1 czerwca 2011 środa W nocy nic się nie działo. Ranek
wstał z lekko zamglonym słońcem. W słońcu było bardzo ciepło. Przygotowałem
materiały i narzędzia do budowy nadbrzeża przystani i do postawienia
pomostu. Bale chroniące brzeg zostały rozbite i rozproszone.
W tym roku był wysoki poziom wody i fale podmyły oraz
rozniosły je po okolicy. Z wielkim trudem udało się te bale
ustawić we właściwym miejscu. Po obiedzie stawiamy pomost. Najtrudniejszą
operacją było wbicie kołków. Dno jest kamieniste a ciężki młot miał
tendencje do spadania z trzonu. Zdążyliśmy przed nadchodzącą burzą. Zewsząd
ciężkie burzowe chmury, grzmi, ale nic nie pada. Dopiero wieczorem
padło około 4 czerwca 2011 sobota. Od trzech dni Gajewicze w stanie
alarmowym. Andrzej klaruje i sprawdza osprzęt okrętu. Iga robi zapasy
jedzenia żeby Marcinowi nic nie zabrakło w samotnym, non stop, rejsie dookoła
Mazur. O niczym nie zapomnieli. Nawet zaopatrzyli jacht w świece, które
nabyli dopiero w trzecim sklepie. Z Andrzejem usuwamy gałęzie z padniętych
drzew. Niby prosta robota a my zalewamy się potem. W sobotę Marcin
przyjeżdża autobusem do Mrągowa. Andrzej z Igą jadą go odebrać. Podczas ich
wyjazdu, przyszedł rowerzysta z partnerką . Zepsuł się jego rower
i prosił o udostępnienie telefonu do sprowadzenia pomocy. Dzwonił do
ojca żeby przyjechał po nich. Po 20 minutach zjawił się ojciec. Starszy pan,
gaduła, po chwili znałem już Jego CV. Nazywa się Kuć, mieszka całorocznie w
Starych Sadach, dojazd do niego wg żółtego drogowskazu: „ na koniec
świata”. Miał zawał i był operowany w Olsztynie. W Warszawie był
kierownikiem WTW, później kierownikiem przystani na Bełdanach, Na pożegnanie
dałem mu sadzonkę arcydzięgla, który rozsiał się na grządkach.
Opowiadał o grzybach prawdziwkach, które obficie pokazują się w jego lesie.
Zwozimy QRPp Tajfuna nad wodę. Po południu, po smacznym obiadku, Marcin
oddaje cumy i udaje się na drugą stronę jeziora. Gajewicze odmeldowują się do
Warszawy. Zostaję sam z licznymi obowiązkami Robinsona Hazaue. Znajduję
wyrzuconą na brzeg pełną butelkę „PORTO TAWNY”! (a’ 19,50 zł. w Biedronce)
Przez dwa dni ją suszyłem! 6 czerwca 2011 poniedziałek Kolejny dzień upałów. Wiatr z
SE do 5 B. Chwilami jezioro pełne panien w bieli. Żeglarze ciężko
sztormują na zarefowanych grotach. Ci bez refów walczą o życie. Co chwilę
mocny przechył, ostrzenie i w rezultacie bardzo wolno poruszają się do
przodu. Woda ciepła. Zakładam bojrepy na dwa Łańcuchy do kotwiczenia. Wczoraj
znalazłem pisklę w głębokiej psiej misce. Biedactwo nie mogło
wydostać się z tej pułapki. Uwolniłem je i obserwowałem co dalej
będzie. Jego rodzice, pliszki zaraz zaopiekowały się nim.
Karmiły go zachowując tajemnicę jego miejsca pobytu. Wieczorem, gdy wracałem
od Tomka, zobaczyłem dzikiego rudego kota. Uświadomiłem sobie, ze ta bestia
zeżre naszego ptaszka! Już zapadał zmierzch, gdy szedłem do
przystani. Na ławeczce , przy ogrodzie siedziało to maleństwo. Kot na
pewno je znajdzie i zeżre! Postanowiłem temu zapobiec. Złapałem biedulę i
umieściłem w plastikowej doniczce wymoszczonej papierem WCtowym. Żeby nie
uciekła nakryłem to sitkiem. Rano o piątej wypuściłem ją. Natychmiast
pofrunęła i ukryła się w krzakach. Pliszki krzątały się na trawniku i wkrótce
ją znalazły. Domyślam się, że to jedynak i za wcześnie opuścił gniazdo. Mam
nadzieję, że już nauczył się latać i nocuje u siebie w domu. Na obiady
głównym daniem jest makaron, który Iga ugotowała z
dużym zapasem. Zajadam się rukolą i sałatą. Przyprawiam je
smaczną miksturą zostawioną przez Igę. Przez te
ostatnie trzy tygodnie smacznych posiłków - przybyło w gaciach
około 7 czerwca 2011 wtorek Pliszki szaleją na trawniku w
poszukiwaniu muszek dla pisklęcia. Siedzi sobie gdzieś w okolicy gałęzi koło
ogniska. Wieczorem zauważyłem ruch na stodole. To wyszły z gniazda sikorki
bogatki, które rezydowały we wnęce nad warsztatem. Miot ma cztery pisklęta.
Dziś nie widziałem żadnego człowieka nie licząc żeglarzy przepływających
przez Tałty. Jutro jadę na zakupy do Użranek a potem do Maryli skorzystać z
internetu. Od rana słońce za cienkimi chmurami. Po południu lunął deszcz.
Padło tego 9 czerwca 2011 czwartek Czwarty dzień straszą
burzami. Dookoła chmury burzowe i słychać
grzmoty – a tu coraz bardziej sucho. Temperatura
powietrza na zewnątrz 30 , w domu 26, wody w jeziorze 22, wody w studni
/źródle/ 8.5 stopni. Postanowiłem wypróbować stary sposób na
deszcz – zacząłem rozwijać stację pomp. Rozwinąłem węże gumowe na podwórku i
czekałem co dalej będzie. Około 14 wiatr zmienił kierunek na północny, chmury
robiły się coraz ciemniejsze i o 1540 rozpętała się półgodzinna burza. W
końcowej fazie padał grad o średnicy nie przekraczającej 11 czerwca 2011 sobota Maowce przypłynęli wczoraj przed
południem. O 18 00 przyjechała Jola. Kolacja w miłym gronie. Dziś od rana
prace przy obejściu. Jola coś sadzi, pieli po prostu doprowadza
otoczenie do pięknego wyglądu. Tylko czy to „ miastowi” zauważą? Po wczorajszych
ulewach mamy sporo zaszparowanej wody. W ogródku sieję trzy rodzaje
rzodkiewek , rozsadzam bazylię i sałatę. Robię dodatkową grządkę na
ogórki, uzupełniam szpaler pnącej fasoli szparagowej. Może zwierzątka nie
zeżrą tych roślinek, jak to bywało w ubiegłych latach. Około południa
przybija Marcin. Później przyjeżdża jego kolega Tadeusz, z którym
popłynie w siną dal. Maowiec naprawia spalinową kosę, strzyże trawę na
zejściu do wody, obcina gałązki białego derenia , który zarasta przejście do
jeziora. Wieczorem uroczysta kolacja. Jola zrobiła wspaniałą sałatkę, Tadeusz
połozył na stół ogromnego wędzonego suma i postawił butelkę „Pana Tadeusza” ,
Maowce zaserwowali koktajl na bazie ¾ Stocku i
soku pomarańczowego.. Nikt nie padł pod stół, ale zaśniecie się
przydarzyło…Naszych gości zainteresowała geneza oraz nazwa
naszego dwuosobowego WCtu czyli DUROBERGERA. 12 czerwca 2011 niedziela Załogi długo śpią. Pogoda
niewyraźna. Chmury i tylko czasami wyjrzy słońce. Załoga Igamy łapie rybki.
Tadeusz przyniósł Joli 16 rybek. Jola się ucieszyła , ale zażyczyła, aby
ofiarodawca zwyczajem dawnych Jurajczyków, przyniósł ryby wypatroszone.
Wieczorem mamy ucztę rybną. Jola wspaniale smaży ryby. Chłopcy około 14 00
popłynęli w siną dal. Przed wieczorem odwiedzamy Tomka. Tomek siedzi
sam i w dzień nadzoruje pracę ekipy, która modernizuje jego dom. Wieczorem
znowu uroczysta kolacja. Zosia zdradza, że mamy solenizanta. Jurek akurat
dziś ma nte urodziny. Stawia dwie butelki rasowego wina (Pe Tinto
portugalskie rocznik 2009 czerwone półwytrawne i Pata Negra hiszpańskie
rocznik 2005 wino gronowe wytrawne). Jest miło. Nikt nigdzie się nie spieszy.
Maowce ciekawie opowiadają o sukcesach ich wnuków. Księżyc dąży do pełni.
O godzinie 23 19 zauważyłem na niebie jasny obiekt, który podążał na
wschód. Włączyłem laptopa na program Orbitron i stwierdziłem, że to była
stacja kosmiczna tzw. ISS. Z mapki na komputerze wynikało, że prom ISS jest
oświetlany przez słońce, którego promienie przechodzą nad biegunem północnym.
Prom przelatuje nad ziemią w odległości 14 czerwca 2011, wtorek W poniedziałek odpływają Maowce.
Jurek wykonał gigantyczną pracę przy usuwaniu konaru padniętego drzewa. Po
południu odwiedził nas agent z Solid Security i przedstawił warunki ochrony
domu. Dzisiaj od rana piękna pogoda, mimo bardzo złej prognozy . Koło
południa rozbudowały się cumulusy. Jest ciepło i wystawiamy na słońce dwa
hoboki z kiszącymi się od wczoraj ogórkami. Ogórki z targu 5 kG po 3 zł/kG.
Zobaczymy czy zdążą się zakisić do uroczystych imienin pani Joli tj. do
soboty, Zjawił się przedsiębiorca, który chciał od jutra przystąpić do
zakładania instalacji wewnątrz domu. Jola przełożyła termin robót po
uroczystościach imieninowych. Dopisały komary i nawet w dzień
potrafią znaleźć ofiarę. 15 czerwca 2011 środa, imieniny
pani Joli Rano, niestety byłem drugą
osobą składającą życzenia imieninowe. Ubiegła mnie pani Murzyn, która w
Warszawie, stojąc w korku , pierwsza zatelefonowała. Mnie udało się pierwszemu
wręczyć upominek w postaci książki Marion Denhof. Jola przygotowuje się
do przyjęcia imieninowego. Gotuje kompot z rabarbaru, przygotowuje greckie
gołąbki, wędzi słoninkę itd. Nie zapowiada się dużo uczestników. Co chwilę
dzwoni komórka Joli. Dzwonią liczni znajomi z życzeniami. Zgłosił swój
przyjazd Zbyszko, ale z Dyziem…Jola zakomunikowała to Kiszczakowi (Pluszakowi
a na pewno Skiperowi). Zmartwił się , bo nie lubi męskiej konkurencji. Po
południu po licznych telefonach w komórce Joli wyczerpała się bateria.
Nie można było podładować ponieważ zgubił się gdzieś przewód łącznikowy
miedzy starym zasilaczem Nokii a nowym aparatem. Dziś wieczorem ma być
zaćmienie księżyca. Teraz tj. o 22 00, wg programu komputerowego elewacja
wynosi 6.4 stopnia a azymut 144 stopni. Jola koniecznie chciała
obejrzeć to zjawisko, ale pół godziny wcześniej. Wtenczas elewacja wynosiła 5
stopni, na SE były chmury, więc poszła spać. Powiedziałem jej , że od strony
Tomka już będzie widać, ale zrezygnowała z mojej rady. Wyszedłem na pole żeby
coś zobaczyć, jednak niebo było za jasne aby zobaczyć księżyc przez
cienka warstwę chmur. O 2250 ma lecieć prom kosmiczny a elewacja
zaciemnionego księżyca ma wynosić 10 stopni a azymut 155
stopni. Za pół godziny zaglądnę. Nie było widać księżyca i promu
ISS. O 2330 Już było widać księżyc ,ale za warstwą cienkich chmur i nie
można było dopatrzyć się cienia ziemi. Zdjęcia z zaćmienia przysłał na
Internecie, Marek SP5MNF, który mieszka w Wołkowyji w Bieszczadach. 16 czerwca 2011 czwartek. Nadal piękna pogoda. Nieco
pocieplała woda w jeziorze. Od rana naprawiam kosiarkę nr2. Jola tak
zapędziła się w koszeniu, że nie zauważyła, że odkręciły się śruby mocujące
silnik. Jak wyleciała ostatnia śruba - silnik podskoczył i zdewastował spód
kosiarki. Udało się znaleźć w trawie tę ostatnią śrubę. Kłopot w tym, że te
śruby mają gwint calowy i niczego nie można podpasować. Musiałem
dorobić z blachy kwasówkowej osłonę paska. Dobrze że chomik Paproki
zabezpieczył i przywiózł ścinki tej blachy zdobytej w czasach gdy był
budowany ośrodek atomowy w Świerku. Wieczorem pokazują się Tyszki z
Piotrem O.. Cały dzień klarowali łódkę w Rynie. Zakładali tzw. sztywny sztag.
Podczas kolacji pojawiają się Maowce. Znów miły wieczór. 17 czerwca 2011 piątek Zgodnie z prognozą, od rana z
przerwami padają deszcze. Tyszki pojechały po jacht, ale po zrzuceniu
na wodę okazało się że łódka tonie! Wrócili więc na łono Jury z wszystkimi
bambetlami wyposażenia łódki. Będą spali tą noc w Jurze. Tyszki w tzw.
Numerze, a Piotr w pokoju Mazurskim. Przyjechał Janusz brat Joli.
Załoga Jory liczy na razie tylko 8 osób. Wieczorem znów wspaniała kolacja. Na
stole króluje sieja podana na listku sałaty i zakrapiana cytryną. Już około
południa zrobiła się znowu dobra pogoda. W podlanym przez deszcz ogródku,
sieję koper, sałatę i rozsadzam bazylię. W jedno gniazdo umieszczam po
3 - 4 młode bazylie. Jak wyrosną – będzie okazja rozdawać amatorom tej
rośliny. Pasteryzuję 20 słoiczków nektaru z kwiatów czarnego bzu. Baldachy
kwiatów moczyły się przez dwa dni w roztworze cukru z dodatkiem kwasku
cytrynowego. Do tych kwiatów dodałem kilkadziesiąt płatków róży. Jednak
zapach czarnego bzu dominuje. 18 czerwca 2011 sobota Dzień przyjęcia imieninowego.
Jola od rana sama przygotowuje przyjęcie. Hania Tyszkowa
pojechała odebrać łódkę. Usiłuję coś pomóc, ale to nie to, co kobiece ręce.
Około południa zjawiają się Gajewicze i za godzinę po nich Paweł z
Grażyną i córką Magdą . Grażyna i Iga dzielnie pomagają w przygotowaniu
przyjęcia. Przyjeżdża też Rysio z Ewą i Mamą Joli. Z Użranek
przywożę na przyjęcie Marylę. „Forszpas” konsumujemy pod namiotem bo lekko
pada. Na szczęście rozpogadza się i nie musimy chować się do ciasnego salonu.
Dalszy ciąg przyjęcia odbywa się na świeżym powietrzu. Dostawiamy stoły i
ławki bo gości przybywa. Ze wsi przyszły Ela z Janeczką, a z Krzyżan
przyjechała Zosia z Dorotą i Bożenką, córką Zosi. Jarek w tym roku
pełni funkcje prezesa Rotary Club i nie ma czasu na lokalne uroczystosci.
Zosia upiekła, jak zawsze, wspaniałe ciasto a Bożena zrobiła sałatkę,
śledzika i pasztet . Wszystko niezwykle smaczne dzięki ich talentom
kulinarnym. W uroczystościach uczestniczyło ok. 20 osób. Po 23 ucichły
rozmowy i towarzystwo zaległo w ciszy nocnej. Co było na stole nie jestem w
stanie opisać , bo było tego bardzo dużo i doborowej jakości. Nie będę
wspominał o smorodinówce bo bardzo szybko się rozeszła i tradycyjnej Calvie
de Jora. Nikt się nie spił i nie było z tego powodu momentów wartych
odnotowania w kronice. Dla tych, którzy z różnych powodów nie mogli być na
przyjęciu – podaję spis dań : Gołąbki greckie / farsz na liściach
winogron/ Smalec z ziołami z ogródka Kiwi nadziewane tuńczykiem Łosoś pieczony z sosem chrzanowym
kompozycji Grażynki G. Sałatka kartoflana z suszonymi
pomidorami pani Eli Ogórki małosolne Hazaja Pomidory z mozarellą i bazylią Polędwica z suma Pasztet z bekonem Pasztet z biedronek Salceson z Łysych Szynka wędzona Polędwica dojrzewająca Paleta pełna francuskich serów Sos rabarbarowy, śliwki w occie
Napitki
/trunki/ Gin Gordon’s, Calva de Jura
2004, Smorodinówka, Whisky Grant’s, Wino Hania,` kompot z rabarbaru P.S Te imieniny wspominam jako
jeden z większych koszmarów jaki mi się przydarzył i to nie ze względu na
gości, którzy dopisali i dobrze się bawili. Po prostu przeziębiłam się dwa
dni wcześniej. Febra sprawiła, że wyglądałam niezbyt apetycznie a
czułam się fatalnie. Zupełnie nie wiem jakim cudem to przeżyłam. Hazaj po
użyciu dużej ilości doborowych trunków zaznaczył ,że nie było na tym
przyjęciu nic godnego odnotowania. (!) Jednak komentarze gości dowodzą, ze
gwiazdą wieczoru była moja mama (97 lat) Siedziała do końca przy ogrodowym
stole konsumując z apetytem wymienione przez Hazaja specjały. O 12stej w nocy
wyciągnęła na spacer Janusza a potem brylowała w kuchni zabawiając młodych i
starszych opowieściami ze swojej młodości.JP 19 czerwca niedziela Śniadanie na dworze. Jeszcze są
potrawy z wczorajszej uczty. Goście powoli rozjeżdżają się. Po obiedzie odwożę
Marylę do Użranek. Przy okazji korzystam z Internetu , nagrywam maile do
wieczornego oglądania. Na kolacji zostaje jedynie 10
osób. 20 czerwca 2011 poniedziałek Rano o 9 00 przyjeżdża ekipa do
instalacji elektrycznej. Wykuwają dziurę w fundamencie i podłodze tzw.
Łazienki. Robią też przejście dla kabla przez fundamenty szopy. Dziś na tym
kończą działalność. Majster wyliczył na palcach, `że do piątku
skończą. W czwartek jest Boże Ciało, więc nie wypada im pracować. Około
18 przyjeżdża Marysia z Jasiem. Wyładowują manele i instalują się w Numerze.
Marysia dostaje telefon z Warszawy, od kuzyna Kuby z wiadomością, że
zostawiła torebkę z pieniędzmi , kluczami, kartami kredytowymi w barze
przy stacji paliw w Kadzidle. Zmęczona całym dniem wyrusza po tę torebkę.
Jedzie z Piotrem Osóbką. Wracają z wyprawy o 23 22 czerwca 2011 środa Jola rano, skoro świt, o 0730 robi
pobudkę bo o 8 00 przyjeżdża ekipa od elektryczności. Okablowują kuchnie i
mój pokój. Nie idzie to łatwo bo tynk słaby, a pod tynkiem pustaki o cienkiej
ściance. Kołki plastikowe słabo trzymają, więc chłopaki strugają
kozikiem kołki drewniane. Dzisiaj okablowują korytarz, pokój Joli i salon.
Jutro Boże Ciało, więc nie pracują. Dziś zjawiły się Tyszki.
Zamieszkają na swoim okręcie tj. na s/y „Mu-Ha”. Od wczoraj zamustrował się
na jej pokładzie Piotr Osóbka. Piotr mieszkał w pokoju Mazurskim, ale Zbyszko
z Dyziem przeprowadzili się ze strychu do jego pokoju. Dyzio był zadowolony
bo w pokoju było ciepło a Piotr wyprowadzał go o 6 rano i pies nie
musiał czekać az Zbyszko zbudzi się, zwykle około 9 rano. Marysia przyjechała
z dwoma psami Murką i Pikusiem. Ten drugi warczy na Dyzia, a Dyzio rzuca się
na niego. Więc są ciągle cyrki a Jola każe Dyzia przywiązywać do jabłonki
żeby Skiper i ten Pikuś mogły jeszcze trochę w zdrowiu pożyć. Zbyszko
przywiązuje go na 15 metrowej cumie. Od czasu do czasu spuszcza go z tej cumy
surowo napominając żeby był grzeczny. Natychmiast dochodzi do
konfliktu. Więc Marysia i Jola zamykają swoje psy w pokojach a Dyziulek
wchodzi do sadzawki i jest mu bardzo dobrze. Piotr wybiera się z
Tyszkami na rejs. Załoga w pełnym składzie nocuje na pokładzie
Mu- Ha. Piotr słynieł z niezwykle akustycznego chrapania. Podobno
został już z tego wyleczony, uwidim !. Po robotach instalatorskich zostało
wszystko wysprzątane, wymyte podłogi i rozścielone dywany. W piątek będą instalować
na strychu i w piwnicy. Pogoda dobra, jest ciepło. W południe herbatka
organizowana nad wodą przez załogę Igamy. Przed kolacją wizytujemy z Jolą s/y
Mu-Ha. Hania serwuje pięcioletnią pigwówkę. Nie jestem w stanie napisać
odpowiedniego hymnu pochwalnego. 23 czerwca 2011 czwartek Boże Ciało W nocy była burza . Napadało 6
mm/cm. Od rana piękna pogoda z cumulusami. W porcie stoi Igama i Mu-Ha.
Kąpiemy się. Woda ma temperaturę 19 stopni. Armatorzy zapraszają
na kawę z ciastkami. Na wodzie dużo .żaglówek. Siła wiatru 2 do 3 B z
kierunku SW do NW. Część Jurajczyków, bardziej zaangażowanych udaje się
na mszę do Rynu . Marysia ugotowała zupę z bakłażanów.Ku mojemu zaskoczeniu –
nie dodaje żadnych kostek maggi ani „kuchcika” a zupa jest smaczna! Wieczorem,
w wigilię imienin Jasia, uroczysta kolacja zakończona imieninowym
tortem. Dyzio też uczestniczy w uroczystości szczekając za drzwiami z
częstotliwością co 6 sekund. Też chce uczestniczyć w rozmowach, ale go do
domu nie wpuszczamy bo tu pod stołem nie ma miejsca na drugiego psa. Gdyby
doszło do ich bliskiego spotkania to przy okazji mogłaby być odgryziona noga
któregoś uczestnika wieczerzy lub jeden z uczestników walki - ciężko ranny
mógłby polec. Dyzio nie znosi samotności i gdy Zbyszko zamknie go w pokoju na
strychu i pójdzie myć zęby, to Dyzio też chce z nim wyjść, zamknięty tak
długo szczeka aż Zbyszko nie powróci. 24 czerwca 2011 piątek Dziś imieniny Jasia. Od rana lawina
telefonów z życzeniami. Instalatorzy okablowania uzbrajają strych, pokój
Mazurski, i piwnice. Trzeba było dokupić kabla i zabrakło jednego kompletnego
gniazda z bolcem. Skończyli późnym popołudniem. Około południa opuszcza
nas Zbyszko z Dyziem. Marysia już nie musi chronić Pikusia przed Dyziem. Skipper
też się odstresował. Wieczorem znów uroczysta kolacja z odśpiewaniem Jasiowi
sto lat. Podano sieję na liściach sałaty. 25 czerwca 2011 sobota Rano pojawiła się ekipa
instalatorów . Zakleili otwory przejść kabli, pogadali i wzięli zapłatę za
wykonane prace. Pogoda dobra, po niebie przesuwają się cumulusy rozrastające
się do cumulonimbusów. Dopiero przy obiedzie spadło nieco deszczu. Wiatr z NW
2-3 B zgodnie z prognozą od Andrzej dostaje te prognozy od
Marcina, który w Warszawie fotografuje komórką ekran i przesyła mmsem
Andrzejowi. Odwiedza nas Jumbo z żoną i znajomymi żeglarzami. Szybko się
pożegnali bo czeka ich otaklowanie Calvadosa. Może jutro tu przypłyną.
Po południu zespól karciarzy gra w brydża. Wieczorem około 2020 wychodzimy
podziwiać piękną tęczę. Na stole pożegnalna kolacja. Jutro Jola wyjeżdża do
Warszawy. Hania podaje niezwykle smaczną sałatkę i pięknie przystrojone
pomidory. O godzinie 22 jest jeszcze bardzo jasno. 26 czerwca, 2011, niedziela Po obiedzie Jola wyjeżdża do
Warszawy. Przy kolacji dostajemy od niej smsa z życzeniami smacznego z
gorącej Warszawy. U nas pogoda dobra tylko wieje i jest zimno 14 stopni. 27 czerwca , 2011, poniedziałek Pogoda dobra, wieje z N, chłodno.
Odpływają Gajewicze. Tyszki z Piotrem uchodzą do Warszawy. Zrobiło się pusto.
Dobrze, że Marysia z Jasiem jeszcze nie pojechali. Korzystam że w
gospodarstwie ktoś jest i ruszam do Mrągowa. Kupuję benzynę, robię zakupy w
Rastcie, pobieram pieniądze w PKO BP, nabywam wazonik z azaliami
, które zasadzę u Teresy ,funduję sobie lody , doładowuję
komórkę, odwiedzam pocztę i Jagodziankę, gdzie funduję sobie lody. 28 czerwca, 2011, wtorek Przez cały dzień niebo prawie bez
chmurki. Wieje silny wiatr z N. Nad wodą nie jest za ciepło i woda wyraźnie
zimniejsza. Marysia pakuje manatki. Postanowiła dziś wyjechać. Wczoraj, będąc
na spacerze , psy dorwały młodego dzika. Murka trzymała go za kark , Pikuś
ciągnął za ogon a Marysia broniąc wzięła go na ręce. U psów rozbudził
się instynkt polowania i nie mogły zasnąć. Rano chciały poszukać dziczka i
dokonać ostatecznego samosądu. Marysia uwiązała je do ławki a
później do odjazdu siedziały w samochodzie. Andrzej zawiadomił, że jutro
dobija do Jury bo mu silnik nawalił i trzeba jechać do Natkańca. 29 czerwca,2011, środa Nadal słonecznie, wiatr przeszedł
na NE i jest słabszy 2 B. Woda cieplejsza więc odbywam dwie kąpiółki.
Naprawiam zabytkowe krzesła, które przez zimę rozeschły się i mogą się
rozpaść. W samochodzie przestała działać wycieraczka. Sprawdziłem bezpiecznik
– dobry. Zamierzam dostać się do silnika wycieraczki. Przed tym należy
odkręcić plastikową osłonę wlotu powietrza. Pod tą osłoną znalazłem pół
wiadra śmieci i m. innymi mysie gniazdo /już bez myszy/. Silnika nie
udało się wykręcić z powodu braku odpowiedniego, nietypowego klucza |