Wrocławianka
brała udział w 36 rejsach na morzach i oceanach całego świata
|
|
|
----------------------------------------------------- |
Ireneusz Maciaś
|
----------------------------------------------------- |
Wielka
żegluga
|
kapitan Stańkowskiej |
|
|
Wrocławianka, Karmena Stańkowska jest, pierwszym
dolnośląskim żeglarzem, który uzyskał patent jachtowego kapitana żeglugi
wielkiej. Z morzem, na dobre i na złe związała się w 1956 roku. Do dzisiaj
spędziła na nim aż 1257 dni i przebyła 87985 mil morskich. |
|
|
Czy można pogodzić pracę
w zawodzie lekarza kardiologa i specjalisty w zakresie medycyny sportowej z
uprawianiem żeglarstwa, trenowaniem młodych adeptów tej dyscypliny sportu, udzielaniem
się w organizacjach społecznych, a na dodatek prowadzeniem domu? |
- Okazuje się, że
tak odpowiada Karmena Stańkowska. - Choć Wrocław od Bałtyku dzieli prawie
500 km, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby realizować swoje plany. Kiedy z
perspektywy lat patrzę na moje dokonania, zadaję sobie tylko pytanie: Kiedy na to wszystko
znalazłam czas. |
|
Ja z AZS-u. |
|
O tym, że Karmena
Stańkowska została żeglarzem, zadecydował przypadek. - Od sportu nigdy nie
stroniłam: Uprawiałam wspinaczkę wysokogórską; grałam w tenisa - dodaje. -
Kiedyś koledzy namówili mnie: „Spróbuj coś nowego. Przyjdź na przystań.
Zobacz". Tak właśnie trafiłam do Jacht Klubu AZS przy Wybrzeżu.
Wyspiańskiego we Wrocławiu. |
Dla wielu pierwszym
stopniem żeglarskiego wtajemniczenia było wtedy żeglowanie na Odrze. Później
zdolna młodzież wyjeżdżała na mazurskie jeziora, aby tam doskonalić swoje
umiejętności. Ci, którzy trochę wcześniej znaleźli się w Jacht Klubie, mieli
okazję „skosztować" morza - wspomina kapitan Karmena Stańkowska. - Ale
te swobody szybko się skończyły: Pływało się więc we Wrocławiu, na Odrze.
Oczywiście w miarę możliwości. Po pierwszym roku medycyny, podobnie jak spora
grupa moich kolegów i koleżanek, zdecydowałam się na drugi kierunek studiów
- wychowanie fizyczne. |
Wolnego czasu dużo nie
było, ale jakoś wszystko udawało się pogodzić. Dosyć szybko przyswoiła
żeglarskie umiejętności. Przyszły także pierwsze sukcesy: medale w mistrzostwach
Polski i mistrzostwach akademickich. Najczęściej startowała w klasie Finn,
tej w której sukcesy odnosi obecnie Mateusz Kusznierewicz. |
|
Zaczęło się od Narwiku . |
|
W 1957 roku Polski Związek Żeglarski po wielu staraniach
uzyskał zgodę na przeprowadzenie wyprawy do Narwiku w północnej Norwegii,
miasta w obronie którego w 1940 roku walczyła Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich.. - Płynęliśmy dwoma
jachtami "Mariuszem Zaruskim" i ,;Zewem Morza"; którego
niestety już nie ma. Byłam po medycynie, więc koledzy stwierdzili, że mogę
także pełnić funkcję lekarza.I tak właśnie popłynęłam do Narwiku. Rejs trwał
ponad dwa miesiące. Podczas tej wyprawy wreszcie zobaczyłam, jak to naprawdę
jest na morzu.. |
|
Szkoła pod żaglami |
|
Wychowankiem
wrocławskiego Jacht Klubu jest kapitan Krzysztof Baranowski, który
dwukrotnie samotnie opłynął kulę ziemską. To właśnie on w 1983 roku zorganizował
pierwszą szkołę pod żaglami na słynnej "Pogorii", zbudowanej w
1980 roku w Stoczni Gdańskiej dla Bractwa Żelaznej Szekli. - Krzysiu namówił mnie, abym popłynęła
jako oficer, lekarz oraz nauczyciel biologii i języka niemieckiego. Młodzież
w czasie rejsu musiała opanować program nauczania na poziomie II klasy
liceum. To była niezwykle trudna szkoła życia dla tych chłopców. Cztery
godziny wachty nocnej: wieczornej lub "psiej'' pomiędzy 12 a 4 rano albo
"świtówki" od 4 do 8. Ponadto 2 godziny wachty dziennej i
obowiązkowe 6 godzin szkolnej nauki. To nie wszystko. Chłopcy musieli
naprawiać podarte żagle, gotować, wypełniać jeszcze i mnóstwo innych zadań.
Podczas pierwszej szkoły popłynęliśmy wokół Europy; przez Gibraltar
zeszliśmy na Morze Śródziemne, przez Kanał Sueski na Morze Czerwone, stamtąd
na Ocean Indyjski do Sri Lanki, później wokół Afryki Południowej, św. Heleny
i z powrotem do domu: Zwiedzaliśmy, bardzo dużo. W każdym porcie, do którego
zawijaliśmy na nas czekano. Były nawet komitety powitalne. |
|
Z papieżem na "ty" |
|
Podczas rejsów kapitan Karmena
Stańkowska spotykała na wszystkich kontynentach świata wielu ludzi. Ale w
pamięci szczególnie utkwiła jej wizyta w Watykanie, u polskiego papieża. - Czekaliśmy w porcie
Civita Becchia. Było to przed Wszystkimi Świętymi wspomina. - Otrzymaliśmy
wiadomość, że papież znajdzie czas dla żeglarzy z Polski i przyjmie nas na
audiencji: Po prywatnej mszy zostaliśmy zaproszeni do biblioteki. Papież z
każdym z chłopców rozmawiał osobno. Pamiętam, że wtedy przydarzyła się
zabawna historia. Mieliśmy na pokładzie Szymka z Australii. Rodzice chcieli,
by przebywał z rówieśnikami i szlifował język polski: i wychodziło mu to
całkiem dobrze. - A ja jestem Szymek z Australii - powiedział w pewnym
momencie. Skąd? – zapytał papież. - Z Australii, przecież wiesz, tam byłeś.
Później żartowaliśmy, że Szymek był pierwszym, który przeszedł na
"ty" z Janem Pawłem II. |
|
Świat od strony morza |
|
Karmena nie ukrywa, że
zna cały świat, ale od strony morza. Świadczą o tym liczne fotografie zgromadzone
w domowym archiwum, na których utrwalono krajobrazy m. in. Barbadosu, Wysp
Dziewiczych, Sri Lanki, a nawet Wyspy św. Heleny, gdzie osadzony był Napoleon. |
- W 1988 roku władze Australii z
okazji 200-lecia tego. Państwa zaprosiły do siebie wszystkie jachty świata, w
tym naszą klubową "Panoramę" - wspomina. - Gospodarze zaoferowali
znakomite warunki, opłacając nawet wymianę załóg drogą lotniczą. Po 9
miesiącach w Sydney zmienili nas koledzy ż wrocławskiego Jacht Klubu. Była
to podróż, którą będą długo pamiętać, bo przecież nie każdy może być w Australii...
Zauroczył mnie Pacyfik i jego kilkanaście tysięcy wysp. Trudno uwierzyć, że
na naszej planecie są tak odosobnione miejsca; gdzie tygodniami nie
spotyka się żadnego statku, skrawka lądu, ptaków, ryb... Cudowne widoki od
strony morza roztaczają się na strome wzniesienia cypla Południowej Afryki, z
Górą Stołową, 12 Apostołami, Wielką i Małą Głową Lwa. Ale daleko nie trzeba
szukać. Czyż nie jest pięknie na wybrzeżu Dalmacji? |
|
Trudne decyzje |
|
Karmena Stańkowska na
morzu wielokrotnie musiała stawić czoło nie tylko potężnym sztormom, ale szybko
także podejmować decyzje, od których zależało zdrowie i bezpieczeństwo
załogi. |
- Dramatyczna sytuacja miała miejsce na
Oceanie Indyjskim. U jednego z uczniów szkoły pod żaglami wystąpiła całkowita
niedrożność jelit. Chłopak jednak przeżył... Dzięki pomocy miejscowych
wyspiarzy, którzy nasze wołania w eter przekazali do Male - stolicy
Maledywów, udało się chorego przetransportować do szpitalika i przeprowadzić
skuteczną operację w trudnych, prymitywnych wręcz warunkach. Kiedyś, uwięziona przez uporczywe, zachodnie wiatry w
fiordzie Goteborga, zdecydowałam się popłynąć kanałem Gota wiodącym w poprzek
Półwyspu Skandynawskiego, poprzez źle oznakowane jeziora i łączące je
odcinki płytkich kanałów. Okazało się, że przejście to wymaga specjalnych zezwoleń
władz. Zrobiło się małe zamieszanie. Ale powołanie się na znajomość z szefem
szwedzkiego ratownictwa morskiego pozwoliło wybrnąć z tej kłopotliwej
sytuacji. |
|
|
Pewnie już niedługo kapitan Stańkowska powiększy swój
żeglarski dorobek. Właśnie zastanawia się nad propozycją udziału w kolejnym
rejsie szkoły pod żaglami na jachcie "Fryderyk Chopin", tym razem
do Ameryki Środkowej. - Rozważam taką możliwość wyjaśnia. - Bo na brak zajęć
nie narzekam. Dom i praca zawodowa pochłaniają sporo czasu. Ale cieszę się,
że rodzinne tradycje są kontynuowane. W tym roku na pierwszy rejs morski
wyprawiłam moją wnuczkę Ewę. |
|
|
|
|
Tekst jest
przedrukiem z gazety „SŁOWO POLSKIE” z dnia 10 sierpnia 2001 roku |