HAZAJSKA KRONIKA JURAJSKA |
Jura Wielka 12 sierpnia 2008 |
Nic nie wyszło z
pisania kroniki. A warto! bo skleroza resetuje fajne wydarzenia. Dnia10 sierpnia, przybił do
Jury Grzegorz Borkowski na s/y Borka. Natychmiast
zaproponowaliśmy mu usmażenie placków ziemniaczanych. Zajadaliśmy do późnego
wieczora. Obecni: Jola, Liwska Joasia, Kuki /Hubert
i Danusia/ i piszący ta kronikę Hazaj. Kilka dni temu
było rojno. W sobotę rano Marysia z Jasiem wyjechała do Vetera,
który ma posiadłość koło Okartowa. Gajewicze oddali łódkę Marcinowi i wyjechali do Warszawy,
odjechał też Zbyszko Krzyżan z Dyziem
nie doczekawszy obiadku. Odwiedził nas Julek Kowalski z synem Szymkiem i kolegą z Politechniki. Wstydzę się, ale tego
kolegi początkowo nie poznałem. Chwilę potem dobili przyjaciele Stefana
Ślusarka: Henryk SUPRONOWICZ z żoną i kolegą z elektroniki. Ostatnio dużo
deszczy. Przez ostatnie trzy tygodnie była wspaniała pogoda. Daje się odczuć,
że dzień krótszy i słońce jakoś niżej. W czwartek
przybędzie dużo jurajczyków. Hania Tyszka urządza
przełożone imieniny. W piątek jest święto i na pewno ściągnie to dużo ludzi.
Mają przyjechać Fiejki z psem, Krysia z Gieniem, Paweł z Grażyną i na pewno Maowce. W lipcu rezydował
na łące Marek Snochowski z córką Magdaleną i jej
trzema synami: Filipem, Kacprem i najmłodszym niemowlakiem /imienia nie
pamiętam/.Marek był bardzo aktywny przy budowie Latryny jednorzędowej
jednoosobowej typu
kabriolet. Było bardzo uroczyste otwarcie z tradycyjną cytrynówką Marka. |
14.08.08 ćwiartek |
Odwiedziny Klima
z żoną Elą i siostrą. Mają nową, długą na 7.30m.,
łódkę o nazwie „RAFA V”. Podają na niej dobre napoje i pyszne smakołyczki. Przybił też Jacek Marczewski SP5EAQ z żoną i
córką Kasią. Objawił się Arendarczyk z żoną.
Mieszka we Włoszech. Z Arendarczykiem pływałem na „Storm Foglu” w 1980 roku. Po południu
pokazały się Tyszki z smakołyczkami przeznaczonymi
na przełożone imieniny. Józio z Kukiem przyprowadzili łódkę z Rynu. Wieczorem
kolacja w przyjacielskim składzie. Na razie bez śpiewów. Donoszą, że widziano
w Mikołajkach Jurka Kostro z Basią. Jutro na pewno przybiją do nas. Obecni: Jola,
Liwska, Hazaj, Kuki i
Tyszki./7 szt./ |
16 sierpnia 2008-08 |
Dzień
przełożonych imienin Haneczki. Obecni: Tyszkowie, Kuki,
Jola ,Liwska, Paweł z Grażyną, Jurek Kostro z Basią
i Piotrek /syn Kostry/ z synem , i Maowce./15 osób/.W południe była tzw. „Aperytywa”
z ciachami i napojami. A o 16 00 zaczęła się główna uroczystość polegająca na
konsumpcji wspaniałych smakołyczków: jak sałatka
„Cezar”, sałatka „Waldorf”, mięsa, pasztety,
szparagi itd. Odbyły się też śpiewy. Śpiewał i grał na gitarze syn Kostry.
Jest bardzo podobny do Jurka i odziedziczył po nim talenty do śpiewania...Od
stołu przenieśliśmy się do ogniska. Znowu były śpiewy i rozmowy. Pogoda
zaczęła się psuć. Błyskało, grzmiało, ale nie padało. Po godzinie deszcz
wypędził nas do domu. Burza, z wyładowaniami i deszczem trwała do 23 40 |
17 08 08 |
Normalnie jak po
imieninach. Śniadanie o 1000, potem pogaduszki, jakieś zajęcia i obiadek. I
tak do wieczora. Kolacyjka w salonie. Trunki wokalne poskutkowały i odbyły
się wspaniałe , nie wymuszone śpiewy. Jurek Kostro
wciąż przypominał stare, zapomniane już piosenki. Do towarzystwa /13 osób/
doszedł Andrzej z Beatą (rodzina Maowców). Nikt się
nie upił i jak od wielu miesięcy „momentów nie było”. Nie ma o czym pisać i talking about. |
19.08.08 |
Pusto, tylko echo
minionych wesołych dni. Dziś popłynęli: Grzegorz na północ, Kuki z Tyszkami ambitnie do Rynu. Do tej pory nie
wrócili. Pewno rzucili kotwicę na Rominku. Zanosi
się na samotność. Z wielkiego żalu ugotowałem jarzynową zupę. Kosić nie trzeba bo Kuk pracowicie wszystko skosił. Na kolację
wcinam pierś kurczaka, którą zorganizowała i usmażyła Danusia. Ciepło i dużo
słońca. woda dość ciepła. Noce ciepłe 18 stopni.
Grzegorz demonstrował swój wynalazek: krzesełko do siedzenia, po zdjęciu
wierzchniej sklejki ukazuje się otwór sedesu. Nie zapomniał o zamocowaniu
saperki do kopania dołka na urobek. Kuk zrobił dokumentację zdjęciową. Przed
wyjazdem było pożegnalne przyjęcie na dole. Józio serwował METAXę. |
20 sierpnia 2008 |
Spokój cisza.
Naprawiam napęd skali w radyjku, konstruuję lampkę z superdiodą.
(otrzymaną od Henia Supronowicza).Dioda
3 W. Mam
litość i korzystam z 1.5 W. Fajnie świeci tylko 66%
energii jest tracone na szeregowych opornikach. Zajadam się wczoraj ugotowaną
zupą. Spokój cisza . Nawet przeczytałem dwa
rozdziały z „Przewodnika inteligentnego snoba” F.Starowieyskiego.
Nagle Dzidzia zaczęła szczekać i pobiegła na przystań. Niespodzianka! przyjechała na łódce kapitan Oliwia z rodziną . Mąż, syn i
dwie córki. Tadeusz Łempicki, Piotrek 12 lat, Hania
10, Jula 6. Przyjąłem ich zupą. Dzieci niejadki nawet nie spojrzały, bo w
zupie gęsto było od jarzyn. Odwiedzili Tomka, który zademonstrował swoje
witraże. Resztę wieczoru spędziliśmy pod namiotem . Nowa
lampka jest wspaniała. Światło rzucone na dach namiotu doskonale oświetla. Odwiedził nas
Konrad z Marylą. Maryla opowiadała dzieciom ciekawe historie. |
21 08 ćwiartek |
Skoro świt , o 1200, kpt. Oliwia dała sygnał do wyruszenie w
kierunku Rynu. Dwie godziny przedtem przybił „ROSAMUS” z Markiem SQ5GLB i
Krzysztofem SQ5HAU. Krzysztof skorzystał z okazji i zabrał się z kpt. Oliwią
do Rynu. Marek ciekawie opowiadał o swoich przygodach na Bałtyku. Przeżył
horror w okolicy Darłowa. Stacja brzegowa podała dobrą prognozę. Po wyjściu w
morze mocny wiatr zadął z odwrotnego kierunku i morze zdrowo się rozbujało.
Złamała się płetwa sterowa a w silniku ściął się klin. Z wielkim trudem udało
mu się jakimś drutem zastąpić klin. Sterując silnikiem szczęśliwie trafił w
główki portu. Potem zapłynął do Ostródy. Z Ostródy Przywiózł go Krzysztof.
Dziś popłynął na Kaczerajno i potem spływa do
Warszawy. W tym roku przejechał Wisłą i Wartą do Odry i Szczecina. Łódka mała
typu MORS. Do godziny 2130 Oliwia nie wróciła do portu. Zebrałem czapkę
żółtych śliwek. Upurglowałem je i wyszło 1 i
½ małego słoiczka. Zakisiłem następne. 4 słoje
ogórków. Razem 15 + 4 słojów. Ogórków coraz mniej. Chyba lato się kończy.
Zasiałem rzodkiewkę normalną i tzw. białe sople. |
23 sierpnia 2008 |
Przybiły Tyszki,
Kuk spływa do Warszawy. Wybierają się z Kostrami do Chorwacji. W piątek
przyjechała Jola z Jasiem. Głębokim popołudniem odbiła Oliwia. Jutro mają
zdać okręt. Krzyś Ostrowski wziął Jasia i jutro jadą nad morze. Telefonowała
Joasia Liwska i Karmena. W porcie stoi Calvados pod
dowództwem Jacka, kolegi Krzysia. Zameldował, że z gaźnika kapie benzyna.
Rano obfity deszcz. Dopiero popołudniu blade słońce. Wieczorem zaczęło wiać.
Smaczna kolacyjka .Jola serwowała eksperymentalny
pasztet z dyni. Smaczny! Józiowie śpią w „Numerze”, Łódka w porcie. |
24 sierpnia 2008 |
Jacek świcie odpłynął
Calvadosem do Rynu. Ok. południa przyjechał oddać klucze od Calvadosa. Udało mu się złamać dźwignię zmiany biegów.
Mimo złamania biegi daje się jakoś zmieniać. Coś tam dokręcił i wyciek
benzyny jest mniejszy. Tyszki też rano ewakuowali się do Warszawy. Józio
nadal ma dolegliwości kręgosłupa. Użył na rejsie jak pies w studni...Kuki spłynęły już za Nowogród. Pusto. Obiadek w
towarzystwie Joli. Nazbierałem trzy duże wiadra dzikich jabłek. Będzie soczek ,a po miesiącu wino. W zimie powstanie z tego
Calvados. Po dwóch dniach znowu obfity zbiór ogórków. Będzie z tego 5 słoików
kiszonych. 20 słoików już wyelaborowałem.
Jutro Jola wiezie 8 słoików do chłodni w Instytucie. Wieczorem odwiedzamy
Tomka. Tam tragedia! Kotek Maszeńka miał operację
jelita. Joasia i Tomek czuwają przy nim w dzień i w nocy. Tomek jeździł do
Mrągowa po płyn fizjologiczny do zakrapiania oczek kotka.
|
26 sierpnia 2008 |
Kotek zszedł.
Dowiedziałem się od Eli, którą wczoraj odwiedziłem. Wycięła tą złamaną przez
wiatr brzozę i paliła gałęzie. Jak tam dojeżdżałem to się przestraszyłem że u
Eli pali się. Ela w czwartek jedzie do Warszawy.
Przyjedzie ok. 15 września. Jola wyjechała w poniedziałek rano
przed godz. 7.Siedzę sam. W niedzielę zerwałem ogórki
, a już w poniedziałek znowu wyrosły. W sumie zebrało się tego na 7
słoików plus /te mniej udane/duża porcja na kiszone do szybkiego spożycia.
Dziś poszła w ruch sokowyżymałka. Utoczyłem ok. www.pjr.prv.pl
/teraz od listopada 2008 :www.jurawielka.prv.pl/ Osuszam nalewkę
na wiśniach. Podobno osuszanie przynosi wenę pisarzom. Ja nie mam pomysłu co jeszcze napisać, więc zapisuję dzisiejszy
dorobek. Widocznie butelka była a mała albo głowa za twarda... Czau /a może czał?/ |
27.08 2008 |
Od rana siąpi
drobny deszcz. Rano obowiązkowe kąpiółki. Pogoda ponura . Podczas śniadanka słuchamy /z Dzidzią/ Szwejka
wspaniale czytanego przez Zamachowskiego. Gotujemy tradycyjną zupę
ogródkowo/jarzynową. Jest wkład w postaci skrzydełek i udek kurzych. Repetuję
trzy razy mimo że nie jest tak smaczna jak
poprzednia zupa. Nadal siąpi i jest dobry powód żeby się zdrzemnąć. Około
piątej zabieram się za wyżymanie jabłek. Do zmroku tj. ok. 19 40 wszystko
jest sprzątnięte. Mam nadmiar soku jabłkowego. Trzeba przygotować trzeci
balon na wino. jabłkowe. Jola doniosła, że ruszyło
się w sprawie elektryfikacji Jury. Jola ma wypełnić papiery i podpisać umowę.
Może zrealizują w 2010. Na razie wystarczają baterie solarne. Dziś, przy
braku słońca baterie
były ładowne prądem 0.3 do |
28.080.08 |
Prawie cały dzień
bez słońca. Rano tradycyjne ,obowiązkowe kąpiółki Potem zimno. Śniadanko bez zieleniny. Pada
deszczyk i jest pretekst do czytania zakończonego drzemką. Dosłodziłem moszcz
jabłkowy. Na razie są trzy niepełne balony.Za kilka dni trzeba uzupełnić i
dosłodzić. Jakoś czas przeciekł do wieczora. Schowałem do szopy część suszącego się
drzewa na opał. Zadzwoniłem do Rowerzysty /Janek Surma 698459619/.Bardzo się
ucieszył z tego telefonu. Właśnie zaczyna urlop i przyjedzie. Naprawi rowery,
które podarował Paweł. Ten mniejszy, damkę , naprawiłem.
Ale on jest fachowcem i dostroi go na medal. Nie wiem czy jeszcze potrafię
jeździć. Jarek z Krzyżan zaprosił na sobotę godz.
18 na imprezę australijską. |
31 08 08 |
W sobotę
przyjechali z Warszawy Gajewicze. Zjawił się też
Grzegorz U Jarka pokaz prac australijskich aborygenów. Słowo wiążące wygłosił
autor wystawy. Autor tej wystawy spędza pół roku w Australii, resztę roku w
Polsce gdzie zawiaduje lotami balonem .Po prelekcji
degustacja wytworów tej ziemi. Kazik z żoną Grażyną serwują wspaniałą nalewkę
na miodzie. Zawieramy ciekawe znajomości. Poznaliśmy Katarzynę i Donata,
którzy mieszkają w pobliskim Słabowie i serwują wędzeniny własnej produkcji. Nie żałujemy sobie krupniku
bo podwozie nas /Jolę i mnie/ Tomek Skolimowski swoja nową Toyotą Rav. Po przyjeździe do Jory zastajemy rój
gości w kuchni. Okazało się że Stefan Weker przybił s/y Matem z trzypokoleniową rodziną.
Postanowił celebrować swoje imieniny właśnie w Jorze. Zdążyliśmy załapać się
na wspaniałe sałatki i inne smakołyczki. Przyjęcie
zakończyło się tradycyjnym, czekoladowym tortem. Nazajutrz, w niedzielę rano,
Stefany odpływają. Od Mirka, nauczyciela i radnego
Rynu, zaprzyjaźnionego z Majkowskimi ,dowiedzieliśmy
się, że burmistrz Mikołajek zaplanował most przez Tałty właśnie koło nas
przez tzw. „Przeczkę”. Spotkało to się ze
stanowczym protestem Rynu. Oby ten protest był skuteczny....W poniedziałek
rano, Jola z Grzegorzem jadą do Warszawy. W piątek razem wrócą. Grzegorzowi odpada
jazda autobusem. |
1 września 2008 poniedziałek |
Jola z Grzegorzem
odjeżdżają o 0700.Noc była zimna ok. 7 stopni. Rano ścieliły się mgły.
Jezioro parowało. Kąpiemy się z Andrzejem /Gajewiczem/
temp. wody 19 stopni, powietrza 12. Świeci słońce. Korzystamy z braku
rezydentów i wykonujemy mnóstwo prac. Andrzej wypróbowuje roler , suszy materace,
sznurki i żagle. Ja robie pranie, pielę i podgarniam grządki. Zbieram ostatni
rzut ogórków. Znowu udaje się wypracować pięć słoików .Grzybów
/kozaków/ nadal nie widać. Znalazłem tylko jednego. Około
1900 pojawił się
Rowerzysta Janek .Patrząc pod słońce,
nie poznałem jego. Po prostu dlatego, że przyjechał
samochodem. Rowerem będzie jeździł na wypady krajoznawcze. Przez otwarte
drzwi wleciał nietoperz. Obleciał kuchnię, pokój i korytarz. Widocznie
poszukuje miejsca na zimowanie. Zastanawiam się czy nie otworzyć okna w
piwnicy. Tylko na wiosnę kto je wypuści? Przez
uchylone okno na pewno wejdą myszy. |
2 września 2008 wtorek |
Rano ponuro i
nawet deszcz próbował padać. Janek, po śniadaniu, jedzie na wycieczkę
rowerową. Objechał Ryn, Sterławki i Giżycko .Okrutnie
sterany przyjechał ok. 1800.Z Andrzejem byliśmy w
Mikołajkach. Obeszliśmy trzy sklepy żeglarskie. Zakupiłem żywicę do reperacji
„Tajfuna”, sznurek czerwony do finna.
Mam apetyt na tzw. fussblok ze szczęką do szotów.
Cena odstraszająca 288 PLZ. Finn jeszcze kilka dni nad wodą. Może poczekać z
zakupem? Andrzej porównywał ceny kotwic i zakupił jakieś szekle i bolce.
Wieczorem naprawiam historyczny kozioł do cięcia drzewa, a wykonany przez
Romana. To jest naprawdę konstrukcja niepowtarzalna. Czas oddać ją do muzeum
i pomyśleć o nowej konstrukcji. Czytam „Tajemnice Warmii i Mazur” Tomasza
Sowińskiego. end |
4 września 2008 czwartek |
Pochmurno od
rana. Deszcz wisi w powietrzu, ale zaczyna lekko padać dopiero wieczorem.
Janek dzisiaj nie pojechał na wycieczkę rowerową. Dzięki temu wykorzystałem
go do wielu robót. Pocięliśmy gałęzie złożone koło ogniska. Przycięliśmy
gałęzie dębu, które zagrażały dachówkom na szopie. Pocięliśmy ok. 20 bali 1
metrowych składowanych w szopie, w drewutni. Przy okazji, po usunięciu bali odkryłem zaginiony
2 lata temu grill i ukryte przed złomiarzami i
złodziejami, ruszty do pieca. Zbieram jabłka pod jabłonką w lesie i na
podwórku. Te podwórkowe jaszcze nie są dojrzałe i przy wyciskaniu soku,
sokowirówka wpada w wibracje. Andrzej kosi
trawę, która rośnie jak głupia. Iga serwuje smaczne obiadki. Sałata z jej
przyprawą jest genialna! Ja , jak zawsze zmywam
naczynia. Winogrona dojrzewają. Są coraz lepsze. Z radia: prąd drożeje i
będzie coraz droższy. My tu, mamy to gdzieś.. Mamy baterie solarne i nie
boimy się podwyżek. Teraz
jest coraz mniej /dnia/ słońca, ale jeszcze nie odczuwam braku
energii. W kuchni świeci się świetlówka, telewizor chodzi na dziennik i
pogodę, i wystarcza jeszcze na laptop. Świetlówka ok. |
5 września 2008 piątek |
Rano, po
śniadaniu, odjeżdża Janek .Był bardzo zadowolony z
ciepłego przyjęcia. Idze podziękował za wspaniałe wyżywienie. Przekręcam
jabłka na sok i uzupełniam balony. Z powodu niskich temperatur w
pomieszczeniu, moszcz trzeba mocno dosłodzić. Po południu przyjeżdża Jola z
Grzegorzem. Grzegorz przywozi pyszny krupnik. Przepis na ten krupnik: słoik
miodu grzyczanego,1/2 spirytusu, skórka z cytryny i pomarańczy, cynamon,
goździki, imbir i gałka muszkatołowa. Podgrzewa miód z tymi ingrediencjami.
Czujnie, aby uzyskać kolor.
Na to wlewa trzy szklanki wody i gotuje przez ok. 10 min. Tworzą się szumowiny,
które znikają po dolaniu spirytusu. Po 2 dniach zlewa klarowny płyn i
sezonuje przez pół roku /hi/. |
6 września 2008 sobota |
Przyjeżdża
Marysia z Jasiem. Jadę z nimi do Rynu po łódkę. W Rynie, cudem udało się
uruchomić silnik. Silnik jest po „przeglądzie u znajomego, renomowanego
fachowca/za 600zł/.Wiatr słaby. Jedziemy na silniku. W porcie, w Jurze, stoi
już Maowiec. Maowiec
sprawdza i reguluje silnik. W filtrze paliwa, w przewodach pełno farfocli,
itd. Fachman wcale nie zaglądał do silnika, ale forsę
od Marysi bezwstydnie zakosił. Spędzamy wieczór na miłych pogaduszkach. |
7 września 2008 niedziela |
Od rana klar
łódki. Nie wiadomo dlaczego
wanty są luźne jakby im po grzmieć. Stajemy na
biwaku tuż pod drutami. Jeszcze przed burzą zdążyliśmy postawić namiot i
wykąpać się. Potem zaczęło wiać, lać i grzmieć. Byliśmy osłonięci przez drzewa i nie
ponieśliśmy żadnych szkód. |
8 września 2008 poniedziałek |
Rano, po
naradzie, postanawiamy popłynąć na Rominek. Pogoda:
pochmurna i wiatr 2 do 3 stopni z nordu. Halsujemy.
Lejemy tylko jedną łódkę, bo innych nie było nawet w zasięgu wzroku. Wiatr
słabnie. Przepływamy koło Jury. Słychać jak nadają Maowiec,
Grzesio i Andrzej. Okazało się , że to była
pożegnalna aperytywa przed wypłynięciem Maowca. Głębokim popołudniem stajemy na fajnym biwaku. Rominek pusty.
Marysia coś gotuje na obiadek, a nas z Jasiem wysyła na grzyby. Przedzieramy
się przez chaszcze i grzęzawiska. W lesie trafiamy na świerkowy las z
rydzykami. Piękne ,duże i zdrowe. Pada deszcz. |
9 września 2008 wtorek |
Rano o szóstej
wstajemy i nie spiesząc się klarujemy okręt. Na śniadanko jajecznica z
rydzami. Silnik po kilkunastu próbach zapala. Pogoda słoneczna, wiatr słaby z
westu. Żagle wysuszone i schowane pod pokładem.
Dobicie do Jankowskiego bez nerwów i problemów. Klarujemy /głównie Marysia/
okręt , silnik chowamy w środku okrętu. U Jankowskiego spotykamy
Andrzeja Gajewicza, który czekał na swój okręt
prowadzony przez Grzegorza. Andrzej już zazimował swoją Igamę
II.W Jurze jesteśmy przed 1200.Marysia wydaje dla załogi CALVADOSA mały obiadek i odjeżdża do Warszawy. W czasie
jurajskiego obiadu wspomniałem, że spodziewam się przyjazdu Piotrka Osóbki. W
tym momencie psy zasygnalizowały przyjazd samochodu. Był to właśnie Piotr we
własnej osobie /ale miał nosa!/. Obiadek
dokończyliśmy w miłym, pięcioosobowym gronie. |
10 .09.08 środa |
Andrzej zimuje
łódkę, zawozi silnik do Natkańca na przegląd i konserwację na zimę. Grzegorza
namawiamy na zrobienie tradycyjnych placków ziemniaczanych. Uciera |
11.09.08 czwartek |
Rano żegna się z
nami Grzegorz .Dostaje na drogę słoik ogórków i puszkę piwa.
Jadę do Mrągowa na zakupy. Wstępuję do PKO BP i 40 TZ
08 11.Nareszcie mam chwilę czasu by wstąpić do Konrada. Zrobiłem Mu niezłą
psotę: zakupiłem awansem, na imieniny, książkę Normana Davisa „Europa w
walce”. Biedak zaczytuje się do trzeciej rano, późno wstaje i dalej czyta
zamiast majstrować coś przy domku. Znajduje mnóstwo faktów dotychczas nam nie znanych. Potwierdza się jego teza, że mieliśmy trzech
wrogów. Ten trzeci to United Kingdom. Wieczorem palimy pod
kuchnią i suszymy grzyby /kozaki/.Telefonuje Marysia . Wspomina
nasz trzydniowy rejs. |
11.09 2008 piątek |
Zimujemy pomosty
i dębowy blat nadbrzeżnego, bankietowego stołu. Gajewicze
oddalają się do Warszawy ok. południa. Zostajemy z Piotrkiem. Ja gotuję zupę
a Piotr makaron „muszelki”. Ok. trzeciej obiadek. Wieczorem, tuż przed
zachodem słońca, przybywają Tyszki. Hania wystawia pyszną kolację! Po prostu
permanentny bankiet. Czasami zdarza się dwudniowa przerwa, ale należy być w
pogotowiu każdej chwili! W czwartek, w toto-idiotku
kumulacja .11*10 |
16 09 08 WTOREK |
W południe
odjeżdża Piotr. Zostaję sam. Zlewam wino z czarnej porzeczki. Jest ok. |
Środa, czwartek, piątek, sobota 20 września 2008 |
Tragedia! Jan
Sosnowski nie żyje. Rezydował u Eli. Nic nie zapowiadało tragedii. Upadł i
natychmiast skonał. Ela w szoku, ale jakoś się pozbierała. Przy załatwianiu
spraw pomaga Tomek Skolimowski. Lekarz, policja itd. Wieczorem odwiedzam
Tomka. Smutny wieczór coś w rodzaju stypy i wspominania o zmarłym Przyjechali
też Ela z Krisem. W piątek zaroiło
się. Przyjechała Marysia z Jasiem, Jola i Wekery. Uroczysta
kolacja z mnóstwem smakołyków. Wódki też smaczne i uzależniające...W sobotę
wielka wywózka dóbr .Pomagam Marysi zazimować „Calvadosa”. Ze Stefanem chowamy stoły, ławki i psią budę. Pogoda nadal nieładna.
Zimno, brak słońca, ale nie pada. Nie pada, ale przestało się chcieć pisać dalej kronikę . Już
prawie nikt nie przyjeżdża. Zjechałem do Warszawy
ok. 10 października. Już nie dało się kąpać, temp. wody 12 stopni, deszcze,
zimno i pusto. |
21 września 2008 niedziela |
Wczoraj Jola ze
Stefanem wywieźli mnóstwo dobra do Eli. Ja pomagałem Marysi w zimowaniu łódki
U Jankowskiego to chyba dobre miejsce. Pracownik zaniósł silnik na zimowanie,
pomógł odkręcić słupek od relingu. Ktoś wkręcił żelazną śrubkę, która
zardzewiała i nie było sposobu na jej odkręcenie. Pracownik wiertarką akumulatorową rozwiercił
jej łeb. Na wiosnę trzeba będzie Nagwintować M4 i dać nierdzewną śrubkę.
Uwinęliśmy się nie spiesząc się zbytnio. Zdążyliśmy na obiadek. Ze Stefanem
chowamy stoły, ławki etc. Dziś rano – pogoda straszna: ciemno, deszczowo i
żadnej nadziei na poprawę. Jednak ok. 10 przestało padać i można było dalej
coś działać. Jola przekręca cztery wiadra jabłek na wino. Przy tej okazji
dołączam prostownik i ładuje równocześnie trzy akumulatory ołowiowe. Marysia
ok. 12 wyjeżdża do Warszawy. Po drodze napotkała deszcz o niespotykanej intensywności. Wykończona
przyjechała do Warszawy. O tym fakcie zawiadamiała nas dwukrotnie. Po południu,
z Jolą udajemy się do Gołębiewskiego w celu odwiedzenia tzw. „Tropikany”. Wypróbowujemy większość oferowanych urządzeń.
Najpierw 25 metrowy
basen pływacki, potem okrągły basen z bystro płynącą ciepłą wodą, następnie baseny z purglującą solanką sodowo wapniową, borowiną i solanką
ciechocińską, później grota solna, sauna z zapachem ziół alpejskich, grota
śnieżna, znowu okrągły basen i na
koniec basen z falą. Wracając wstępujemy do Tomka. |
22 września 2008 pierwszy dzień jesieni |
Rano ponuro. Mży.
Żal mi Joli. Ona musi jechać do pracy. Ktoś musi zarabiać na Jurę. Ponuro,
ponuro, a potem obfity deszcz. W przerwie deszczu idę sprawdzić grzyby, bo by
się coś smacznego zjadło. Znajduję aż cztery, zdrowe i duże. Kroję gotuję,
odcedzam, dodaję pieprzu,1/2 kostki wołowej, cebulę
czosnek i zieloną pietruszkę z bazylią. Duszę i zajadam. Palę wcześnie w
piecu. W ogrzewaniu jest
on wielokrotnie sprawniejszy od kuchni. Pod kuchnią zapalam
dopiero wieczorem żeby było fajnie. Wczoraj telefonował
Paproki ze Szwecji. Będzie tu nocował w
sobotę/niedzielę. Jola esemsem dała znak że dojechała. Telefonowała też Marysia. Doniosła, że
w piwnicy zostawiła dwa masła i coś tam jeszcze. Jest cicho i spokojnie ,więc douczam się używania komputera. Marnie
idzie na stare lata.... |
24 09.08 środa |
Nareszcie
słonecznie. Wszystkie baterie solarne pracują. Po południu trochę się
zachmurzyło. Przez cały dzień nikogo nie widziałem. Rano temp wody 12 stopni,
powietrza 8. Myję się w jeziorze bo świeci słońce.
Małe pranko, gotowanie jarzynowej zupy na kurzych udkach. Już wyrosła pnąca żółta fasolka
szparagowa. Pyszna z tartą bułką. Wieczorem rozmawiam przez radio z Maćkiem
Bokiem. Tak go zagadałem, aż skończyła się propagacja. Przez 20 minut gadałem
nadaremnie, bo nic już do niego nie docierało.0 2400 zimno
7 stopni. |
25 września 2008 czwartek |
Przez cały dzień
słonecznie. Wreszcie warunki na woskowanie karoserii (malucha). Włączam
wszystkie baterie słoneczne. Sądzę, że naładowało się ok. 15 do 20 Ah! Zmierzyłem pobór prądu: świetlówka 0.75A,nowa lampka
diodowa 0.3A/0.9 W na diodę a świeci ładnie!/. TXRX nasłuch pobór prądu |
26 września 2008 piątek |
Do rozmowy
dołączył się Konrad. Nie zauważyliśmy kiedy minęła
północ. Nie wiadomo, kto w tym gronie był najlepszym gadułą.
Znowu jest słonecznie. Robi się ciepło /w słońcu/.Pracuję przez satelitę.
Brak korespondentów. Gadam z SP4BY Jankiem z KO13OD /Białystok/.Zbieram
jagody czarnego bzu, ucieram z cukrem, odcedzam, słoiczkuję
i pasteryzuję. Razem 16 słoiczków. Na kolację wcinam żółtą fandzolkę szparagową okraszoną tartą bułką. Jola z Ivem przyjadą jutro po południu. Ogłaszam alarm
porządkowy! Pomimo starań, Jola zawsze znajdzie piasek pod dywanami. Takie alarmy,
korespondują z aktualnie czytanymi „Przygodami Szwejka” .Winogrona coraz smaczniejsze! |
27 09 2008 sobota |
Zaludniło się.
Jola przywiozła Iva i Zbyszka Krzyżana.
W porcie zacumował Maowiec z Zosią. Około południa
zjawił się Paproki z Jolą. Uroczysta kolacja ze
smakołykami szwedzkimi. Nie wyobrażam sobie Jury bez tej kompanii. Jole
sadzą, coś wykopują, coś przycinają itp. Paproki
przywiózł aluminiowy spinakerboom. Na razie nie
mamy pomysłu gdzie go zastosować. Ponadto zostałem obdarowany dwoma
laptopami. Jeden na części, drugi z windowsami 3.11
ale za to po szwedzku. Dostałem też radiobudzik i wspaniałe radio programowane. Wystarczy
nacisnąć guzik i masz upragniony program. Wywozimy do Jarka kosiarkę, walizkę
z obrazami, agregator, pompę wodną i dwa rowery. Jak zawsze Zosia częstuje
nas ciastkami . Jola odjeżdża w niedzielę po południu bo Ives ma w
poniedziałek samolot. Maowce wyciągają łódkę i już
nie ma co ich oczekiwać. Paproccy planują odjazd w
poniedziałek o 10 00. Poślizg wyniósł tylko 2 godziny. Zrobiło się cicho tzn.
niegwarno. |
Wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota 04 09 2008 |
Powolne
pakowanie. Strasznie powolne .Bez stresu i działania
biegiem. W sobotę wywożę do Jarka telewizorek, radiomagnetofon i ruskie,
kuchenne radio. Jarek przechowuje toto w dawnej szkolnej klasie a tam
temperatura rzadko spada poniżej zera .U Jarka zastałem Kazika, który pomagał Jarkowi w cięciu drzewa na
opał. Potem wstąpiłem do Rynu. Kupiłem tak tak za
25 zł. Niczego do jedzenia nie kupowałem. |
5 października 2008 niedziela |
Od rana piękna
pogoda. Ładują się akumulatory. Rąbię drzewo bo na
noc trzeba napalić. Wywożę do Eli: 2 balony ,pojemnik
na kiszenie ogórków, trzy anteny aluminiowe i bom od finna,
też aluminiowy. Wieczorem odwiedzam Krisa. Powiesił
portrety Karasia i Jana. Ma fajnie urządzony lokal.
Palił się kominek - ciepło i ujutnie. Potem
wskoczyłem do Jana, sąsiada Eli. Był bardzo miły wieczór z degustowaniem
hiszpańskiego koniaku. Podarowałem Mu kilka jego zdjęć . |
6. 10. 2008 poniedziałek |
Pochmurno i
zimno. Śniadanko, słuchanie Szwejka i ostre pakowanie z postanowieniem
jutrzejszego wyjazdu. Cały plan pada, gdy znalazłem 13 kozaków i dwa
prawdziwki! Młode na suszenie, starsze na potrawkę. Po południu zaczyna
siąpić, potem padać. Paskudnie, zimno i wilgotnie. Palę w piecu i pod
kuchnią. Suszę grzyby. |