Tadeusz Ostaszewski

 

Zmarł w Krakowie 30 września 2003r

 

 

 

 

„Wuj”

 

 

Rzeźbiarz i profesor  Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, konstruktor jednostek pływających i latających, kawaler orderu “Virtuti Militari” za kampanię wrześniową.

 

Tłumaczył nam, że jest wujem dla wszystkich żeglarzy no i  pod tym pseudonimem  był znany w żeglarskim środowisku. 

 

W latach 60-tych , Wuj zaprojektował i zbudował   słynny jacht “Kabała”, którego wszystkie wymiary są  siódemką  lub wielokrotnością  tej liczby. Kabała jest jachtem stalowym i ma wspaniałe panoramiczne okno, co w  tamtych czasach było niezwykle oryginalnym rozwiązaniem, i o ile wiem pływa do tej pory

 

Wuj często dołączał  do naszych AZS-owskich obozów jako ‘wolny strzelec”. Każda dziewczyna marzyła o tym aby znaleźć się na pokładzie Kabały, chociaż na krótki przelot.  Kiedy przypływaliśmy do portu, Wuj zakładał biały płócienny uniform, żeglarski, którego ozdobą była baretka orderu VM no i ruszaliśmy na podbój miasta. W latach 70-tych Wuj poszukiwał na Mazurach jakiegoś domu, który byłby schronieniem dla jego “dzieci”, bo tak nazywał swoje rzeźby.

 

 

Bardzo lubił Ryn, mawiał nawet  że chciałby być tam listonoszem. Zainteresował się ruiną holenderskiego wiatraka koło Rynu, ale z różnych względów musiał zrezygnować z tego pomysłu. To nie były łatwe czasy dla takich marzycieli.  Ostatecznie galerię zbudował   w dolinie Prądnika koło Krakowa.  Mieszkał tam do końca ze swoimi “dziećmi”.

 

 

 

Był kustoszem a także niezrównanym przewodnikiem  niedzielnych wycieczek po swojej galerii.  Odwiedzaliśmy go od czasu do czasu. Przygotowywał nam  spanie w “kajucie”, która w czasach budowy galerii służyła mu za całe mieszkanie.

 

 

Palił w malutkiej kozie, wyciągał żurawiem wodę ze studni, pokazywał postępy prac przy trimaranie

 

 

 

 

 

 

Chodziliśmy na wycieczki po przepięknej dolinie Prądnika a Wuj pokazywał nam jej cuda, “Lorelai”, skałę “Łaskawie”, chatkę pustelnika , tajemniczą jaskinię.

 

 

 

Przez wiele lat Wuj był wspaniałym letnim rezydentem jurajskim. Łowił rybki wypuszczając sie w jezioro na swoim niezniszczalnym “szlauchboucie”, jak nazywał swój gumowy ponton. Ryby przynosił do kuchni zawsze wypatroszone i osolone. Reperował stare mazurskie meble, i skonstruował sprytny schowek anty-złodziejski zwany “dziurą wuja”. Był także duszą towarzystwa , niezrównanym opowiadaczem kawałów.  Wuj znał Mazury jak mało kto.

 

 

 

Szczególnie kochał jezioro Dobskie gdzie miał swoje miejsca magiczne; Pilwę i tzw. Muszelkowe Wybrzeże. W naszych mazurskich wędrówkach zawsze odwiedzamy te biwaki i wtedy  Wuj jest razem z nami.

 

 

 

 

 

Jola Polkowska