1 czerwca 2011 środa

W nocy nic się nie działo. Ranek wstał z lekko zamglonym słońcem. W słońcu było bardzo ciepło. Przygotowałem materiały i narzędzia do budowy nadbrzeża  przystani i do postawienia pomostu. Bale chroniące brzeg   zostały rozbite i rozproszone.  W  tym roku był wysoki poziom wody i fale podmyły  oraz  rozniosły je  po okolicy. Z wielkim trudem udało się te bale  ustawić we właściwym miejscu. Po obiedzie stawiamy pomost. Najtrudniejszą operacją było wbicie  kołków. Dno jest kamieniste a ciężki młot miał tendencje do spadania z trzonu. Zdążyliśmy przed nadchodzącą burzą. Zewsząd ciężkie burzowe chmury, grzmi, ale nic nie pada. Dopiero wieczorem  padło około 6 mm. Czekam na dalszy ciąg opadów. Wszystkie wiadra i balie są na stanowiskach pod  dachem stodoły. W nocy podczas burzy spadło 5 mm deszczu. Dobre i to.

 

4 czerwca 2011 sobota.

Od trzech dni Gajewicze w stanie alarmowym. Andrzej klaruje i sprawdza osprzęt okrętu. Iga robi zapasy jedzenia żeby Marcinowi nic nie zabrakło w samotnym, non stop, rejsie dookoła Mazur. O niczym nie zapomnieli. Nawet zaopatrzyli jacht w świece, które nabyli dopiero w trzecim sklepie. Z Andrzejem usuwamy gałęzie z padniętych drzew. Niby prosta robota a my zalewamy się potem.  W sobotę Marcin przyjeżdża autobusem do Mrągowa. Andrzej z Igą jadą go odebrać. Podczas ich wyjazdu,  przyszedł rowerzysta z partnerką . Zepsuł się  jego rower i prosił o udostępnienie telefonu  do sprowadzenia pomocy. Dzwonił do ojca żeby przyjechał po nich. Po 20 minutach zjawił się ojciec. Starszy pan, gaduła, po chwili znałem już Jego CV. Nazywa się Kuć, mieszka całorocznie w Starych Sadach, dojazd do niego wg żółtego drogowskazu:  „ na koniec świata”.  Miał zawał i był operowany w Olsztynie. W Warszawie był kierownikiem WTW, później kierownikiem przystani na Bełdanach, Na pożegnanie dałem mu sadzonkę  arcydzięgla,  który rozsiał się na grządkach. Opowiadał o grzybach prawdziwkach, które obficie pokazują się w jego lesie. Zwozimy QRPp Tajfuna nad wodę. Po południu, po smacznym obiadku, Marcin oddaje cumy i udaje się na drugą stronę jeziora. Gajewicze odmeldowują się do Warszawy. Zostaję sam z licznymi obowiązkami Robinsona Hazaue. Znajduję wyrzuconą na brzeg pełną butelkę „PORTO TAWNY”! (a’ 19,50 zł. w Biedronce) Przez dwa dni ją suszyłem!

 

6 czerwca 2011 poniedziałek

Kolejny dzień upałów. Wiatr z SE  do 5 B. Chwilami jezioro pełne panien w bieli. Żeglarze ciężko sztormują na zarefowanych grotach. Ci bez refów walczą o życie. Co chwilę mocny przechył, ostrzenie  i w rezultacie bardzo wolno poruszają się do przodu. Woda ciepła. Zakładam bojrepy na dwa Łańcuchy do kotwiczenia. Wczoraj znalazłem pisklę w głębokiej psiej misce. Biedactwo nie mogło   wydostać się z tej pułapki. Uwolniłem je i   obserwowałem co dalej będzie. Jego rodzice,  pliszki zaraz zaopiekowały się nim.   Karmiły go zachowując tajemnicę jego miejsca pobytu. Wieczorem, gdy wracałem od Tomka, zobaczyłem dzikiego rudego kota. Uświadomiłem sobie, ze ta bestia zeżre  naszego  ptaszka!  Już zapadał zmierzch, gdy szedłem do przystani. Na  ławeczce , przy ogrodzie siedziało to maleństwo. Kot na pewno je znajdzie i zeżre! Postanowiłem temu zapobiec. Złapałem biedulę i umieściłem w plastikowej doniczce wymoszczonej papierem WCtowym. Żeby nie uciekła nakryłem to sitkiem. Rano o piątej wypuściłem ją. Natychmiast pofrunęła i ukryła się w krzakach. Pliszki krzątały się na trawniku i wkrótce ją znalazły. Domyślam się, że to jedynak i za wcześnie opuścił gniazdo. Mam nadzieję, że  już nauczył się latać i nocuje u siebie w domu. Na obiady głównym daniem jest   makaron,  który  Iga ugotowała z dużym zapasem. Zajadam się  rukolą i sałatą. Przyprawiam je smaczną  miksturą  zostawioną   przez Igę. Przez te ostatnie trzy tygodnie  smacznych  posiłków - przybyło w gaciach około 5 kG! Patrzyłem z podziwem na Żordżyka, który zjadał najwyżej 1/3 wafelka i nawet wtedy widać było, że ma poczucie winy. Ubierał się w piankę i oszedł popływać w jeziorze, aby spalić kalorie. Temperatura wody wynosiła 14 stopni! Razem z Anulą napisali książkę o prawidłowym odżywianiu /odchudzaniu/. Całodzienne wyżywienie 800  kcal!  Tyle zjada się u nas na skromne śniadanie !

 

7 czerwca 2011 wtorek

Pliszki szaleją na trawniku w poszukiwaniu muszek dla pisklęcia. Siedzi sobie gdzieś w okolicy gałęzi koło ogniska. Wieczorem zauważyłem ruch na stodole. To wyszły z gniazda sikorki bogatki, które rezydowały we wnęce nad warsztatem. Miot ma cztery pisklęta. Dziś nie widziałem żadnego człowieka nie licząc żeglarzy przepływających przez Tałty. Jutro jadę na zakupy do Użranek a potem do Maryli skorzystać z internetu. Od rana słońce za cienkimi chmurami. Po południu lunął deszcz. Padło tego 1.5 mm. Zrosiło ziemię na dwa cm . Pod spodem pozostała sucha ziemia. Na jutro zapowiadają burze w tej części Mazur. Uwidim.

 

9 czerwca 2011 czwartek

Czwarty dzień straszą burzami.  Dookoła chmury burzowe i słychać grzmoty     – a tu coraz bardziej sucho. Temperatura powietrza na zewnątrz 30 , w domu 26, wody w jeziorze 22, wody w studni /źródle/ 8.5 stopni.  Postanowiłem wypróbować  stary sposób na deszcz – zacząłem rozwijać stację pomp. Rozwinąłem węże gumowe na podwórku i czekałem co dalej będzie. Około 14 wiatr zmienił kierunek na północny, chmury robiły się coraz ciemniejsze i o 1540 rozpętała się półgodzinna burza. W końcowej fazie padał grad  o średnicy nie przekraczającej 10 mm . Opad nie przekroczył 22 mm/pół godziny. Porobiły się kałuże, które szybko wsiąkły w ziemię. Po krótkiej przerwie zaczęło znowu padać. Temperatura spadła  z 30 do 17 stopni. Jola zameldowała, że Maowce wybierają się na Mazury. Ino patrzeć jak dotrą. Czekam z niecierpliwością. Burze na razie są bez silnego wiatru. Namiot precyzyjnie postawiony przez Andrzeja dumnie stoi na deszczu. Andrzej zastosował system sznurów mających zapobiegać zbieraniu się wody na dachu namiotu. Przy opadzie, w dolnej części dachu, zbiera się woda i jej ciężar doprowadza do łamania się rurek stelażu. Nie udało się go przekonać, że ten sposób nie jest skuteczny. Zastosowałem 2 litrowe butelki po wodzie. Sznurek mocujący butelkę przechodził przez otwór w dnie i wychodził przez korek. Dawało to podwyższenie dachu o połowę  średnicy butelki tj. około 4 cm. Było to jednak za mało i dopiero zastosowanie 5 litrowych butli zapobiegło zbieraniu się wody.     Na nowo postawionym namiotem, z zabezpieczonym sznurkami dachem, po pierwszym, niezbyt obfitym opadzie, zebrała się woda! Andrzej nie chciał uwierzyć,  że  jego wymyślny patent nie działa. Popsułem więc estetyczny wygląd namiotu i wprawiłem  te paskudne kanistry, które podwyższają powierzchnię namiotu w miejscu gdzie woda najchętniej się zbiera. Przez kilka dobrych lat stosuję 5 litrowe kanistry, które najskuteczniej zapobiegają zbieraniu się wody i łamaniu rurek stelażu. Dziś w pierwszej półgodzinnej ulewie padło 22mm/cm2, a do wieczora 60 mm/cm2 tzn. 60 litrów/m2! Patent z grożeniem pompowania wody z jeziora niezawodnie zadziałał! Może nawet za dobrze, bo jak tak dalej pójdzie - to wyleją jeziora. Maowce nie przyjechały. Jutro Jura  ma się zaludnić. Zobaczymy kogo nie wystraszyła deszczowa pogoda.

 

11 czerwca 2011 sobota

Maowce przypłynęli wczoraj przed południem. O 18 00 przyjechała Jola. Kolacja w miłym gronie. Dziś od rana prace przy obejściu. Jola coś sadzi,  pieli po prostu doprowadza otoczenie do pięknego wyglądu. Tylko czy to „ miastowi” zauważą? Po wczorajszych ulewach mamy sporo zaszparowanej wody. W ogródku sieję trzy rodzaje rzodkiewek , rozsadzam  bazylię i sałatę. Robię dodatkową grządkę na ogórki, uzupełniam szpaler pnącej fasoli szparagowej. Może zwierzątka nie zeżrą tych roślinek, jak to bywało w ubiegłych latach. Około południa przybija Marcin.  Później przyjeżdża jego kolega Tadeusz, z którym  popłynie  w siną dal. Maowiec naprawia spalinową kosę, strzyże trawę na zejściu do wody, obcina gałązki białego derenia , który zarasta przejście do jeziora. Wieczorem uroczysta kolacja. Jola zrobiła wspaniałą sałatkę, Tadeusz połozył na stół ogromnego wędzonego suma i postawił butelkę „Pana Tadeusza” , Maowce zaserwowali koktajl na bazie  ¾ Stocku   i  soku pomarańczowego.. Nikt nie padł pod stół, ale zaśniecie się przydarzyło…Naszych gości  zainteresowała geneza  oraz nazwa naszego dwuosobowego WCtu czyli DUROBERGERA.

 

12 czerwca 2011 niedziela

Załogi długo śpią. Pogoda niewyraźna. Chmury i tylko czasami wyjrzy słońce. Załoga Igamy łapie rybki. Tadeusz przyniósł Joli 16 rybek. Jola się ucieszyła , ale zażyczyła, aby ofiarodawca zwyczajem dawnych Jurajczyków, przyniósł ryby wypatroszone. Wieczorem mamy ucztę rybną. Jola wspaniale smaży ryby. Chłopcy około 14 00 popłynęli w siną dal.  Przed wieczorem odwiedzamy Tomka. Tomek siedzi sam i w dzień nadzoruje pracę ekipy, która modernizuje jego dom. Wieczorem znowu uroczysta kolacja. Zosia zdradza, że mamy solenizanta. Jurek akurat dziś ma nte urodziny. Stawia dwie butelki rasowego wina (Pe Tinto portugalskie rocznik 2009 czerwone półwytrawne i Pata Negra hiszpańskie rocznik 2005 wino gronowe wytrawne). Jest miło. Nikt nigdzie się nie spieszy. Maowce ciekawie opowiadają o sukcesach ich wnuków. Księżyc dąży do pełni. O  godzinie 23 19 zauważyłem na niebie jasny obiekt, który podążał na wschód. Włączyłem laptopa na program Orbitron i stwierdziłem, że to była stacja kosmiczna tzw. ISS. Z mapki na komputerze wynikało, że prom ISS jest oświetlany przez słońce, którego promienie przechodzą nad biegunem północnym. Prom przelatuje nad ziemią w odległości 550 km.

 

14 czerwca 2011, wtorek

W poniedziałek odpływają Maowce. Jurek wykonał gigantyczną pracę przy usuwaniu konaru padniętego drzewa. Po południu odwiedził nas agent z Solid Security i przedstawił warunki ochrony domu. Dzisiaj od rana piękna pogoda, mimo  bardzo złej prognozy . Koło południa rozbudowały się cumulusy. Jest ciepło i wystawiamy na słońce dwa hoboki z kiszącymi się od wczoraj ogórkami. Ogórki z targu 5 kG  po 3 zł/kG. Zobaczymy czy zdążą się zakisić do uroczystych imienin pani Joli tj. do soboty,  Zjawił się przedsiębiorca, który chciał od jutra przystąpić do zakładania instalacji wewnątrz domu. Jola przełożyła termin robót  po uroczystościach imieninowych.  Dopisały komary i nawet w dzień potrafią    znaleźć ofiarę.

 

15 czerwca 2011 środa, imieniny pani Joli

Rano, niestety byłem drugą  osobą składającą życzenia imieninowe.  Ubiegła mnie pani Murzyn, która w Warszawie, stojąc w korku , pierwsza zatelefonowała. Mnie udało się pierwszemu wręczyć upominek w postaci książki Marion Denhof.  Jola przygotowuje się do przyjęcia imieninowego. Gotuje kompot z rabarbaru, przygotowuje greckie gołąbki, wędzi słoninkę itd. Nie zapowiada się dużo uczestników. Co chwilę dzwoni komórka Joli. Dzwonią liczni znajomi z życzeniami. Zgłosił swój przyjazd Zbyszko, ale z Dyziem…Jola zakomunikowała to Kiszczakowi (Pluszakowi a na pewno Skiperowi). Zmartwił się , bo nie lubi męskiej konkurencji. Po południu po licznych telefonach w komórce Joli wyczerpała się bateria.  Nie można było podładować ponieważ zgubił się gdzieś przewód łącznikowy miedzy starym zasilaczem Nokii a nowym aparatem.  Dziś wieczorem ma być zaćmienie księżyca. Teraz tj. o 22 00, wg programu komputerowego elewacja wynosi  6.4 stopnia a azymut 144 stopni. Jola koniecznie chciała obejrzeć to zjawisko, ale pół godziny wcześniej. Wtenczas elewacja wynosiła 5 stopni, na SE były chmury, więc poszła spać. Powiedziałem jej , że od strony Tomka już będzie widać, ale zrezygnowała z mojej rady. Wyszedłem na pole żeby coś zobaczyć, jednak niebo było za jasne aby  zobaczyć księżyc przez cienka warstwę chmur. O 2250 ma lecieć prom kosmiczny a elewacja zaciemnionego  księżyca ma wynosić 10 stopni a  azymut 155 stopni.  Za pół godziny zaglądnę. Nie było widać księżyca i promu ISS.  O 2330 Już było widać księżyc ,ale za warstwą cienkich chmur i nie można było dopatrzyć się cienia ziemi. Zdjęcia z zaćmienia przysłał na Internecie, Marek SP5MNF, który mieszka w Wołkowyji w Bieszczadach.

 

16 czerwca 2011 czwartek.

 Nadal piękna pogoda. Nieco pocieplała woda w jeziorze. Od rana naprawiam kosiarkę nr2.  Jola tak zapędziła się w koszeniu, że nie zauważyła, że odkręciły się śruby mocujące silnik. Jak wyleciała ostatnia śruba - silnik podskoczył i zdewastował spód kosiarki. Udało się znaleźć w trawie tę ostatnią śrubę. Kłopot w tym, że te śruby mają gwint calowy i niczego nie można podpasować.  Musiałem dorobić z blachy kwasówkowej osłonę paska. Dobrze że chomik Paproki zabezpieczył i przywiózł ścinki tej blachy zdobytej w czasach gdy był budowany ośrodek atomowy w Świerku.  Wieczorem pokazują się Tyszki z Piotrem O.. Cały dzień klarowali łódkę w Rynie. Zakładali tzw. sztywny sztag. Podczas kolacji pojawiają się Maowce. Znów miły wieczór.

 

 17 czerwca 2011 piątek

Zgodnie z prognozą,  od rana z przerwami padają deszcze. Tyszki pojechały po jacht,  ale po zrzuceniu na wodę okazało się że łódka tonie! Wrócili więc na łono Jury z wszystkimi bambetlami wyposażenia łódki. Będą spali tą noc w Jurze. Tyszki w tzw. Numerze, a Piotr w pokoju Mazurskim. Przyjechał Janusz brat Joli.  Załoga Jory liczy na razie tylko 8 osób. Wieczorem znów wspaniała kolacja. Na stole króluje sieja podana na listku sałaty i zakrapiana cytryną. Już około południa zrobiła się znowu dobra pogoda. W podlanym przez deszcz ogródku, sieję koper, sałatę i rozsadzam bazylię. W jedno gniazdo  umieszczam po 3 - 4 młode bazylie. Jak wyrosną – będzie okazja rozdawać amatorom tej rośliny. Pasteryzuję 20 słoiczków  nektaru z kwiatów czarnego bzu. Baldachy kwiatów moczyły się przez dwa dni w roztworze cukru z dodatkiem kwasku cytrynowego. Do tych kwiatów dodałem kilkadziesiąt płatków róży.  Jednak zapach czarnego bzu dominuje.

 

18 czerwca 2011 sobota

Dzień przyjęcia imieninowego.  Jola od rana sama  przygotowuje przyjęcie.  Hania Tyszkowa pojechała odebrać łódkę. Usiłuję coś pomóc, ale to nie to, co kobiece ręce. Około południa zjawiają się Gajewicze  i za godzinę po nich Paweł z Grażyną i córką Magdą . Grażyna i Iga dzielnie pomagają w przygotowaniu przyjęcia.  Przyjeżdża też Rysio z Ewą i Mamą Joli.  Z Użranek przywożę na przyjęcie Marylę. „Forszpas” konsumujemy pod namiotem bo lekko pada. Na szczęście rozpogadza się i nie musimy chować się do ciasnego salonu. Dalszy ciąg przyjęcia odbywa się na świeżym powietrzu. Dostawiamy stoły i ławki bo gości przybywa. Ze wsi przyszły Ela z Janeczką, a z Krzyżan przyjechała Zosia  z Dorotą i Bożenką, córką Zosi. Jarek w tym roku pełni funkcje prezesa Rotary Club i nie ma czasu na lokalne uroczystosci. Zosia upiekła, jak zawsze, wspaniałe ciasto a Bożena zrobiła sałatkę, śledzika i pasztet . Wszystko niezwykle smaczne dzięki ich talentom kulinarnym. W uroczystościach uczestniczyło ok. 20 osób. Po 23 ucichły rozmowy i towarzystwo zaległo w ciszy nocnej. Co było na stole nie jestem w stanie opisać , bo było tego bardzo  dużo i doborowej jakości. Nie będę wspominał o smorodinówce bo bardzo szybko się rozeszła i tradycyjnej Calvie de Jora. Nikt się nie spił i nie było z tego powodu momentów wartych odnotowania w kronice. Dla tych, którzy z różnych powodów nie mogli być na przyjęciu – podaję spis dań :

Gołąbki greckie / farsz na liściach winogron/

Smalec z ziołami z ogródka

Kiwi nadziewane tuńczykiem

Łosoś pieczony z sosem chrzanowym kompozycji  Grażynki G.

Sałatka kartoflana z suszonymi pomidorami pani Eli

Ogórki małosolne Hazaja

Pomidory z mozarellą i bazylią

Polędwica z suma

Pasztet z bekonem

Pasztet z biedronek

Salceson z Łysych

Szynka wędzona

Polędwica dojrzewająca

Paleta pełna francuskich serów

Sos rabarbarowy, śliwki w occie

                                       Napitki /trunki/

Gin Gordon’s,  Calva de Jura 2004, Smorodinówka, Whisky Grant’s, Wino Hania,` kompot z rabarbaru

 

P.S Te imieniny wspominam jako jeden z większych koszmarów jaki mi się przydarzył i to nie ze względu na gości, którzy dopisali i dobrze się bawili. Po prostu przeziębiłam się dwa dni wcześniej.  Febra sprawiła, że wyglądałam niezbyt apetycznie a czułam się fatalnie. Zupełnie nie wiem jakim cudem to przeżyłam. Hazaj po użyciu dużej ilości doborowych trunków zaznaczył ,że nie było na tym przyjęciu nic godnego odnotowania. (!) Jednak komentarze gości dowodzą, ze gwiazdą wieczoru była moja mama (97 lat) Siedziała do końca przy ogrodowym stole konsumując z apetytem wymienione przez Hazaja specjały. O 12stej w nocy wyciągnęła na spacer Janusza a potem brylowała w kuchni zabawiając młodych i starszych opowieściami ze swojej młodości.JP

 

19 czerwca niedziela

Śniadanie na dworze. Jeszcze są potrawy z wczorajszej uczty. Goście powoli rozjeżdżają się. Po obiedzie odwożę Marylę do Użranek. Przy okazji korzystam z Internetu , nagrywam maile do wieczornego oglądania.

 Na kolacji zostaje jedynie 10 osób.

 

20 czerwca 2011 poniedziałek

Rano o 9 00 przyjeżdża ekipa do instalacji elektrycznej. Wykuwają dziurę w fundamencie i podłodze tzw. Łazienki. Robią też przejście dla kabla przez fundamenty szopy. Dziś na tym kończą działalność. Majster  wyliczył na palcach, `że do piątku skończą.  W czwartek jest Boże Ciało, więc nie wypada im pracować. Około 18 przyjeżdża Marysia z Jasiem. Wyładowują manele i instalują się w Numerze. Marysia dostaje telefon z Warszawy, od kuzyna Kuby z wiadomością, że zostawiła torebkę z pieniędzmi , kluczami, kartami kredytowymi w  barze przy stacji paliw w Kadzidle. Zmęczona całym dniem wyrusza po tę torebkę. Jedzie z Piotrem Osóbką. Wracają z wyprawy o 23 00. A my w nowym towarzystwie pijemy wino przy świetle z diod luminescencyjnych tzw. LEDach. Nowi goście to Jul z Andrzejem Wyglądałą, przypłynęli na jachcie.

 

22 czerwca 2011 środa

Jola rano, skoro świt, o 0730 robi pobudkę bo o 8 00 przyjeżdża ekipa od elektryczności. Okablowują kuchnie i mój pokój. Nie idzie to łatwo bo tynk słaby, a pod tynkiem pustaki o cienkiej ściance. Kołki plastikowe słabo trzymają, więc chłopaki  strugają kozikiem kołki drewniane. Dzisiaj okablowują korytarz, pokój Joli i salon. Jutro Boże Ciało, więc nie pracują. Dziś zjawiły się Tyszki.  Zamieszkają na swoim okręcie tj. na s/y „Mu-Ha”. Od wczoraj zamustrował się na jej pokładzie Piotr Osóbka. Piotr mieszkał w pokoju Mazurskim, ale Zbyszko z Dyziem przeprowadzili się ze strychu do jego pokoju. Dyzio był zadowolony bo w pokoju było ciepło a Piotr wyprowadzał go o 6 rano i pies nie  musiał czekać az Zbyszko zbudzi się, zwykle około 9 rano. Marysia przyjechała z dwoma psami Murką i Pikusiem. Ten drugi warczy na Dyzia, a Dyzio rzuca się na niego. Więc są ciągle cyrki a Jola każe Dyzia przywiązywać do jabłonki żeby Skiper i ten Pikuś mogły jeszcze trochę w zdrowiu pożyć. Zbyszko przywiązuje go na 15 metrowej cumie. Od czasu do czasu spuszcza go z tej cumy surowo napominając żeby był grzeczny.  Natychmiast dochodzi do konfliktu. Więc Marysia i Jola zamykają swoje psy  w pokojach a Dyziulek wchodzi do sadzawki i jest mu bardzo dobrze. Piotr wybiera się z Tyszkami   na rejs. Załoga w pełnym składzie nocuje na pokładzie Mu- Ha. Piotr słynieł z niezwykle akustycznego  chrapania. Podobno został już z tego wyleczony, uwidim !. Po robotach instalatorskich zostało wszystko wysprzątane, wymyte podłogi i rozścielone dywany. W piątek będą instalować na strychu i w piwnicy. Pogoda dobra, jest ciepło. W południe herbatka organizowana nad wodą przez załogę Igamy. Przed kolacją wizytujemy z Jolą s/y Mu-Ha. Hania serwuje pięcioletnią pigwówkę. Nie jestem w stanie napisać odpowiedniego hymnu pochwalnego.

 

23 czerwca 2011 czwartek Boże Ciało

W nocy była burza . Napadało 6 mm/cm. Od rana piękna pogoda z cumulusami. W porcie stoi Igama i Mu-Ha. Kąpiemy się. Woda   ma temperaturę 19 stopni. Armatorzy zapraszają na kawę z ciastkami. Na wodzie dużo .żaglówek. Siła wiatru 2 do 3 B z kierunku SW do NW.  Część Jurajczyków, bardziej zaangażowanych udaje się na mszę do Rynu . Marysia ugotowała zupę z bakłażanów.Ku mojemu zaskoczeniu – nie dodaje żadnych kostek maggi ani „kuchcika” a zupa jest smaczna! Wieczorem, w wigilię imienin Jasia, uroczysta kolacja zakończona imieninowym  tortem.  Dyzio też uczestniczy w uroczystości szczekając za drzwiami z częstotliwością co 6 sekund. Też chce uczestniczyć w rozmowach, ale go do domu nie wpuszczamy bo tu pod stołem nie ma miejsca na drugiego psa. Gdyby doszło do ich bliskiego spotkania to przy okazji mogłaby być odgryziona noga któregoś uczestnika wieczerzy lub jeden z uczestników walki - ciężko ranny mógłby polec. Dyzio nie znosi samotności i gdy Zbyszko zamknie go w pokoju na strychu i pójdzie myć zęby, to Dyzio też chce z nim wyjść, zamknięty tak długo szczeka aż Zbyszko nie powróci.

 

24 czerwca 2011 piątek

Dziś imieniny Jasia. Od rana lawina telefonów z życzeniami. Instalatorzy okablowania uzbrajają strych, pokój Mazurski, i piwnice. Trzeba było dokupić kabla i zabrakło jednego kompletnego gniazda z bolcem. Skończyli późnym  popołudniem. Około południa opuszcza nas Zbyszko z Dyziem. Marysia już nie musi chronić Pikusia przed Dyziem. Skipper też się odstresował. Wieczorem znów uroczysta kolacja z odśpiewaniem Jasiowi sto lat. Podano sieję na liściach sałaty.

 

25 czerwca 2011 sobota

Rano pojawiła się ekipa instalatorów . Zakleili otwory przejść kabli, pogadali i wzięli zapłatę za wykonane prace. Pogoda dobra, po niebie przesuwają się cumulusy rozrastające się do cumulonimbusów. Dopiero przy obiedzie spadło nieco deszczu. Wiatr z NW 2-3 B zgodnie z prognozą od

WWW.windguru.cz

Andrzej dostaje te prognozy od Marcina, który w Warszawie fotografuje komórką ekran i przesyła mmsem Andrzejowi. Odwiedza nas Jumbo z żoną i znajomymi żeglarzami. Szybko się pożegnali bo czeka ich otaklowanie Calvadosa. Może jutro tu przypłyną.  Po południu zespól karciarzy gra w brydża. Wieczorem około 2020 wychodzimy podziwiać piękną tęczę. Na stole pożegnalna kolacja. Jutro Jola wyjeżdża do Warszawy. Hania podaje niezwykle smaczną sałatkę i pięknie przystrojone pomidory. O godzinie 22 jest jeszcze bardzo jasno.

 

26 czerwca, 2011, niedziela

Po obiedzie Jola wyjeżdża do Warszawy. Przy kolacji dostajemy od niej smsa z życzeniami  smacznego z gorącej Warszawy. U nas pogoda dobra tylko wieje i jest zimno 14 stopni.

 

27 czerwca , 2011, poniedziałek

Pogoda dobra, wieje z N, chłodno. Odpływają Gajewicze. Tyszki z Piotrem uchodzą do Warszawy. Zrobiło się pusto. Dobrze, że Marysia z Jasiem jeszcze nie pojechali. Korzystam że w gospodarstwie ktoś jest i ruszam do Mrągowa. Kupuję benzynę, robię zakupy w Rastcie, pobieram pieniądze  w PKO BP, nabywam wazonik z azaliami ,  które zasadzę u Teresy ,funduję sobie lody ,  doładowuję komórkę, odwiedzam pocztę i Jagodziankę, gdzie funduję sobie lody.

 

28 czerwca, 2011, wtorek

Przez cały dzień niebo prawie bez chmurki. Wieje silny wiatr z N. Nad wodą nie jest za ciepło i woda wyraźnie zimniejsza. Marysia pakuje manatki. Postanowiła dziś wyjechać. Wczoraj, będąc na spacerze , psy dorwały młodego dzika. Murka trzymała go za kark , Pikuś ciągnął  za ogon a Marysia broniąc wzięła go na ręce. U psów rozbudził się instynkt polowania i nie mogły zasnąć. Rano chciały poszukać dziczka i dokonać ostatecznego samosądu. Marysia  uwiązała je do ławki a  później do odjazdu siedziały w samochodzie. Andrzej zawiadomił, że jutro dobija do Jury bo mu silnik nawalił i trzeba jechać do Natkańca.

 

29 czerwca,2011,  środa

Nadal słonecznie, wiatr przeszedł na NE i jest słabszy 2 B. Woda cieplejsza więc odbywam dwie kąpiółki. Naprawiam  zabytkowe krzesła, które przez zimę rozeschły się i mogą się rozpaść. W samochodzie przestała działać wycieraczka. Sprawdziłem bezpiecznik – dobry. Zamierzam dostać się do silnika wycieraczki. Przed  tym należy odkręcić plastikową osłonę  wlotu powietrza. Pod tą osłoną znalazłem pół wiadra śmieci i m. innymi mysie gniazdo /już bez myszy/.  Silnika nie udało się wykręcić z powodu braku odpowiedniego, nietypowego klucza 21 mm. Przy próbach odkręcania traktowałem gwinty olejem. Stwierdziłem, że nie będę w stanie reanimować  wykręconego silnika. Po wymyciu wnętrza wlotu powietrza złożyłem wszystko do stanu początkowego. Odstawiłem samochód  z przed warsztatu na miejsce postojowe. Jeszcze raz spróbowałem włączyć wycieraczki – i wycieraczki ruszyły! Po konsultacji z Andrzejem doszliśmy do wniosku, że po prostu zatarła się niesmarowana ośka. Olej, którym polewałem oporne nakrętki spenetrował tą zatartą ośkę. Komary stały się bardzo agresywne. Być może wysłuchały prognozę że będzie deszcz  i stąd ich aktywność.

 

 

Maj

 

Lipiec

 

Sierpień

 

Wrzesień

 

Październik