Szopka Noworocznakoniec grudnia 1974 roku
Od lewj : Janek Wartałowicz, Andrzej Polaczek, Agnieszka Borowska, Kasia Boruń, Ela Tiunin, Marta Pastyrnak, Krzysiek Mrowcewicz, Paweł Rzeńca, Waldek Wojdak
|
Po latach, zupełnie przypadkowo natrafiłem na mocno pożółkły tekst przedstawienia teatralnego wystawionego w I LO im. Bolesława Limanowskiego w Warszawie. Autorem i pomysłodawca szopki był Krzysiek Mrowcewicz ( o mało nie wyleciał ze szkoły za swój wspaniały pomysł ) Aktorzy to uczniowie klasy III d (humanistycznej - wych. prof W. Pawłowska). Prof. M.Rzeszotarski był naszym nauczycielem jęz. niemieckiego i duchem opiekuńczym całego przedsięwzięcia. Dodatkowo ekipa została wsparta przez ówczesną IIB. Ela Tiunin zaprojektowała i wykonała kukiełki. My IIB wsparliśmy imprezę technicznie. Światła, dymy, nagłośnienie..... Cała akcja została przeprowadzona w absolutnej tajemnicy przed resztą szkoły. Odbyło się kilka prób na poddaszu szkolnym. Dobrze pamiętam dzień prapremiery. W ostatnim dniu szkolnym roku 1974 koło południa, po kolejnej przerwie, nauczyciele zaprowadzili część klas do auli teatralnej. Nikt nie wiedział po co. Apel noworoczny? Zgaszono światło. Kurtyna odsłoniła scenę na której stała szopka. W obłokach dymu pojawił się Chochoł.....
|
|
Występują:
Chochoł Dyrektor Rżysko Dyrektor Gorzelski Pani Mielniczuk Pani Liberowa Pan Droń Pan Rzeszotarski Pan Barański
|
/ Scena: wnętrze szopy, gdzieniegdzie porozrzucane siano /
Chochoł / wyskakuje /
Kto mnie wołał, czego chciał Zabrałem się w com to miał Jestem, jestem już na scenie I tu wielkie poruszenie Każdy patrzy, czegoś chcą Ale czego ? Ale co ?
Ciemno wokół, wieje wiatr Zasnął prawie cały świat Idą goście, gości moc Będzie to cudowna noc Ale pst. Zaskrzypiał śnieg Jakby ktoś pod oknem biegł ...... Tak to On. To jego krok Już mnie nie ma. Został mrok ....
|
/ Dyr. Rżysko / Coś mnie tutaj przez noc całą Jakby cicho przyzywało Na tę scenę, tu do ludzi Więc po cichu, by nie zbudzić Żony, która smacznie śpi Zapukałem do tych drzwi. Kto mnie wołał, czego chciał Kto mnie wyrwać ze snu śmiał ?
/ śpiewa na melodię krakowiaczka / Jestem sobie ważna niezwykle osoba Robię sobie co dzień co mi się tylko podoba
Już Machiawelii przed wiekami Był całą duszą z tyranami I zwykł przemawiać jedząc szprotki Że cel uświęca każde środki. I dzięki niemu także wiem Że trzeba lisem być lub lwem Tak do wyboru lwiątko dziś A jutro będzie chytry lis.
/ historia o psich nogach / A kiedy rano wstaje zły Zębami zgrzytam lecą skry Żona się boi, dzieci drżą I drży w posadach cały dom Idę do szkoły , walę w drzwi Woźna się trzęsie, woźny drży I dla klientów w taki czas Nieczuły jestem niczym głaz Ryknę jak lew, pokażę drzwi I wnet ze strachu każdy drży Jak plazma jestem, jak ameba Co dzień się zmieniam w co potrzeba Bo gdy nazajutrz wczesnym rankiem Wypijam w domu mleka szklankę Żonę całuję, głaszczę dzieci Idę do szkoły, słonko świeci Woźnych pozdrawiam uśmiechniętych A potem niby jakiś święty Który nad wszystko kochał świat Siadam i sięgam wnet do akt Interesanci są szczęśliwi Zaś szkoła śmieje się i dziwi
/ na melodię ,, Gdy zapada mrok wieczorny / Lecz gdy ranek wstaje śliczny Staję się antypatyczny Włos mi rzednie, wąs mi blednie Świecą się zęby przednie Najeżony niczym szczotka Rozdeptuję kogo spotkam Wątek myli mi się z wątkiem Jak z „Jedynki” zrobić „Piątkę” A ponadto tłumiąc dech Wstrząsa mną upiorny śmiech HA HA HAAle po za tym żadnych stresów Idę wężowym pasmem sukcesów I choć zdarzają się perturbacje Zbieram pochwały i gratulacje
|
/ na scenę wchodzi dyr. Gorzelski / R. Dzień dobry kolego Dokąd droga wiedzie ? G. Ach dzień dobry / kłania się uniżenie/ Po prostu przyszedłem posiedzieć Pośród tych złotych kłosów , prawda I pachnącej trawy I przemyśleć swe trudne mianowicie sprawy R. Rychło w czas dyrektorze Właśnie przyszła pora By odtańczyć Tango dyrektora / śpiewają w duecie/ Aczkolwiek zapracowani Ze światem i ludźmi sprzeczni My dyrektorzy kochani Zawsze jesteśmy społeczni I choćby świat się zawalił I siedli tułacze wieczni Dyrektor by nie nawalił Bo dyrektor jest społeczny Przed egzaminem maturą Zwykle jest wielki kram Lecz zawsze jesteśmy górą I zawsze ponad plan. I choć czasem się narzeka Na nasz dyrektorski stan Dyrektor zawsze ma nadzieję I zawsze ponad plan I choć czasem się narzeka Na nasz dyrektorski stan Dyrektor zawsze jest na czasie I zawsze ponad plan R. Już mnie niema. Szczęść wam Boże G. Do widzenia dyrektorze Co za czasy, co za czasy Coraz głupsze miewam klasy Nikt już nie wie co wynika Z obowiązków ratownika Po co są obronne grupy I dla czego jęczą trupy A przed laty i kobiety Tak śpiewały roniąc łzy: / śpiewa / Tej nocy księżyc niczym neon Tak filuternie mruga do mnie A Ty jak Cesarz Napoleon Przysposabiałaś mnie obronnie Przysposób mnie obronnie Na wszystkie chwile złe Przysposób mnie obronnie Tak bardzo boję się Przysposób mnie obronnie Za oknem pada deszcz Przysposób mnie obronnie Mym ciałem wstrząsa dreszcz A kiedy ranek wstał prześliczny I jasno było wokół Ty niczym znak topograficzny Tkwiłaś przy moim boku Przysposób mnie obronnie To było kiedyś dziś, mianowicie Nie tak pogodne jest nasze życie Zewsząd pacyfizm pcha się natrętnie A przecież za tym pięknym mundurem Panny chodziły przed wojną sznurem Cóż robić, przyszłość Nasza ponura Emerytura.......... . Ale cicho Ktoś tu idzie, skryję się więc w kąt jak kret Albo mylę się, albo to Koleżanka y, zet
|
/ wchodzi pani Mielniczuk, staje w kącie sceny /
G. / wynurzając się z mroku / Dobry wieczór M. / zaskoczona / A ...dobry Co pan dyrektorze Robi nocą w tej szopie A może oborze G. A koleżanka co na przykład ? M. Ja ? Przygotowuję wykład G. No to do widzenia i wesołych świąt M.. Co się pan tak śpieszy ? G. Pędzę prosto stąd Do „spotkania” na kawę A potem z żoną , prawda Na karnawałową zabawę M. Więc wesołej zabawy / G. Wybiega /
|
/ historia o „liudach” / M. Historio ty nad poziomy Wylatuj, i okiem słońca Dziejów i ludów ogromy Przenikaj z końca do końca Współczesność nic nie jest warta Dziejowe gniazdo os Historia tylko się liczy I czasem choć rzadko PNOS A tak w ogóle to wczoraj zgłosiłam Do biura „Zarząd Antykiem” Kandydaturę na nową muzę Propedeutykę Nowa muza Narodowa Trybunowo- Ludowa Popularni na czasie Jutro w każdej mojej klasie Ogłoszę w krótkim orędziu Że liczba muz zwiększyła Się właśnie do dziesięciu
|
/ idzie przez scenę i spostrzega nocnik / O nocnik A propos nocników, chyba pozwolicie Że zaraz zreferuję wam moje najnowsze odkrycie
Ballada o historycznych nocnikach
Z pod kurzu i pyłu odgrzebuję skwapliwie Dziejowych zagadek bez liku I wszystkich zaskoczę i wszystkich zadziwię Że kiedyś nie było nocników Bo nocnik kochani to sprzęt luksusowy Zaś przodek nasz brudny był, dziki I nigdy nie przyszło mu nawet do głowy Że gdzieś tam istnieją nocniki Aż wreszcie po mękach i trudach ogromnych Gdy lat już minęło bez liku Pojawił się nagle genialny uczony Profesor Ibrachim Nocnikow Ów człowiek niezwykły zadziwił świat cały Choć bardzo był nędznej postury I Nobla nagrodę otrzymał niezwłocznie W dziedzinie szerzenia kultury. I odtąd nikt więcej nie szpecił przyrody Świat cały był czysty choć dziki I hymny pochwalne śpiewały narody Bo wszyscy już mieli nocniki. Ale któż to ...... Chrzęści zbroja a na głowie złoty kask Diabli wiedzą co się święci Lepiej zniknę póki czas.
|
/ na scenie pojawia się pani Liberowa w stroju Pallas Ateny / L. Vides at alta stet nive candium Seracte nec iam sustine at enus Och gdyby wiedział każdy polonus Jakie to piękne jakie podniosłe Trzeba naprawdę być zwykłym osłem By się nie kochać rankiem w tracheju Nocą w daktylu, a w dzień w spondeju ... Lecz my nie mamy tyle rozumu Pulvis et umbra sumus .... Kto dziś naprawdę pojąć zdoła Piękność złotej Hery o oczach woła I sowieckiej Ateny mądrość Zeusa siłę, dobroć i szczerość Zręczność Herakla gdy się dobierał Do skóry piekieł stróża Cerbera ...? Chyba ja tylko ...... Nie uwierzycie Homera mówię ex capite I Marcjalisa i Owidiusza i Harcageni i Owidiusza Kto to doceni ???? Ręczę honorem Że nikt ..... O mores
|
/ śpiewa melodię Laury i Filona / Kiedym się rano wymknęła cicho Z pod Zeusowej Egidy Pobiegłam prędko by złożyć głowę Na nogi pięknej Cyprydy Ty Pani świata siostro Amora Wyzwól mnie wreszcie od bólu I chociaż strasznie uciekła hora Aut Caesar będę aut nullus Fauny niech tańczą, nimfy śpiewają Narcyz niech ślęczy nad wodą Ach jak przyjemnie poigrać z czasem Tak trochę antiquo mode Epicuri de grege perci Szaleją w dzisiejszą porę Ja zaś wciąż łamię ręce i wołam Ot tempra,et mores ! Lecz dość zadumy, … Niechaj Bereasz powiewem Poniesie mnie w przestworzu nad ziemią I niebem Hen daleko .... Jak Odys do domu, wyruszam Ja ostatnia z prawdziwych cór Prometeusza ... Na nic mi Olimp,na nic swady z Ganimedem Odlatuję na zawsze w błogą ziemię Eden
|
Będę wąchać Lotosu kwiaty przeogromne I zapomnę o ziemi, o wszystkim zapomnę... / Znika deus ex machina /
/ w tej samej chwili pojawia się profesor Droń / Słyszałem tu jakiś głos... Ktoś tu był... Ja mam nos Jak coś powiem to już powiem Ma się ten olejek w głowie... Zresztą mniejsza kto tu był Muszę ćwiczyć z całych sił. Najpierw... (tylko zwiążę trampek) Mała porcja, ze sto pompek Teraz w przód i w tył dwa skłony Pierwszy zestaw już skończony ... Drugi zestaw, skłon czołowy Pompka, przysiad przepisowy Teraz wyskok tak jak z rana Znowu skłon .... proste kolana Pad siatkarski, głowa w górę Teraz mostek bez podpórek Jeszcze tylko siad na głowie ... Ciężkie życie ma sportowiec Nie wypijesz, nie zapalisz A wypijesz to nawalisz W meczu kiepsko nie ta klasa Kibic psioczy, psioczy prasa A żyć trzeba każdy to wie... Ciężkie życie ma sportowiec
/ Na melodię odrażający drab / Kiedy zimą za oknami leży przeraźliwy śnieg Wkładam dresik i zaczynam po zdrowie, zdrowie bieg. Przez kałuże i przez zaspy skaczę z gracją dzikich łań A gdy czasem się zatrzymam drżą serca pięknych pań. Uwolniony od nałogów czuję słodki życia smak I codziennie już od świtu szybuję niczym ptak Jeśli pragniesz przyjacielu byś nie utył ale schudł Bieg po zdrowie co dzień trenuj, to moja dieta cud / Wybiega po zdrowie /
/ Na scenie pojawia się profesor Rzeszotarski / Kto tu kwiczał, czego chciał Człowiek znowu rano wstał |
A wieczorem gdy chcę spać Coś zaczyna w głowie grać Dość mam tego, co za los Gdyby chociaż piękny głos Miał ten śpiewak, nie kwik ? A jam właśnie czyścił śliczny Przedwojenny, historyczny Bagnet. Klinga drżała w dłoni Cóż, wciąż słabość mam do broni Do ułanów i do koni Do dywizji i szwadronów Batalionów i plutonów
|
/ śpiewa na melodie serce w plecaku / Mój praszczur przez lat siedem Wojował rzecz to znana Mój dziadek szedł na Wiedeń Za czasów Króla Jana Zaś kuzyn nasz Hieronim /ze strony mego taty/ Był takich.... Że robił nam armaty Ja jeszcze do historii nie wdarłem się wojskowej Lecz jestem już od dawna Po służbie podstawowej Rok cały odsłużyłem Gdzieś hen pod Kazimierzem I byłem zawsze w wojsku wzorowym wręcz żołnierzem Jedni mnie zwą dziwakiem inni zaś ekscentrykiem A ja zaś jestem tylko Zbieraczem historykiem Ma się rozumieć amatorem Lecz czas już na mnie Dzisiaj wieczorem mam jeszcze starą ciotkę odwiedzić Oczyścić srebrny talerz ze śniedzi Wyrzucić śmieci, naprawić gaz /światło też sprawdzę bo korek trzasł/ Uprać pieluchy, wyczyścić piec I przygotować mowę na wiec Dywan wytrzepię po calu cal I wreszcie z żoną na bal na bal / wybiega /
|
/ wchodzi chochoł / MD. Kto mnie wołał czego chciał Zebrałem się w com ta miał Ciemno wokół wieje wiatr Śpi już cicho cały świat Kto tu był i co tu było ??? Może to się tylko śniło ??? Lecz ja chochoł zaraz sprawię Że ujrzycie tu na jawie Czarnoksięskiej siły moc .... Niech powróci tu na scenę To co śniło wam się w noc
|
/ wychodzi korowód zjaw / Mieliście wspaniały sen Mieliście wesoły sen Sen jak bańka prysł Zawiódł szósty zmysł Ostał wam się ino Ostał wam się ino żal Mieliście wspaniały sen Mieliście wesoły sen Sen o złotych górach O zdanych maturach Ostał wam się ino Ostał wam się ino śmiech.
|