HAZAJSKA

 KRONIKA

 JURAJSKA

 

Jura Wielka

12 sierpnia 2008

 

Nic nie wyszło z pisania kroniki. A warto! bo skleroza resetuje fajne wydarzenia. Dnia10 sierpnia, przybił do Jury Grzegorz Borkowski na s/y Borka. Natychmiast zaproponowaliśmy mu usmażenie placków ziemniaczanych. Zajadaliśmy do późnego wieczora. Obecni: Jola, Liwska Joasia, Kuki /Hubert i Danusia/ i piszący ta kronikę Hazaj.

Kilka dni temu było rojno. W sobotę rano Marysia z Jasiem wyjechała do Vetera, który ma posiadłość koło Okartowa. Gajewicze oddali łódkę Marcinowi i wyjechali do Warszawy, odjechał też Zbyszko Krzyżan z Dyziem nie doczekawszy obiadku. Odwiedził nas Julek Kowalski z synem Szymkiem i kolegą z Politechniki. Wstydzę się, ale tego kolegi początkowo nie poznałem. Chwilę potem dobili przyjaciele Stefana Ślusarka: Henryk SUPRONOWICZ z żoną i kolegą z elektroniki. Ostatnio dużo deszczy. Przez ostatnie trzy tygodnie była wspaniała pogoda. Daje się odczuć, że dzień krótszy i słońce jakoś niżej.

W czwartek przybędzie dużo jurajczyków. Hania Tyszka urządza przełożone imieniny. W piątek jest święto i na pewno ściągnie to dużo ludzi. Mają przyjechać Fiejki z psem, Krysia z Gieniem, Paweł z Grażyną i na pewno Maowce.

W lipcu rezydował na łące Marek Snochowski z córką Magdaleną i jej trzema synami: Filipem, Kacprem i najmłodszym niemowlakiem /imienia nie pamiętam/.Marek był bardzo aktywny przy budowie Latryny jednorzędowej jednoosobowej typu  kabriolet. Było bardzo uroczyste otwarcie z tradycyjną cytrynówką  Marka.

 

14.08.08 ćwiartek

Odwiedziny Klima z żoną Elą i siostrą. Mają nową, długą na 7.30m., łódkę o nazwie „RAFA V”. Podają na niej dobre napoje i pyszne smakołyczki. Przybił też Jacek Marczewski SP5EAQ z żoną i córką Kasią. Objawił się Arendarczyk z żoną. Mieszka we Włoszech. Z Arendarczykiem pływałem na „Storm Foglu” w 1980 roku.

Po południu pokazały się Tyszki z smakołyczkami przeznaczonymi na przełożone imieniny. Józio z Kukiem przyprowadzili łódkę z Rynu. Wieczorem kolacja w przyjacielskim składzie. Na razie bez śpiewów. Donoszą, że widziano w Mikołajkach Jurka Kostro z Basią. Jutro na pewno przybiją do nas.

Obecni: Jola, Liwska, Hazaj, Kuki i Tyszki./7 szt./

 

16 sierpnia 2008-08

Dzień przełożonych imienin Haneczki. Obecni: Tyszkowie, Kuki, Jola ,Liwska, Paweł z Grażyną, Jurek Kostro z Basią i Piotrek /syn Kostry/ z synem , i Maowce./15 osób/.W południe była tzw. „Aperytywa” z ciachami i napojami. A o 16 00 zaczęła się główna uroczystość polegająca na konsumpcji wspaniałych smakołyczków: jak sałatka „Cezar”, sałatka „Waldorf”, mięsa, pasztety, szparagi itd. Odbyły się też śpiewy. Śpiewał i grał na gitarze syn Kostry. Jest bardzo podobny do Jurka i odziedziczył po nim talenty do śpiewania...Od stołu przenieśliśmy się do ogniska. Znowu były śpiewy i rozmowy. Pogoda zaczęła się psuć. Błyskało, grzmiało, ale nie padało. Po godzinie deszcz wypędził nas do domu. Burza, z wyładowaniami i deszczem trwała do 23 40

 

17 08 08

Normalnie jak po imieninach. Śniadanie o 1000, potem pogaduszki, jakieś zajęcia i obiadek. I tak do wieczora. Kolacyjka w salonie. Trunki wokalne poskutkowały i odbyły się wspaniałe , nie wymuszone śpiewy. Jurek Kostro wciąż przypominał stare, zapomniane już piosenki. Do towarzystwa /13 osób/ doszedł Andrzej z Beatą (rodzina Maowców). Nikt się nie upił i jak od wielu miesięcy „momentów nie było”. Nie ma o czym  pisać i talking about.

 

19.08.08

Pusto, tylko echo minionych wesołych dni. Dziś popłynęli: Grzegorz na północ, Kuki z Tyszkami ambitnie do Rynu. Do tej pory nie wrócili. Pewno rzucili kotwicę na Rominku. Zanosi się na samotność. Z wielkiego żalu ugotowałem jarzynową zupę. Kosić nie trzeba bo Kuk pracowicie wszystko skosił. Na kolację wcinam pierś kurczaka, którą zorganizowała i usmażyła Danusia. Ciepło i dużo słońca. woda dość ciepła. Noce ciepłe 18 stopni. Grzegorz demonstrował swój wynalazek: krzesełko do siedzenia, po zdjęciu wierzchniej sklejki ukazuje się otwór sedesu. Nie zapomniał o zamocowaniu saperki do kopania dołka na urobek. Kuk zrobił dokumentację zdjęciową. Przed wyjazdem było pożegnalne przyjęcie na dole. Józio serwował METAXę.

 

20 sierpnia 2008

Spokój cisza. Naprawiam napęd skali w radyjku, konstruuję lampkę z superdiodą. (otrzymaną od Henia Supronowicza).Dioda 3 W.  Mam litość i korzystam z 1.5 W.

Fajnie świeci tylko 66% energii jest tracone na szeregowych opornikach. Zajadam się wczoraj ugotowaną zupą. Spokój cisza . Nawet przeczytałem dwa rozdziały z „Przewodnika inteligentnego snoba” F.Starowieyskiego. Nagle Dzidzia zaczęła szczekać i pobiegła na przystań. Niespodzianka! przyjechała na łódce kapitan Oliwia z rodziną . Mąż, syn i dwie córki. Tadeusz Łempicki, Piotrek 12 lat, Hania 10, Jula 6. Przyjąłem ich zupą. Dzieci niejadki nawet nie spojrzały, bo w zupie gęsto było od jarzyn. Odwiedzili Tomka, który zademonstrował swoje witraże. Resztę wieczoru spędziliśmy pod namiotem . Nowa lampka jest wspaniała. Światło rzucone na dach namiotu doskonale oświetla.

Odwiedził nas Konrad z Marylą. Maryla opowiadała dzieciom ciekawe historie.

 

21 08 ćwiartek

Skoro świt , o 1200, kpt. Oliwia dała sygnał do wyruszenie w kierunku Rynu. Dwie godziny przedtem przybił „ROSAMUS” z Markiem SQ5GLB i Krzysztofem SQ5HAU. Krzysztof skorzystał z okazji i zabrał się z kpt. Oliwią do Rynu. Marek ciekawie opowiadał o swoich przygodach na Bałtyku. Przeżył horror w okolicy Darłowa. Stacja brzegowa podała dobrą prognozę. Po wyjściu w morze mocny wiatr zadął z odwrotnego kierunku i morze zdrowo się rozbujało. Złamała się płetwa sterowa a w silniku ściął się klin. Z wielkim trudem udało mu się jakimś drutem zastąpić klin. Sterując silnikiem szczęśliwie trafił w główki portu. Potem zapłynął do Ostródy. Z Ostródy Przywiózł go Krzysztof. Dziś popłynął na Kaczerajno i potem spływa do Warszawy. W tym roku przejechał Wisłą i Wartą do Odry i Szczecina. Łódka mała typu MORS. Do godziny 2130 Oliwia nie wróciła do portu. Zebrałem czapkę żółtych śliwek. Upurglowałem je i wyszło 1 i ½ małego słoiczka. Zakisiłem następne. 4 słoje ogórków. Razem 15 + 4 słojów. Ogórków coraz mniej. Chyba lato się kończy. Zasiałem rzodkiewkę normalną i tzw. białe sople.

 

23 sierpnia 2008

Przybiły Tyszki, Kuk spływa do Warszawy. Wybierają się z Kostrami do Chorwacji. W piątek przyjechała Jola z Jasiem. Głębokim popołudniem odbiła Oliwia. Jutro mają zdać okręt. Krzyś Ostrowski wziął Jasia i jutro jadą nad morze. Telefonowała Joasia Liwska i Karmena. W porcie stoi Calvados pod dowództwem Jacka, kolegi Krzysia. Zameldował, że z gaźnika kapie benzyna. Rano obfity deszcz. Dopiero popołudniu blade słońce. Wieczorem zaczęło wiać. Smaczna kolacyjka .Jola serwowała eksperymentalny pasztet z dyni. Smaczny! Józiowie śpią w „Numerze”, Łódka w porcie.

 

24 sierpnia 2008

Jacek świcie odpłynął Calvadosem do Rynu. Ok. południa przyjechał oddać klucze od Calvadosa. Udało mu się złamać dźwignię zmiany biegów. Mimo złamania biegi daje się jakoś zmieniać. Coś tam dokręcił i wyciek benzyny jest mniejszy. Tyszki też rano ewakuowali się do Warszawy. Józio nadal ma dolegliwości kręgosłupa. Użył na rejsie jak pies w studni...Kuki spłynęły już za Nowogród. Pusto. Obiadek w towarzystwie Joli. Nazbierałem trzy duże wiadra dzikich jabłek. Będzie soczek ,a po miesiącu wino. W zimie powstanie z tego Calvados. Po dwóch dniach znowu obfity zbiór ogórków. Będzie z tego 5 słoików kiszonych. 20 słoików już wyelaborowałem. Jutro Jola wiezie 8 słoików do chłodni w Instytucie. Wieczorem odwiedzamy Tomka. Tam tragedia! Kotek Maszeńka miał operację jelita. Joasia i Tomek czuwają przy nim w dzień i w nocy. Tomek jeździł do Mrągowa po płyn fizjologiczny do zakrapiania oczek kotka.

 

26 sierpnia 2008

Kotek zszedł. Dowiedziałem się od Eli, którą wczoraj odwiedziłem. Wycięła tą złamaną przez wiatr brzozę i paliła gałęzie. Jak tam dojeżdżałem to się przestraszyłem że u Eli pali się. Ela w czwartek jedzie do Warszawy. Przyjedzie ok. 15 września. Jola wyjechała w poniedziałek rano przed godz. 7.Siedzę sam. W niedzielę zerwałem ogórki , a już w poniedziałek znowu wyrosły. W sumie zebrało się tego na 7 słoików plus /te mniej udane/duża porcja na kiszone do szybkiego spożycia. Dziś poszła w ruch sokowyżymałka. Utoczyłem ok. 10 litrów moszczu jabłkowego. Strasznie dużo os, które towarzyszą przy robocie. Pracuję w rękawiczkach. Żadna dotychczas nie użądliła. Opróżniłem balon z winem z czarnej porzeczki 9 litrów. Marysia z Krysią bawią w Gąskach na obozie YOGOWYM .Paweł podał nowy adres internetowy na Jurę:

www.pjr.prv.pl /teraz od listopada 2008 :www.jurawielka.prv.pl/

Osuszam nalewkę na wiśniach. Podobno osuszanie przynosi wenę pisarzom. Ja nie mam pomysłu co jeszcze napisać, więc zapisuję dzisiejszy dorobek. Widocznie butelka była a mała albo głowa za twarda... Czau /a może czał?/

 

27.08 2008

Od rana siąpi drobny deszcz. Rano obowiązkowe kąpiółki. Pogoda ponura . Podczas śniadanka słuchamy /z Dzidzią/ Szwejka wspaniale czytanego przez Zamachowskiego. Gotujemy tradycyjną zupę ogródkowo/jarzynową. Jest wkład w postaci skrzydełek i udek kurzych. Repetuję trzy razy mimo że nie jest tak smaczna jak poprzednia zupa. Nadal siąpi i jest dobry powód żeby się zdrzemnąć. Około piątej zabieram się za wyżymanie jabłek. Do zmroku tj. ok. 19 40 wszystko jest sprzątnięte. Mam nadmiar soku jabłkowego. Trzeba przygotować trzeci balon na wino. jabłkowe. Jola doniosła, że ruszyło się w sprawie elektryfikacji Jury. Jola ma wypełnić papiery i podpisać umowę. Może zrealizują w 2010. Na razie wystarczają baterie solarne. Dziś, przy braku słońca  baterie były ładowne prądem 0.3 do 0.5 A.W dniach słonecznych prąd osiągał 2 do 3.5 amperów a nie amper! /25 do 40 W!/.

 

28.080.08

Prawie cały dzień bez słońca. Rano tradycyjne ,obowiązkowe kąpiółki Potem zimno. Śniadanko bez zieleniny. Pada deszczyk i jest pretekst do czytania zakończonego drzemką. Dosłodziłem moszcz jabłkowy. Na razie są trzy niepełne balony.Za kilka dni trzeba uzupełnić i dosłodzić. Jakoś czas przeciekł do wieczora. Schowałem do szopy część suszącego  się drzewa na opał. Zadzwoniłem do Rowerzysty /Janek Surma 698459619/.Bardzo się ucieszył z tego telefonu. Właśnie zaczyna urlop i przyjedzie. Naprawi rowery, które podarował Paweł. Ten mniejszy, damkę , naprawiłem. Ale on jest fachowcem i dostroi go na medal. Nie wiem czy jeszcze potrafię jeździć. Jarek z Krzyżan zaprosił na sobotę godz. 18 na imprezę australijską.

 

31 08 08

W sobotę przyjechali z Warszawy Gajewicze. Zjawił się też Grzegorz U Jarka pokaz prac australijskich aborygenów. Słowo wiążące wygłosił autor wystawy. Autor tej wystawy spędza pół roku w Australii, resztę roku w Polsce gdzie zawiaduje lotami balonem .Po prelekcji degustacja wytworów tej ziemi. Kazik z żoną Grażyną serwują wspaniałą nalewkę na miodzie. Zawieramy ciekawe znajomości. Poznaliśmy Katarzynę i Donata, którzy mieszkają w pobliskim Słabowie i serwują wędzeniny własnej produkcji. Nie żałujemy sobie krupniku bo podwozie nas /Jolę i mnie/ Tomek Skolimowski swoja nową Toyotą Rav.  Po przyjeździe do Jory zastajemy rój gości w kuchni. Okazało się że Stefan Weker przybił s/y Matem z trzypokoleniową rodziną. Postanowił celebrować swoje imieniny właśnie w Jorze. Zdążyliśmy załapać się na wspaniałe sałatki i inne smakołyczki. Przyjęcie zakończyło się tradycyjnym, czekoladowym tortem. Nazajutrz, w niedzielę rano, Stefany odpływają. Od Mirka, nauczyciela i radnego Rynu, zaprzyjaźnionego z Majkowskimi ,dowiedzieliśmy się, że burmistrz Mikołajek zaplanował most przez Tałty właśnie koło nas przez tzw. „Przeczkę”. Spotkało to się ze stanowczym protestem Rynu. Oby ten protest był skuteczny....W poniedziałek rano, Jola z Grzegorzem jadą do Warszawy. W piątek  razem wrócą. Grzegorzowi odpada jazda autobusem.

 

1 września 2008 poniedziałek

Jola z Grzegorzem odjeżdżają o 0700.Noc była zimna ok. 7 stopni. Rano ścieliły się mgły. Jezioro parowało. Kąpiemy się z Andrzejem /Gajewiczem/ temp. wody 19 stopni, powietrza 12. Świeci słońce. Korzystamy z braku rezydentów i wykonujemy mnóstwo prac. Andrzej wypróbowuje roler , suszy materace, sznurki i żagle. Ja robie pranie, pielę i podgarniam grządki. Zbieram ostatni rzut ogórków. Znowu udaje się wypracować pięć słoików .Grzybów /kozaków/ nadal nie widać. Znalazłem tylko jednego. Około 1900  pojawił się Rowerzysta  Janek .Patrząc pod słońce, nie poznałem jego. Po prostu dlatego, że przyjechał samochodem. Rowerem będzie jeździł na wypady krajoznawcze. Przez otwarte drzwi wleciał nietoperz. Obleciał kuchnię, pokój i korytarz. Widocznie poszukuje miejsca na zimowanie. Zastanawiam się czy nie otworzyć okna w piwnicy. Tylko na wiosnę kto je wypuści? Przez uchylone okno na pewno wejdą myszy.

 

2 września 2008 wtorek

Rano ponuro i nawet deszcz próbował padać. Janek, po śniadaniu, jedzie na wycieczkę rowerową. Objechał Ryn, Sterławki i Giżycko .Okrutnie sterany przyjechał ok. 1800.Z Andrzejem byliśmy w Mikołajkach. Obeszliśmy trzy sklepy żeglarskie. Zakupiłem żywicę do reperacji „Tajfuna”, sznurek czerwony do finna. Mam apetyt na tzw. fussblok ze szczęką do szotów. Cena odstraszająca 288 PLZ. Finn jeszcze kilka dni nad wodą. Może poczekać z zakupem? Andrzej porównywał ceny kotwic i zakupił jakieś szekle i bolce. Wieczorem naprawiam historyczny kozioł do cięcia drzewa, a wykonany przez Romana. To jest naprawdę konstrukcja niepowtarzalna. Czas oddać ją do muzeum i pomyśleć o nowej konstrukcji. Czytam „Tajemnice Warmii i Mazur” Tomasza Sowińskiego. end

 

4 września 2008 czwartek

Pochmurno od rana. Deszcz wisi w powietrzu, ale zaczyna lekko padać dopiero wieczorem. Janek dzisiaj nie pojechał na wycieczkę rowerową. Dzięki temu wykorzystałem go do wielu robót. Pocięliśmy gałęzie złożone koło ogniska. Przycięliśmy gałęzie dębu, które zagrażały dachówkom na szopie. Pocięliśmy ok. 20 bali 1 metrowych składowanych w szopie, w drewutni. Przy okazji, po usunięciu bali odkryłem  zaginiony 2 lata temu grill i ukryte przed złomiarzami i złodziejami, ruszty do pieca. Zbieram jabłka pod jabłonką w lesie i na podwórku. Te podwórkowe jaszcze nie są dojrzałe i przy wyciskaniu soku, sokowirówka wpada w wibracje.

Andrzej kosi trawę, która rośnie jak głupia. Iga serwuje smaczne obiadki. Sałata z jej przyprawą jest genialna! Ja , jak zawsze zmywam naczynia. Winogrona dojrzewają. Są coraz lepsze. Z radia: prąd drożeje i będzie coraz droższy. My tu, mamy to gdzieś.. Mamy baterie solarne i nie boimy się podwyżek. Teraz  jest coraz mniej /dnia/ słońca, ale jeszcze nie odczuwam braku energii. W kuchni świeci się świetlówka, telewizor chodzi na dziennik i pogodę, i wystarcza jeszcze na laptop. Świetlówka ok. 0.6 A,TV ok. 1.5A,laptop ok. 1.3  A dziś było mało słońca i przez 7 godzin  prąd ładowania ok. 0.5 A. Razem 3.5 Ah. Ale w akumulatorach jest zapas z jasnych dni.

 

5 września 2008 piątek

Rano, po śniadaniu, odjeżdża Janek .Był bardzo zadowolony z ciepłego przyjęcia. Idze podziękował za wspaniałe wyżywienie. Przekręcam jabłka na sok i uzupełniam balony. Z powodu niskich temperatur w pomieszczeniu, moszcz trzeba mocno dosłodzić. Po południu przyjeżdża Jola z Grzegorzem. Grzegorz przywozi pyszny krupnik. Przepis na ten krupnik: słoik miodu grzyczanego,1/2 spirytusu, skórka z cytryny i pomarańczy, cynamon, goździki, imbir i gałka muszkatołowa. Podgrzewa miód z tymi ingrediencjami. Czujnie,

aby uzyskać kolor. Na to wlewa trzy szklanki wody i gotuje  przez ok. 10 min. Tworzą się szumowiny, które znikają po dolaniu spirytusu. Po 2 dniach zlewa klarowny płyn i sezonuje przez pół roku /hi/.

 

6 września 2008 sobota

Przyjeżdża Marysia z Jasiem. Jadę z nimi do Rynu po łódkę. W Rynie, cudem udało się uruchomić silnik. Silnik jest po „przeglądzie u znajomego, renomowanego fachowca/za 600zł/.Wiatr słaby. Jedziemy na silniku. W porcie, w Jurze, stoi już Maowiec. Maowiec sprawdza i reguluje silnik. W filtrze paliwa, w przewodach pełno farfocli, itd. Fachman wcale nie zaglądał do silnika, ale forsę od Marysi bezwstydnie zakosił. Spędzamy wieczór na miłych pogaduszkach.

 

7 września 2008 niedziela

Od rana klar łódki. Nie wiadomo dlaczego  wanty są luźne jakby im po 6 cm przybyło. Tydzień temu były naciągnięte jak trzeba. Kładziemy maszt i poprawiamy umieszczenie zaczepów want we właściwy sposób. Poprzednicy, którzy taklowali maszt  wpuścili cały zaczep w gniazdo i naciągnęli wanty. Po prostu konstrukcja nie jest typu idiotenzicher. Już ok. 1140  pełny klar do rejsu. A tu następna przyczyna  nieodpływania: zaproszono nas na tzw. aperytywę. Grzegorz podaje szczegółowy przepis na wypijany krupnik. Po aperytywie odpływamy ( kapitan Marysia, Jaś i ja). Jest kompletna flauta przy słonecznej pogodzie. Ciepło, wręcz upalnie. Przy tym słabym wietrze, wieczorem docieramy do drutów przed Mikołajkami. Nie ma sensu dalej płynąć. Zbierają się groźne chmury i zaczyna

grzmieć. Stajemy na biwaku tuż pod drutami. Jeszcze przed burzą zdążyliśmy postawić namiot i wykąpać się. Potem zaczęło wiać, lać i grzmieć. Byliśmy osłonięci przez  drzewa i nie ponieśliśmy żadnych szkód.

 

8 września 2008 poniedziałek

Rano, po naradzie, postanawiamy popłynąć na Rominek. Pogoda: pochmurna i wiatr 2 do 3 stopni z nordu. Halsujemy. Lejemy tylko jedną łódkę, bo innych nie było nawet w zasięgu wzroku. Wiatr słabnie. Przepływamy koło Jury. Słychać jak nadają Maowiec, Grzesio i Andrzej. Okazało się , że to była pożegnalna aperytywa przed wypłynięciem Maowca. Głębokim popołudniem stajemy na fajnym biwaku. Rominek pusty. Marysia coś gotuje na obiadek, a nas z Jasiem wysyła na grzyby. Przedzieramy się przez chaszcze i grzęzawiska. W lesie trafiamy na świerkowy las z rydzykami. Piękne ,duże i zdrowe. Pada deszcz.

 

9 września 2008 wtorek

Rano o szóstej wstajemy i nie spiesząc się klarujemy okręt. Na śniadanko jajecznica z rydzami. Silnik po kilkunastu próbach zapala. Pogoda słoneczna, wiatr słaby z westu. Żagle wysuszone i schowane pod pokładem. Dobicie do Jankowskiego bez nerwów i problemów. Klarujemy /głównie Marysia/ okręt , silnik chowamy w środku  okrętu. U Jankowskiego spotykamy Andrzeja Gajewicza, który czekał na swój okręt prowadzony przez Grzegorza. Andrzej już zazimował  swoją Igamę II.W Jurze jesteśmy przed 1200.Marysia wydaje dla załogi CALVADOSA  mały obiadek i odjeżdża do Warszawy.

W czasie jurajskiego obiadu wspomniałem, że spodziewam się przyjazdu Piotrka Osóbki. W tym momencie psy zasygnalizowały przyjazd samochodu. Był to właśnie Piotr we własnej osobie /ale miał nosa!/. Obiadek dokończyliśmy w miłym, pięcioosobowym gronie.

 

10 .09.08 środa

Andrzej zimuje łódkę, zawozi silnik do Natkańca na przegląd i konserwację na zimę. Grzegorza namawiamy na zrobienie tradycyjnych placków ziemniaczanych. Uciera 2.5 kg kartofli, dwie duże cebule, dodaje soli, pieprzu i dwa  jajka. Zajadamy się wczoraj ugotowaną zupą. Dziś Iga walnęła nieco za dużo pieprzu. Mimo to nadal nam smakuje. Potem Grzegorz, na stanowisku polowym, elaboruje na dwóch patelniach  około setki smacznych placków. Po dwóch godzinach jesteśmy obżarci do granic wytrzymałości. Wkrótce towarzystwo cicho rozeszło się by „poczytać”.

 

11.09.08 czwartek

Rano żegna się z nami Grzegorz .Dostaje na drogę słoik

ogórków i puszkę piwa. Jadę do Mrągowa na zakupy. Wstępuję

do PKO BP i 40 TZ 08 11.Nareszcie mam chwilę czasu by wstąpić do Konrada. Zrobiłem Mu niezłą psotę: zakupiłem awansem, na imieniny, książkę Normana Davisa „Europa w walce”. Biedak zaczytuje się do trzeciej rano, późno wstaje i dalej czyta zamiast majstrować coś przy domku. Znajduje mnóstwo faktów dotychczas nam nie znanych. Potwierdza się jego teza, że mieliśmy trzech wrogów. Ten trzeci to United Kingdom. Wieczorem palimy pod kuchnią i suszymy grzyby /kozaki/.Telefonuje Marysia . Wspomina nasz trzydniowy rejs.

 

11.09 2008 piątek

Zimujemy pomosty i dębowy blat nadbrzeżnego, bankietowego stołu. Gajewicze oddalają się do Warszawy ok. południa. Zostajemy z Piotrkiem. Ja gotuję zupę a Piotr makaron „muszelki”. Ok. trzeciej obiadek. Wieczorem, tuż przed zachodem słońca, przybywają Tyszki. Hania wystawia pyszną kolację! Po prostu permanentny bankiet. Czasami zdarza się dwudniowa przerwa, ale należy być w pogotowiu każdej chwili! W czwartek, w toto-idiotku kumulacja .11*10

 

16 09 08  WTOREK

W południe odjeżdża Piotr. Zostaję sam. Zlewam wino z czarnej porzeczki. Jest ok. 13 l z 20 litrowego balonu. Zaczem ? Czwarty dzień niema słońca. Baterie słabe Kończę bo można. wszystko stracić .Przecieram 4 wiadra jabłek

 

Środa, czwartek,  piątek, sobota 20 września 2008

Tragedia! Jan Sosnowski nie żyje. Rezydował u Eli. Nic nie zapowiadało tragedii. Upadł i natychmiast skonał. Ela w szoku, ale jakoś się pozbierała. Przy załatwianiu spraw pomaga Tomek Skolimowski. Lekarz, policja itd. Wieczorem odwiedzam Tomka. Smutny wieczór coś w rodzaju stypy i wspominania o zmarłym Przyjechali też Ela z Krisem.

W piątek zaroiło się. Przyjechała Marysia z Jasiem, Jola i

Wekery. Uroczysta kolacja z mnóstwem smakołyków. Wódki też smaczne i uzależniające...W sobotę wielka wywózka dóbr .Pomagam Marysi zazimować „Calvadosa”. Ze Stefanem chowamy stoły, ławki  i psią budę. Pogoda nadal nieładna. Zimno, brak słońca, ale nie pada. Nie pada, ale przestało się chcieć pisać dalej  kronikę . Już prawie nikt nie przyjeżdża. Zjechałem do Warszawy ok. 10 października. Już nie dało się kąpać, temp. wody 12 stopni, deszcze, zimno i pusto.

 

21 września 2008 niedziela

Wczoraj Jola ze Stefanem wywieźli mnóstwo dobra do Eli. Ja pomagałem Marysi w zimowaniu łódki U Jankowskiego to chyba dobre miejsce. Pracownik zaniósł silnik na zimowanie, pomógł odkręcić słupek od relingu. Ktoś wkręcił żelazną śrubkę, która zardzewiała i nie było sposobu na jej odkręcenie. Pracownik  wiertarką akumulatorową rozwiercił jej łeb. Na wiosnę trzeba będzie Nagwintować M4 i dać nierdzewną śrubkę. Uwinęliśmy się nie spiesząc się zbytnio. Zdążyliśmy na obiadek. Ze Stefanem chowamy stoły, ławki etc. Dziś rano – pogoda straszna: ciemno, deszczowo i żadnej nadziei na poprawę. Jednak ok. 10 przestało padać i można było dalej coś działać. Jola przekręca cztery wiadra jabłek na wino. Przy tej okazji dołączam prostownik i ładuje równocześnie trzy akumulatory ołowiowe. Marysia ok. 12 wyjeżdża do Warszawy. Po drodze napotkała deszcz o niespotykanej  intensywności. Wykończona przyjechała do Warszawy. O tym fakcie zawiadamiała nas dwukrotnie. Po południu, z Jolą udajemy się do Gołębiewskiego w celu odwiedzenia tzw. „Tropikany”. Wypróbowujemy większość oferowanych urządzeń. Najpierw  25 metrowy basen pływacki, potem okrągły basen z bystro płynącą  ciepłą wodą, następnie baseny z purglującą solanką sodowo wapniową, borowiną i solanką ciechocińską, później grota solna, sauna z zapachem ziół alpejskich, grota śnieżna, znowu okrągły basen  i na koniec basen z falą. Wracając wstępujemy do Tomka.

 

22 września 2008 pierwszy dzień jesieni

Rano ponuro. Mży. Żal mi Joli. Ona musi jechać do pracy. Ktoś musi zarabiać na Jurę. Ponuro, ponuro, a potem obfity deszcz. W przerwie deszczu idę sprawdzić grzyby, bo by się coś smacznego zjadło. Znajduję aż cztery, zdrowe i duże. Kroję gotuję, odcedzam, dodaję pieprzu,1/2 kostki wołowej, cebulę czosnek i zieloną pietruszkę z bazylią. Duszę i zajadam. Palę wcześnie w piecu. W ogrzewaniu jest  on wielokrotnie sprawniejszy od kuchni. Pod kuchnią zapalam dopiero wieczorem żeby było fajnie. Wczoraj telefonował Paproki ze Szwecji. Będzie tu nocował w sobotę/niedzielę. Jola esemsem dała znak że dojechała. Telefonowała też Marysia. Doniosła, że w piwnicy zostawiła dwa masła i coś tam jeszcze. Jest cicho i spokojnie ,więc douczam się używania komputera. Marnie idzie na stare lata....

 

24 09.08 środa

Nareszcie słonecznie. Wszystkie baterie solarne pracują. Po południu trochę się zachmurzyło. Przez cały dzień nikogo nie widziałem. Rano temp wody 12 stopni, powietrza 8. Myję się w jeziorze bo świeci słońce. Małe pranko, gotowanie jarzynowej zupy na kurzych udkach. Już wyrosła pnąca żółta  fasolka szparagowa. Pyszna z tartą bułką. Wieczorem rozmawiam przez radio z Maćkiem Bokiem. Tak go zagadałem, aż skończyła się propagacja. Przez 20 minut gadałem nadaremnie, bo nic już do niego nie docierało.0 2400 zimno 7 stopni.

 

25 września 2008 czwartek

Przez cały dzień słonecznie. Wreszcie warunki na woskowanie karoserii (malucha). Włączam wszystkie baterie słoneczne. Sądzę, że naładowało się ok. 15 do 20 Ah! Zmierzyłem pobór prądu: świetlówka 0.75A,nowa lampka diodowa 0.3A/0.9 W na diodę a świeci ładnie!/. TXRX nasłuch pobór prądu 0.9 A. Rano w ramach gimnastyki, z kijkami, wędruję do Tomka. Zastaję tam budowniczego gospodarczego domku. Oglądam domek zgrabny, tylko na pewno  nieodporny na wszechstronnie uzdolnionych złodziei. Korzystając z suchej pogody, koszę pod kasztanem żeby było łatwiej zgarniać spadłe liście. O 2100 temp 8 stopni. Będzie zimna noc. Palę pod kuchnia i w piecu. O 2200 mam sked z SP5TAR czyli z Maćkiem.

 

26 września 2008 piątek

Do rozmowy dołączył się Konrad. Nie zauważyliśmy kiedy minęła północ. Nie wiadomo, kto w tym gronie był najlepszym gadułą. Znowu jest słonecznie. Robi się ciepło /w słońcu/.Pracuję przez satelitę. Brak korespondentów. Gadam z SP4BY Jankiem z KO13OD /Białystok/.Zbieram jagody czarnego bzu, ucieram z cukrem, odcedzam, słoiczkuję i pasteryzuję. Razem 16 słoiczków. Na kolację wcinam żółtą fandzolkę szparagową okraszoną tartą bułką. Jola z Ivem przyjadą jutro po południu. Ogłaszam alarm porządkowy! Pomimo starań, Jola  zawsze znajdzie  piasek pod dywanami. Takie alarmy, korespondują z aktualnie czytanymi „Przygodami Szwejka”  .Winogrona coraz smaczniejsze!

 

27 09 2008 sobota

Zaludniło się. Jola przywiozła Iva i Zbyszka Krzyżana. W porcie zacumował Maowiec z Zosią. Około południa zjawił się Paproki z Jolą. Uroczysta kolacja ze smakołykami szwedzkimi. Nie wyobrażam sobie Jury bez tej kompanii. Jole sadzą, coś wykopują, coś przycinają itp. Paproki przywiózł aluminiowy spinakerboom. Na razie nie mamy pomysłu gdzie go zastosować. Ponadto zostałem obdarowany dwoma laptopami. Jeden na części, drugi z windowsami 3.11 ale za to po szwedzku. Dostałem też radiobudzik i wspaniałe radio programowane. Wystarczy nacisnąć guzik i masz upragniony program. Wywozimy do Jarka kosiarkę, walizkę z obrazami, agregator, pompę wodną i dwa rowery. Jak zawsze Zosia częstuje nas ciastkami . Jola odjeżdża w niedzielę po południu bo Ives ma w poniedziałek samolot. Maowce wyciągają łódkę i już nie ma co ich oczekiwać. Paproccy planują odjazd w poniedziałek o 10 00. Poślizg wyniósł tylko 2 godziny. Zrobiło się cicho tzn. niegwarno.

 

Wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota 04 09 2008

Powolne pakowanie. Strasznie powolne .Bez stresu i działania biegiem. W sobotę wywożę do Jarka telewizorek, radiomagnetofon i ruskie, kuchenne radio. Jarek przechowuje toto w dawnej szkolnej klasie a tam temperatura rzadko spada poniżej zera .U Jarka zastałem Kazika, który pomagał Jarkowi w cięciu drzewa na opał. Potem wstąpiłem do Rynu. Kupiłem tak tak za 25 zł. Niczego do jedzenia nie kupowałem.

 

5 października 2008 niedziela

Od rana piękna pogoda. Ładują się akumulatory. Rąbię drzewo bo na noc trzeba napalić. Wywożę do Eli: 2 balony ,pojemnik na kiszenie ogórków, trzy anteny aluminiowe i bom od finna, też aluminiowy. Wieczorem odwiedzam Krisa. Powiesił portrety Karasia i Jana. Ma fajnie urządzony lokal. Palił się kominek - ciepło i ujutnie. Potem wskoczyłem do Jana, sąsiada Eli. Był bardzo miły wieczór z degustowaniem hiszpańskiego koniaku. Podarowałem Mu kilka jego zdjęć .

 

6. 10. 2008 poniedziałek

Pochmurno i zimno. Śniadanko, słuchanie Szwejka i ostre pakowanie z postanowieniem jutrzejszego wyjazdu. Cały plan pada, gdy znalazłem 13 kozaków i dwa prawdziwki! Młode na suszenie, starsze na potrawkę. Po południu zaczyna siąpić, potem padać. Paskudnie, zimno i wilgotnie. Palę w piecu i pod kuchnią. Suszę grzyby.