególności już same w sobie są ogromnym wspomożeniem. Ewa była mi nie tylko Żoną, była zjawiskiem dzięki któremu mogłem robić w życiu to co najbardziej kochałem, mogłem „bujać w obłokach” w rzeczywistości i w przenośni. Cieszyła się z moich sukcesów i moich radości, martwiła się razem ze mną kiedy mieliśmy kłopoty, pomagała je przezwyciężać, ale ponad wszystko była mi zawsze opoką i podporą w chwilach trudnych a takich jak Wiesz wygenerowałem w swoim życiu wiele. Była niezwykle dobrym człowiekiem o niezwykłej inteligencji i delikatności w codziennym postępowaniu. Była jednocześnie bardzo spostrzegawcza. Nic, absolutnie nic nie umykało jej uwadze w domu i w kontaktach międzyludzkich. Była w swoich ocenach szczera do bólu, sprawiedliwa i surowa a zarazem delikatna w przekazywaniu tego co czuje. Darzyła mnie miłością niezwykłą, miłością która eksponuje dobro a nie widzi błędów i potknięć. Była moją ŻONĄ, ale była też czymś znacznie więcej, była moim przyjacielem na dobre i na złe, który się sprawdził w na prawdę trudnych sytuacjach w ciągu  44 lat naszego wspólnego pożycia. Boże mój, jak to szybko minęło.  Oboje razem, z dumą razem śledziliśmy dorastanie i usamodzielnianie się naszych dzieci a teraz także wnuków. Im i mnie Ewunia była oddana bez reszty. Była osobą niezwykle religijną i w codziennej modlitwie polecała Bogu wszystkich najbliższych i siebie. Od 30 lat cukrzyca i choroby współtowarzyszące były przyczyną jej cierpień fizycznych i psychicznych. Biologicznie była znacznie młodsza niż na to wskazywał kalendarz. Kochała świat i wszystko co ją otaczało. Najlepiej odpoczywała żeglując ze mną po wodach mazurskich jezior. Jej ciało i duch mogło przecież być z nami jeszcze bardzo, bardzo długo. Robiłem wszystko co w ludzkiej mocy by tak było. Jednak niezbadane są wyroki boskie.

 

                                                                        Bóg zadecydował inaczej.

                                                                                       Stefan

 

Walczyłem, walczyłem i walkę tą przegrałem