1 lipca 2011 piątek

Rano ( o 900 ) w czasie kąpieli zaczyna nieśmiało padać. Później nieźle lunęło. Zapełniłem deszczówką wszystkie wiadra, zbiornik przy WCie i kanistry przy ogrodzie. Andrzej z Igą siedzą na okręcie. Wczoraj Andrzej  woził do reperacji silnik. Po południu odwiedzili laryngologa w Mrągowie. Iga ma zapalenie ucha. Dostała leki ale nie chce się przenieść się  do domu. Windguru przepowiedział co do godziny opad deszczu i przerwę od 14 do 17. Ku naszemu zdumieniu okazało się prawdą. Na niedzielę zapowiada obfite opady. Panowie elektrycy zdążyli dzisiaj zainstalować plastikową szafkę na bezpieczniki. Po południu , przybiegł do mnie Kiszczak o oznajmił przybycie Joli. Zjadamy zupę ogórkową i naleśniki. Nadal pada. Jola robi porządki ze słoiczkami z prastarymi przyprawami. Tyszki na razie nie przyjadą  i nie mają czego żałować bo pogoda pod psem.

 

3 lipca 2011 sobota

Nadal deszcz ale mniej intensywny i z przerwami. Panowie elektrycy powiesili szafkę z bezpiecznikami i podłączyli wszystkie przewody .  Wzięli forsę i mają jeszcze być we wtorek wprawić główny wyłącznik. W kuchni już wisi ozdobny żyrandol fundacji Maowców. Gajewicze odbywają rejs na cumach. Zresztą na taką pogodę nikomu nie chciałoby się ruszać z przyjaznego portu. Iga leczy zapalenie ucha i lepiej żeby nie narażała się na przeziębienie. Wieczorem, Jola opowiada historię o babci Kraszewskiej dawnej właścicielce tego domu.

 

4 lipca, 2011 poniedziałek

Wczoraj lało z przerwami, dziś krótkie przelotne deszcze. Jest nieco zimniej zwłaszcza nad wodą gdzie wieje z NE. Przywozimy z Krzyżan deskę Joli i rower. Mańkowscy jak zawsze bardzo serdeczni. Częstują pierogami z jagodami i herbatą słodzoną miodem z własnej pasieki. Robimy zakupy w Biedronce.

 

6 lipca 2011 środa

Od rana czekamy na elektryków. Namawiam Andrzeja żeby poradził Joli zażądanie od nich sprawdzenia instalacji. Przygotowałem przewody niezbędne do dołączenia agregatu prądotwórczego do sieci. Okazało się po podłączeniu agregatu, że prąd jest w gniazdkach, ale nie dociera do świateł górnych. Zaczęli rozkręcać kontakty, zaglądać do puszek itd. W końcu postanowili przyjechać następnego dnia. Jola pojechała do Warszawy.

     Dziś przyjechali rano i w ciągu 2.5 godziny wszystko naprawili. Trzeba było wymienić niektóre przewody i zmienić połączenie w wyłącznikach. W tych wyłącznikach (właściwie przełącznikach) są trzy miejsca do podłączenia przewodów , na korpusie jest rysunek przełącznika i oznaczenie wejść przewodów. Monterzy wybrali taki wariant podłączenia, którego nikt nie mógł się spodziewać. Wyłącznik niczego nie zwierał, ani nie rozwierał. Trudno przewidzieć którędy pójdzie myśl ludzka…

Po południu przyjechały Tyszki. Deszcz przestał padać a nawet pokazało się słońce. Nowi zagonili mnie i Andrzeja do gry w bridża. Po 20 00 towarzystwo udało się do portu na odpoczynek  na swoich okrętach.

 

 

7 lipca, 2011, czwartek

Ciepło. Nie pada. Słońce za chmurami. Nowi /Tyszki/ wydają nad wodą tzw. aperytywę. Wzrok cieszą dwie butelki nalewek na orzechach i pigwie oraz mazurek od Bliklego. Andrzej abstynentuje bo bierze jakiś antybiotyk a po południu jedzie do lekarza z Igą. Nieśmiało pokazuje się słońce. Około 1500 zaczęło padać. Idze lekarz przepłukiwał ucho, ale bez sukcesu. Zapisał jakieś olejki do rozmiękczenia woskowiny w uchu. We wtorek powtórka płukania. Podłączam (a nie podłanczam) agregat do sieci i oglądamy dziennik na kolorowym telewizorze fundacji Misiaszków z Jadwisina. W kuchni jasno świeci jarzeniówka fundacji Maowców. Abażur jest dobrej klasy i nie mogę mu niczego zarzucić. Od wewnątrz jest biały i dobrze odbija światło.

 

 

8 lipca 2011 piątek

W porcie umacniamy brzegi, które są mocno podmyte przez fale. Po ostatnich deszczach (90 mm/m2) mamy  wysoki stan poziomu wody. Korzenie drzew mocno podmyte grożą drzewom zwaleniem się do wody. Z Tyszkami robimy wypad do Rynu. Robimy zakupy i  zjadamy obiad w Wallenrodzie. Dziś imieniny  Eli Karaszkiewicz. Nie  zastaję Jej w domu, Wracam, ale jeszcze zaglądnąłem do Krisa. Była tam na piwku  z sąsiadkami. Przy okazji poznałem nowych, miłych dzierżawców baru u Krisa,- Jarka i Ewę.  W porcie przybyła trzecia łódka. Do Andrzeja przypłynęli przyjaciele z Opola. Jutro razem wyruszają na morze. 

 

9 lipca 2011, sobota

Nie wyruszyli na morze. Ewa robi pranie i suszenie na strychu. Aperetywa mija na miłych pogaduszkach z nowymi rozmówcami. Zbyszek jest starym zawodnikiem  z klasy FD i kapitanem jachtowym. Mamy wielu znajomych  z żeglarstwa regatowego i  morskiego.. Zbyszek sam zbudował swój jacht. Podobno cacko. Jeszcze nie wizytowałem jego okrętu. Andrzejowi przebudował i poprawił konstrukcję Igamy. Kiszę kupne ogórki około 2 kg. W TV zapowiadają nadciąganie strasznych burz już od jutrzejszego popołudnia. Moim zdaniem wszystko się rozmyje i spadnie 10 mm/m2. Od południa cieszymy się pełnym słońcem. Wieczorem  znowu brydż. Wylosowałem granie z Haneczką i znów złoiliśmy skórę Andrzejowi i Józiowi! Zostałem zaproszony przez załogę   Mu- Ha na kolację. Hania przyrządziła wspaniałą sałatkę cesarską. Przy okazji sprawdziliśmy smak nalewki na pigwie. Na jeziorze cisza . Nie słychać śpiewów przy akompaniamencie gitar, zazwyczaj dochodzących  z drugiego brzegu. Księżyc po pierwszej kwadrze za lekką mgłą. 

 

10 lipca 2011, niedziela

Woda w jeziorze ciepła. Po raz pierwszy kąpię się w slipach ze względu  na nie obrażanie moralności gości rezydujących w porcie. Wprawdzie mała zmiana, ale czuje się pewien dyskomfort. Tyszkowie” udają się na mszę do Rynu a ja już gotowy do wyjazdu do Użranek na seans Internetu zostaję zastopowany przyjazdem Jacka Marczewskiego /SP5EAQ/. Pokazuję im Jurę i spędzamy czas na miłych rozmowach przy stole pod namiotem. Jacek niedawno wrócił z wyprawy krótkofalarskiej na wyspy Kiribati na Oceanie Spokojnym.  Na obiad udają się do Krisa.  Wracają objedzeni i szczęśliwi że nie zamówili zupy bo by tego nie przejedli. Kolega Jacka zamówił szczupaka, Jacek pierogi ruskie, a Ania pierogi z jagodami. Do tego gospodarz Jarek postawił nalewkę. Jacek przypłynął wynajętym okrętem z żoną, córką, psem córki i małżeństwem przyjaciół. Odwiedził nas najbliższy sąsiad Tomek i przyniósł najnowsze   wiadomości ze sposobu załatwiania formalności dotyczących elektryfikacji. Może do końca lipca zabłyśnie tutaj światło. Mam nadzieję, że nie spełni się hasło Tow. Lenina: „elektryfikacja plus władza (Joli) = SOSJOLIZM”. Oby nie trzeba było uciekać na zachód…

Po 2300 słucham tradycyjnego, niedzielnego koncertu chopinowskiego.  Gra Daniel Tichonow koncert E-moll. Do godziny 2400 nie dotarły do nas zapowiadane burze. Po 2400 słucham koncertu. Miedzy innymi zachwyca śpiew Krystyny Jamros.  W  habanerze z Carmen jest wspaniała. Jestem sam w domu i głośne słuchanie nikogo nie drażni. Jest FB!

 

12 lipca 2011, wtorek

Wczoraj przybył Paweł. Mieszka w pokoju Mazurskim na piętrze. Natychmiast otworzył laptopa i poszukiwał serwera do Internetu. Uzyskał połączenie  w onecie. Nawet próbujemy odebrać pocztę. Strasznie wolno idzie. Do Mikołajek nie ma bezpośredniej widoczności i sygnał jest bardzo słaby. Nie polepszyło się nawet po zastosowaniu 90 cm dysku. Wczoraj znowu dobił Jacek SP5EAQ z Anią. Wieczorem pokazuje slajdy z wyprawy krótkofalarskiej na Kiribati. Kiribati leży na Pacyfiku w pobliżu równika. Jest to kraj poszukiwany przez krótkofalowców. Raz na kilka lat pojawiają się tam ekspedycje i są oblegane przez ogromne rzesze krótkofalowców  z całego świata. Jacek wybrał się na tę wyprawę z Jackiem SP5DRH, który załatwiał łączności telegrafią głównie na paśmie 180 m. Ciepło tam było . Non stop 34 stopni C.  Dzis od rana Paweł eksperymentuje z odbiorem Internetu w Jorze. Mimo dość dobrego słońca, akumulatory powoli wyczerpały się i wieczorem podłączam agregat prądotwórczy. Paweł eksperymentuje nie spiesząc się a ja ładuję domowe akumulatory. Przez trzy godziny wlałem w nie ok. 40 Ah. Przy okazji ładujemy komórki Ewy i Zbyszka. Dołączam nową butlę z gazem. Teraz butla gazu kosztuje 50 zł.

 

13 lipca 2011,środa

Nastawiam ogórki na kiszenie. Wczoraj Hania z Józiem kupili je na targu. Józio wyjeżdża do Warszawy. Gajewicze z Opolaninami udają się na jez. Górkło.  W porcie zostaje MU-HA z Hanią na pokładzie. Zrobiło się pusto. Paweł pojechał szukać pola z możliwością odbioru Internetu. Spenetrował Jorę, drogę do Notystu i Ryn. W Rynie jest niezabezpieczony dostęp, tylko nie można się do niego dostać. Tu pod dębem Gajewicza jest dobry sygnał z pieczarkarni w Użrankach  odległej ok. 4 km. Przy okazji Paweł robi zakupy : chleb i cztery tłuste uda kurze. Ochoczo zabieram się do przygotowania ich do duszenia. Wycinam łój i tłustą skórę. Paweł protestuje i nie może się pogodzić z myślą że nie posmakuje tych tłustych skórek…Po uduszeniu udek około 22 00 nie omieszkaliśmy spróbować co z tego wyszło. Są bardzo dobre. Duże udka duszę z zaprawą „do kurczaka” przez 60 minut. Całe mięso jest przesycone zaprawą i nie ma żywego mięsa przy kości co ma miejsce gdy się dusi 20 minut.

 

14 lipca 2011, czwartek

Skórki i kosteczki zawiozłem do Użranek dla psa  Maryli. U Maryli mam stanowisko do odbioru Internetu. Wygodne, na zewnątrz pomieszczenia w miejscu ocienionym i przewiewnym. Odbieram i zapisuję maile, a Maryla podrzuca smakołyki i herbatki.  Starą kosiarką wykaszam wybujałe trawy. Jest upalnie i koszulę mam mokrą od potu. W Jurze spokój, cisza. Cisza przed burzą bo nadciągają imieniny, a z nimi dużo gości. Ogłaszam alarm dla rezydencji – jutro przybywa najwyższa władza . Po prostu taki wojskowy dzień gazowy. Wynosi się sienniki, trzepie koce, myje podłogi, przyszywa guziki itd. A dowódca chodzi, sprawdza i patrzy do czego się przyp…czepić.

 

16 lipca 2011,sobota

Rano deszcz. Paweł walczy z Internetem. Najlepiej odbiera się sygnał z pieczarkarni pod „dębem Gajewicza”. W Jurze jest sygnał koło Misiurowej i mocny sygnał koło Orlenu /dawniej szkoła/. I tak nam czas zleciał do obiadu. Na obiad smażymy zapeklowaną karkówkę. Mamy do niej dużą patelnię wczoraj ugotowanego makaronu. W czasie kończenia obiadu przybył  herold (tzn. Skiper pies Joli) ogłaszający przybycie pani Joli. Obiad kończymy razem. Około 20 przyjeżdża z promu Paprocki. Jego wiekowy Saab obciążony maksymalnie jakoś wytrzymuje ten ciężar. Przywiózł olbrzymi żółty fotel do oglądania TV i do bezpiecznego drzemania bez obawy spadnięcia na podłogę. Ponadto dużo drewnianych belek, elektryczną frezarkę, dekodery do cyfrowej TV, radia samochodowe itd. Itp. Jak zawsze bardzo trafne podarunki. Dla Joasi ma  nowoczesny komputer, Mnie przywiózł skaner do negatywów filmowych. Po zeskanowaniu moich materiałów  mam  podać go dalej.

    Dzisiaj od rana doba pogoda. Jola kosi trawę. Na obiad  gołąbki Joli z kartoflami. Hania poszukuje acetonu. Zainteresowałem się, do czego on ma być użyty. Przy Durobergerze jest zainstalowany duży zbiornik na wodę do mycia rąk. Na tym zbiorniku napisałem sztubackim stylem: „Myj rence po posiedzeniu”. Hania jako polonistka i Jola orzekły że napis nie może być z  błędem bo za  kilka dni przyjeżdża sześcioro dzieci i ten błąd  może im  zaszkodzić w dalszej edukacji. A poza tym jak odkryją błąd – to co sobie o nas pomyślą? Podobno teraz co drugie dziecko jest dyslektykiem i  ten napis na pewno by im nie zrobił większej krzywdy. Zresztą jak się pisze na komputerze – to błąd jest podkreślany czerwonym wężykiem. Nie chcąc być uciążliwym - nie zażądałem poprawienia też napisu Muha… Wieczorem Andrzej wyświetla archaiczne zdjęcia z historii naszej sekcji żeglarskiej. Tych młodych ludzi z lat 60 ubiegłego wieku, nieraz trudno poznać.

 

17  lipca 2011, niedziela

 Po śniadaniu odjeżdża Paweł. Niestety nie udało się uzyskać dobrego i taniego połączenia do Internetu. Jak zawsze w niedzielę,  Tyszki przywożą z Rynu ciasta. Andrzej ze Zbyszkiem postanawiają popłynąć na morze  tj. na jez. Górko. Wieczorem do zmroku brydż na  świeżym powietrzu.

 

18 lipca 2011, poniedziałek

 Ujeżdżają Tyszki. Nadal piękna pogoda sprzyja przyjemnym kąpiołkom. Późnym wieczorem przybywa Marysia z Jasiem i dwoma psami.

 

19 lipca 2011, wtorek

Z Marysią robimy w Rynie zakupy imieninowe. Na drodze do Notystu zabraliśmy jakąś panią. Pani szła do Wejdyk na jagody. Dowiedzieliśmy się, że mieszka w Baranowie /odległym o 10 km/ i z 18 letnim synem postanowili udać się na jagody. Syn pojechał rowerem, a ona na piechotę przez Jurę, Notyst do tych Wejdyków. Nigdy tam nie byli i nie umówili się gdzie się spotkają. Oceniliśmy, że sprawa jest beznadziejna  i na wszelki wypadek daliśmy jej 10 zł na powrót autobusem do Baranowa. Zrobiliśmy duże zakupy i w drodze powrotnej w Notyście spotkaliśmy jakiegoś zmęczonego rowerzystę. Od razu pytam gdzie zgubił mamę? To właśnie był ten syn, który wracał  z niczym bo jagód w tym lesie nie było jeno maliny. Dostał oranżady a Marysia dała czekoladę żeby wrócił do sił. Zaprosiliśmy go na posiłek i odpoczynek do Jury. On z matką żyją ze zbierania jagód nie mają żadnej renty ani pracy. Chłopak jest nieco za mało zaradny jak i jego matka. Posiedział u nas posilił się ,trochę opowiadał  i po nabraniu sił pojechał do swego Baranowa.  Na obiad lazanie z mięsem, które przywiozła Marysia. Po obiedzie udajemy się z Jolą i Jasiem na spotkanie z Gajewiczami, którzy cumują na Przeczce. Zacumowali do drzewa, w którym jest wyrzeźbiona przez nieznanego artystę twarz tajemniczej kobiety. Dostajemy „szarlotkę” a czas minął na miłych rozmowach. Po powrocie zastajemy  porcie Maowców. Zawieszam flagę państwową. Wieczorem smaczna kolacja w dobrym towarzystwie. Karmena składa życzenia imieninowe. Bardzo żałuje, że kłopoty zdrowotne nie pozwalają jej do nas przyjechać.

 

20 lipca, 2011 środa,  imieniny Hazaja

Pochmurno. Idę się kąpać w jeziorze. Gdy tam przyszedłem huknęła salwa grzmotu na moją cześć a potem otworzył się prysznic. Jeziora było białe od tej ulewy. Wykąpałem się mimo ulewy. Padało do 10 00 a potem znowu dobra pogoda i tak do godziny 2030. W tym czasie zdołaliśmy wypić i zjeść imieninowe smakołyczki. W porcie stoją cztery łódki. Ostatnie dobiły Kuki. Z Leman przyjechała Hania Pajączkowska z Biłozorami i z parą młodych ludzi, krewnych Hani. Ze wsi przyszła Ela z sąsiadką. Przyjechały też Basiule. Goście powoli nabrali rozpędu i smakołyki jakoś sprzątnęli. Niestety jest coraz więcej abstynentów a kierowcy są usprawiedliwieni. Marysia przywiozła z Użranek Marylę. Maryla nocuje  w pokoju Mazurskim. Około 2100 burza z wyładowaniami.  O 2200 spokojnie  po deszczu. Temperatura 20 stopni. Jak  później dowiedzieliśmy się ta burza zrobiła spustoszenie w pasie od Łomży przez EŁk do Olecka. Pozrywało dachy i linie elektryczne. U nas w porcie też było niewesoło. Obok siebie stały trzy łódki.: MU- HA, CACKO i BAMBIK. Kuk na Cacku położył maszt i kołysanie nie spowodowało awarii masztów. Natomiast Andrzej stojący bokiem do brzegu miał kołysanie  do 45 stopni. Usiłował  balastować.

22  lipca 2011 (d. EWedel), piątek

Wczoraj Maowcy oddalili się, Kuk z Andrzejem udali się naprzeciwko do zatoki Skonał. Rano radio doniosło o trąbie powietrznej w  Rozogach. Około 100 budynków zostało bez dachu. Po wczorajszych upałach dziś przyjemnie. Temperatura wody 22 stopnie, powietrza 20. Wieczorem przyjeżdżają Paproki. Zrywam czarną porzeczkę i nastawiam  na wino. Dwa słoiki nastawiam na nalewkę.

 

24 lipca 2011, niedziela

Wczoraj przybył z Miłuków Andrzej i zjawili się z życzeniami imieninowymi Wekerowie. Po południu miłe rozmowy przy  nalewkach. O zmroku przenosimy się do kuchni. I tak do późnego wieczora i jeszcze trochę. Ze Stefanem na podwórku oglądamy gwiazdy. Cały dom śpi a my prowadzimy niekrępujące rozmowy przy nalewce z tutejszych ziół. (p.s nocne niekrępujace rozmowy zakończyły się poważnym uszkodzeniem ręki Hazajowej, niestety panowie nie pamietali jak do tego doszło. JP).  Dziś od rana piękne słońce wbrew temu co wróżył następca Zalewskiego. Dopiero o zmroku (g. 2100) zaczęło grzmieć i obficie padać. Po południu, przed bramą zatrzymali się bardzo zmęczeni skauci z Frankfurtu nad Menem, chłopcy w wieku od 9 do 20 lat. Jola zaproponowała im kąpiel w jeziorze z czego radośnie skorzystali. Wskazałem im gdzie mogą kempingować. Przestraszyli się i powiedzieli że nie mają pieniędzy. Uspokoiłem ich że to dzikie kempingi i za darmo.  Pierwszy kemping koło nas nad jeziorem, ale ostrzegłem ich o strasznych moskitach. Drugi na tzw. Przeczce pod wierzbami nad jeziorem Ryńskim. Na pożegnanie zaśpiewali nam kilka piosenek przy akompaniamencie dwóch gitar. Wzięli wodę pitną i poszli. Nie wiem który kemping wybrali i czy zdążyli rozbić obóz przed deszczem.

 

25 lipca 2011, poniedziałek

Nie wiem dlaczego Hazaj ominął ten dzień. Chodzą słuchy ze on wcale nie chce elektryczności w Jurze bo będzie  już „niepotrzebny”, jednym słowem jego pozycja producenta prądu ekologicznego może być przez prąd przesyłowy zachwiana. Jadę z Tomkiem do Gizycka podpisywać umowę z przedsiębiorstwem wytwarzającym elektryczność. Wyjazd ma dość dramatyczny przebieg. Tomek niedawno zapłacił w Rozogach bardzo wygórowany mandat i stracił masę punktów, w związku z tym jedzie wolniutko a każdy samochód za nami jest potencjalną policją. W banku tracimy czas  w olbrzymiej kolejce do kasy po pieniądze bo właśnie jest poniedziałek i emeryci przychodzą po swoje emerytury. U elektryków wszystko idzie gładko do momentu kiedy dość młody i mało kompetentny urzędnik dowiaduje się ze Tomek ma zapłacić dużo więcej niż ja i odkrywa bałagan i nieścisłości w papierach. Jesteśmy załamani bo nie chce wydać nam najważniejszego papiórka do podpisania umowy oraz straszy głównie mnie, że będę musiała zdrowo dopłacić[i][i]. Idziemy cos przegryźć i czekamy na kierownika, który jest w terenie. Po powrocie (kierownik już jest)sytuacja odwraca się o 180 stopni. O dopłatach nie ma mowy, raczej mówi się o nadpłaconych pieniądzach Wszystkie papiery gotowe, rzutem na taśmę (o 1500 zamykają interes) podpisujemy umowę. Jeszcze w tym tygodniu mają przyjechać elektrycy i podłączyć prąd.JP

 

26 lipca,2011 wtorek

Jednak skauci dotarli na wskazany kemping nad jeziorem Ryńskim. Dowiedziałem się o tym od Andrzeja i Kuka, którzy tam cumach stali.

Dziś imieniny Hani Pajączkowskiej więc udała się delegacja do Leman w składzie Jola, Jasio i ja. Tam zastaliśmy Januszka z Basiulą i Wandę z Elżunią. Czas szybko minął na rozmowach  przy stole zastawionym smakołykami i dobrej klasy trunkami . Na finał przyjęcia trafił na stół tort zrobiony przez Hanię i koniak „VETERAN”. Wracamy ok. 1900 . Ostatni odcinek przez las z olbrzymimi kałużami. Jola nie zdecydowała się jechać naszą drogą nad jeziorem. Tam jest tylko jeden trudny do pokonania dołek Ciupciaka a droga przeze mnie poprawiana od lat, gładka, bez kałuż i można „czadować” na trzecim biegu . Na łączce rezyduje od dwóch dni Magi z trzema synami. Cicho się zachowują i prawie ich nie widać. Magi codziennie jeździ po mleko do Lucyny Szamańskiej . Przejeżdża tam i z powrotem przez tzw. Dołek Ciupciaka i jakoś  nie napotyka na trudności.

27 lipca,2011 środa

Od rana leje z małymi przerwami. Na szczęście jest ciepło ok. 20 stopni. Przybywa Marek by zluzować Magi, która musi na kilka dni udać się do Warszawy. Do portu zawija Oliwia z rodziną na olbrzymim jachcie. Pada rzęsisty deszcz. Mają smutne miny i mokre gacie. Z chłopakami i ich dziadkiem Markiem zaszczepiamy grzybnią pnie ściętych gałęzi dębowych i pień lipy. Grzyb nazywa się „SHITAKE TWARDZIAK JADALNY”. Nie widzę szans na zbiór tych grzybów, bo wymagania dotyczących warunków hodowli są nie do spełnienia w naszych warunkach. Hodowla wymaga przetrzymywania w temperaturze 20 - 25 stopni przez 2 lata. Niech się martwi grzybnia i przystosuje do naszych warunków. Wieczorem dom pełen młodzieży. Średnia wieku mieszkańców Jury gwałtownie spadła. Na razie rodzina Oliwii /2 +4 osoby/ rezyduje na jachcie. Jacht komfortowo wyposażony. Nie ma jedynie telewizji, ale jest  silnik, kuchnia gazowa, WCet, lodówka, dwa akumulatory, lazy jack itd. Piotrek, syn Oliwii pokazuje funkcje w nowoczesnej komórce. Czuję się jak jaskiniowiec. Nadal pada drobny, ale za to ciągły deszcz. Na cały tydzień obiecują  deszcz co dnia. Na strychu Andrzej konstruuje zasobnik na drzewo do wędzenia. Widoczne zasmakowała mu wędzona przez Jolę słoninka…Marysia z Jasiem przenoszą się na strych. Pokój na dole będzie przeznaczony dla młodzieży Oliwii po oddaniu pożyczonego jachtu.

 

28 lipca 2011 czwartek

Dziś, w domu po raz pierwszy zabłysło światło elektryczne z  przyłączonej sieci. Zaczynamy oszczędzać prund.

Chciałam w tym miejscu podziękować tym przyjaciołom, którzy włozyli swoją pracę a także dołożyli się do kosztów elektryfikacji jurajskiej.  Dziękuję Hazajowi i Andrzejowi Gajewiczowi za nadzór nad pracami ziemnymi i cenne rady dla ekipy wynajętej do okablowania domu, Maowcowi i Andrzejowi Litwińskiemu za kable, wyłączniki, gniazda  i puszki elektryczne, Anuli, Żorżykowi i Andrzejowi Gajewiczowi za dofinansowanie całego przedsięwzięcia. Jola

 

29 lipca 2011 piątek

Przestało lać. Rano wyjeżdża Marysia z Kukami do Warszawy. Zabiera oba psy. Pikuś wczoraj zdefenestrował się ze strychu (tzn. wyskoczył przez okno) Ma uraz prawej przedniej łapki. Oliwia dziś oddała jacht w Mikołajkach i przyjechała z całą załogą do Jury. Późnym wieczorem udają się do Nieporętu  z najmłodszą Agatką. Reszta dzieci – Piotrek i Julka zostaje w Jurze Hania tez wyjeżdza bo jest chora ale przyjedzie za kilka dni autobusem z Joasią Liwską.. Palimy ognisko. Pieczemy kiełbaski na kijach. Niebo z gwiazdami. Komary poszły spać i można było spokojnie posiedzieć przy ognisku. Dopiero chłód nas przepędził. Dziś, z pomocą dzieci Magi, zakisiliśmy cztery słoiki ogórków z własnego chowu.

 

30 lipca 2011 sobota

Nareszcie piękna pogoda i jest ciepło. Takiego mokrego lipca najstarsi Jurajczycy nie pamiętają! Przez kilka dni czuliśmy się odcięci od świata bo droga do Jury i do Notystu była nieprzejezdna przez liczne i głębokie kałuże. JP  Woda w jeziorze przez te trzy dni złej pogody oziębiła się do 19 stopni. W ciągu słonecznego dnia temperatura wody wzrosła i kąpielom nie było końca. Jola Paprocka zabrała dzieci na wycieczkę rowerową do Baranowa. Wrócili zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Wróciła Magi. Dzieci czekały na nią od rana. Już drugi dzień Marek prowadzi gimnastykę Taj Czi czy coś takiego. Na razie nic siłowego ale mnie bolą wszystkie mięśnie. Po wprowadzeniu kilku programów i „ulepszeniu „ laptopa  przez Andrzeja - nie mogę połączyć się z Internetem. Lepsze jest wrogiem dobrego. Okazało się później, że to Paweł , robiąc eksperymenty, przestawił adresy i nie wrócił do poprzednich ustawień.

 

 

 31 lipca 2011, niedziela.

W Warszawie i w Polsce leje, a u nas fajna pogoda. Kąpiemy się po kilka razy. Wiatr N 2 B. Jola Paprocka od rana przygotowuje jarzyny do zupy. Zupa wspaniała, na drugie ryż z kurką w jakimś sosie i na deser kisiel ozdobiony czarną porzeczką. Przed przyjazdem Joasi, Andrzej robi solidne schody do piwnicy. Materiały przywiózł w ramach  zwrotu ongiś  zagrabionego mienia   przez Szwedów. Jestem zmuszony przez dzieci do gry w karty. Przegrałem i zostałem świniopasem a wojnę też przegrałem.  Później zostałem wciągnięty do zabawy w chowanego. Kolację jemy przy świetle elektrycznym. Oszczędnościowa diodowa lampka 3 W, kupiona za 40 zł , już po 5 godzinach dokonała żywota. A zachwalali ją, że ma trwałość ok. 8 lat świecenia non stop.  Trzeba mieć bardzo ograniczone zaufanie do wynalazków.( żarówkę wymienili mi na nową i świeci do tej pory. JP)

 

 

Maj

 

Czerwiec

 

Sierpień

 

Wrzesień

 

Październik