3 sierpnia 2011, środa We wtorek przyjeżdża Joasia z
Hanią. Jest już nas 9 osób. Powoli przyzwyczajamy się do tłumów. Dziś
Krzysiek, syn Kuków przywiózł rodziców. Dziś też gościliśmy olsztyniaków
Luizę i Jana. Cały czas coś się dzieje i nie ma czasu na czytanie książek czy
jakieś inne zajęcia. Dzieci pod wodzą Joli Paprockiej jeżdżą na wycieczki
rowerowe. Wczoraj byli w Starych Sadach, dziś w Mikołajkch. 4 sierpnia 2011 czwartek Nadal słoneczna pogoda. Dziś cała
załoga pojechała oglądać zwierzątka w Kadzidłowie. Wyprawę zorganizował
Marek, przyjaciel właściciela Kadzidłowa. Pojechały 3 samochody z dziećmi
sztuk 6 i dorosłymi tez sztuk 6. Ja z Kukiem zostaliśmy na
gospodarstwie. Kuk coś poprawiał na okręcie a ja zebrałem ogórki, wykopałem
chrzan, zrobiłem pranie i tak w spokoju upłynął czas do przyjazdu
wycieczkowiczów. Odwiedzili Jurę Wrocławiacy, których wczoraj we wsi poznała
Jola. Przyznali się, że żeglarstwa uczyła ich Karmena. Podziwiali
gospodarstwo szczególnie podobały im się kwiaty i całe otoczenie. Po południu
pojawiły się Tyszki. Po kolacji miłe spotkanie przy stole w kuchni. Śpiewów
nadal w Jurze nie słychać… Paweł przez komórkę udziela konsultacji jak
poprawić ustawienia komputera żeby odbierać WiFi. Dotychczas korzystam
z uprzejmości Maryli i Wojtka i tam odbieram Internet. 5 sierpnia 2011 piątek W nocy temperatura spada do 10
stopni a w dzień ciepło przy bardzo intensywnym promieniowaniu słonecznym.
Załoga dotarła się i już nie ma niejadków i wszyscy bez ociągania wykonują
prace domowe. Skończył się gaz, ale dopiero w końcowej fazie gotowania
makaronu. Obiad udało się ugotować. Zakupuję czwartą butlę gazu w tym
sezonie a’ 50 zł. Opuszcza nas Marek, który musi do
pracy. Marek codziennie prowadził gimnastykę. Będzie nam jego brakować. Ma Go
zastąpić jego córka Magi, która jest profesjonalistką od rehabilitacji po
skończonym AWFie. Paproki zbiera fotografie z ostatniej wyprawy do Kadzidłowa
i umieszcza je w jednym pliku. Dziś nie było żadnych wypraw rowerowych.
Wszyscy korzystali z przychylnej pogody. Z radia dowiadujemy się, że
zmarł Andrzej Lepper. Słuchamy komentarzy. Nastawiam do kiszenia 6 słoików
ogórków z naszego chowu i hobok z zakupionymi ogórkami /3 kG/. Dodaję
syropu cukrowego do balonów z winem z czarnej porzeczki. Można powiedzieć, że
w ostatniej chwili, bo drożdże zjadły cały cukier i zamiast wina dostalibyśmy
dobry ocet winny tzn. ok. 6 sierpnia 2011 sobota Jest ciepło i słonecznie. Magdalena
prowadzi gimnastykę. Demonstruje ćwiczenia na kręgosłup. Rowerowicze robią wycieczkę przez Faszcze, jezioro Jorzec i z powrotem przez
dzikie pola. Wieczorem kolacja ze wspaniałymi trzema
sałatkami. Panie prześcigają się w konkurencji kulinarnej. 8 sierpnia 2011 poniedziałek W niedzielę wcześniej wstajemy bo dzieci mają jechać z Tyszkami do kościoła.
Magdalena z załogą zwijają namioty i wyjeżdżają do Warszawy. Odpływają w duży
rejs Kuki z Tyszkami. Docelowym miejscem jest zatoka Rominek. Wpada też na
chwilę Andrzej z Igą. Przyholowali deskę Joli , na
której Magdalena żeglowała i miała awarię. Natychmiast po wzięciu
przesyłki od Kuka, wracają w swoje miejsce postoju na północnym brzegu
Przeczki. Przyjeżdża Marysia, która była na turnusie jogi nad morzem.
Wieczorem chmurzy się i słychać grzmoty. Zaczęło padać dopiero o 0100 w nocy.
Spadło ok. 13 mm/cm2. Rano i później słoneczna pogoda i ciepło. Wybywają do
Warszawy Paproccy swoim starożytnym Saabem. Ad.JP Tu chciałabym
przytoczyć anegdotę, o której Hazaj nie wspomniał. Otóż w lipcu zjawiło się w
Jurze trzech młodych filmowców ze Szkoły filmowej w Lodzi. Szukali domu nad
jeziorem do etiudy filmowej , która miała być pracą
magisterską. O moim domu dowiedzieli się od kapitana statku wycieczkowego z
Rucian (!).Obejrzeli gospodarstwo, pogadaliśmy obiecali zadzwonić o decyzji ale stwierdzili że dla ich celów jest tu ZA
ŁADNIE W sierpniu telefon o nieznanym numerze. Pan reżyser potwierdził
wcześniejsze wrażenia, że dom i ogród są za ładne ale
zainteresował ich niebieski Saab, który dostrzegli na parkingu. Chętnie wynajęli by ten samochód do filmu. Zawołałam
Paprokiego, który myślał ze robię z niego balona. Niestety miał inne plany
związane z remontem popękanych kaloryferów w Grodzisku… Tak
więc niebieski Saab Paprokiego nie będzie uwieczniony na
filmie.. Zwaliło się drzewo na
drodze do Notystu. Wiadomość o tym dostajemy z komórki AGajewicza
do którego dotarła Marysia w ramach porannego przebiegania sfory psów.
Z Piotrkiem robimy wizję lokalną. Oceniamy że piłą
bez trudności wytniemy padniętą wierzbę. W tym czasie nadjechał samochód z
lorą do przewożenia rowerów. Wracamy rowerami do domu, biorę piłę spalinową i
dostaję zakaz Joli: Piła jest moja, nie będę ostrzyła łańcucha, niech
drogowcy oczyszczą przejście. W końcu wzięliśmy piłę i samochodem
podjechaliśmy pod zwalisko. Wierzba miała średnicę 9 sierpnia 2011, wtorek. W nocy nie padało. Rano zimno i
silny wiatr. Śniadanie jemy w kuchni. Dobija Agajewicz i samochodem jedzie na
zakupy. Niespodziewanie zjawia się Andrzej Liwski. Jest samochodem i nie
można tradycyjnie uczcić tej okoliczności…Pływa na okręcie Tomka Ciecierza.
Ma tylko trzy dni urlopu. Przyjeżdżają Oliwia z Tadeuszem i Agatką po dzieci . Wieczorem pożegnalne ognisko z pieczeniem
kiełbasek z śpiewaniem przy gitarze. 10 sierpnia 2011,
środa
Po dwóch tygodniach dzieci Oliwii
kończą pobyt w Jurze. Na pewno podobały im się te wakacje. Jeszcze tydzień, a
zaczęłyby jeść wszystko bez wyjątku, chociaż wcale tak źle nie było Po prostu
każdy miał inne preferencje jedzeniowe. Jedno co
wszystkim smakowało bez wyjątku to były placuszki z jabłkami, które dobra
ciocia Jola często serwowała na kolację.. Pięknie się opaliły, nakąpały i
zwiedzili na rowerach najbliższe okolice. Zostaliśmy w skromnym składzie:
Jola, Marysia z Jasiem ,Joanna Liwska i Ja. W porcie
zacumowały AGajewicze. Od rana zimny wiatr pędzący chmury na wschód. Tyszki z
Kukami siedzą na Rominku i nie mają ochoty zmagać się z silnym wiatrem… 11 sierpnia 2011, czwartek Od rana i przez cały
dzień pełne zachmurzenie do tego niska temperatura ok. 12 i mocny
wiatr. Wykonujemy prace ogródkowo podwórzowe. Marysia z Joasią jadą do
Nakomiadów. Po drodze zwiedzają nową marinę w Giżycku w okolicach portu
węglowego. Podobno wspaniała. Wstępują oczywiście do Bachorzy po
nowe zasoby miodu. Pomagam Andrzejowi przykręcić nadwerężony słupek do
relingu. Wymagało to od Andrzeja opracowanie sposobu
dotarcia do śrubek /tzn. nakrętek/, które byłe poza zasięgiem ręki i wzroku.
Odkręcenie i zamocowanie elementu wzmacniającego pokład zajęło cały dzień.
Przybijają Tyszki. Kuki przybyły kilka godzin później. Jola postanowiła
zrobić imieninową kolację dla Hani, która w czas imienin była w szpitalu.
Kolacja odbyła się w salonie przy kominku. Było ciepło i bardzo smakowała
cytrynówka przyniesiona z pokładu CACKA tzn. okrętu Kuków. 12 sierpnia 2011, piątek Rano ciepło. Woda trochę
pozimniała, ale jest dobra do kąpieli. Marysia z Jasiem i Joanną odwiedzają
pracownię wypalania kafli i wystawę kafli piecowych w Nakomiadach. Pałacu nie
zwiedzili bo jest w remoncie. Z Józiem, Haneczką i
Danusią Kukową udajemy się do Mrągowa. W piątek jest dzień targowy
. Wszędzie pełno ludzi i duży ruch samochodowy. W domu
instalator z „Security” zakłada czujniki do alarmu. Czujniki bezprzewodowe
reagują na ruch złodziejaszka. Pracują na frekwencji 2.65 GHz. Komunikacja z
centralą odbywa się przez system komórkowy. Przyszło ciepłe powietrze i znów
jest upalnie. !4 sierpnia
2011 niedziela Wczoraj była zmiana załogi IGAMY
II. Marcin przyjechał z przygodami. Autobus zapalił się i podróż skończyła
się w Pułtusku. W tym czasie do Jury jechał Paweł z Grażyną. Wrócili się
prawie Dziś od rana wielka rewolucja w
umeblowaniu kuchni i korytarza. Szafka z korytarza ląduje obok kredensu
Wekerów, a lodówka zajmuje miejsce szafki tj. tuż za drzwiami wejściowymi.
Moim zdaniem, ta elektryka przydaje się tak naprawdę tylko do lodówki.
No, jeszcze jest przydatna przy ładowaniu baterii do aparatów fotograficznych,
komórek i baterii golarki. Przez cały dzień ciepło, piękne wypiętrzone
chmury. W nocy widać księżyc w pełni i rozgwieżdżone niebo. 15 sierpnia
2011,poniedziałek, Rocznica Cudu nad Wisłą Ciepło i pogodnie. Po
śniadaniu /o godz. 1000/ wyjeżdża Andrzej do swojej rezydencji nad jeziorem
Kalwa. Aperytywa nad jeziorem. Genio serwuje Tokaj z północnych stoków.
Jest też ajerkoniak z Bielska. Po jeziorze snują się powoli liczne
żaglówki. Od czasu do czasu przelatuje hałaśliwa motorówka. Nie możemy zrozumieć dokąd ten obłąkaniec się spieszy? Po obiedzie opuszczają nas Paweł z
Grażyną. Niebo zaciąga się chmurami i o 1700 leje krótko a zdrowo. Zapuszczam
kiszenie ogórków do słoików na zimę. Do tej pory wypracowałem 10 słoików a
dziś 7. Przy kolacji Genio serwuje „Silver Boroviczkę” , koszerną, 38 %, a ja podaje nalewkę na
czarnej porzeczce. Noc ciemna, temperatura 19 stopni.. W domu i na zewnątrz
nie kiwa, ale nie zaszkodzi trzymać się relingu… 16 sierpnia 2011 wtorek. Rano o 0700 Jola opuszcza Jurę. Po
śniadaniu oddalają się Krystyna z Gieniem. Do portu dobija Wrocławiak Zygmunt
Szreter z żoną Ewą i jamniczką. Pływają na okręcie o nazwie „Yamnik”. Miło
się z nimi rozmawia. Są już miesiąc na Mazurach. Opowiadają o najnowszych
posunięciach naszych urzędników: podnieśli opłaty za pomosty do absurdalnej
wysokości. W rezultacie np. na Kuli właściciele pomostów zdemontowali je i
jest dziko jak było onegdaj. Przypomina się historia z byłego ZSRR, gdzie
wymyślono podatek od drzewa owocowego - jeden rubel od sztuki. W rezultacie
właściciele wycięli wszystkie drzewa owocowe…Ten podatek od pomostów
przeniesie się na ceny za cumowanie, opłaty od osoby itd. itp. Już
teraz jest dużo mniej żeglarzy a w marinach czekają jachty…W TV
zapowiadają dobrą pogodę do końca tygodnia. 17sierpnia 2011, środa Władek Zawierucha z żoną cumują w porcie . Dobijają tez Artur z córką Jagodą.
Tyszki zabierają mnie na odwiedziny w Lemanach u Hani Pajączkowskiej.
Wieczorem małe przyjęcie skończone śpiewaniem. Artur z Jagodą mają zdolności
muzyczne. Pogoda nadal ok. 18 sierpnia 2011,czwartek Artur przynosi wodę
dwóch wiadrach, ale na wyciągniętych w bok rękach. Odpływają
goście w siną dal. Zawierucha pływa na Pegazie o nazwie „Zawierucha”. 19 sierpnia 2011, piątek Pada od południa. Spotkanie na
pokładzie Bambika II. Obiad: zupa jarzynowa w kuchni. Ciągle pada. Z
Maowcem wypróbowujemy nalewkę na czarnych porzeczkach. Napewno działa
nasennie. Jak się obudziłem o 2000 – to kuchnia była pełna gości z morza. Przybili Klimowie z Basią i Grzegorz. Klim
ofiarowuje dla Jury małą flagę AZS. Natychmiast podwieszam ja pod flagą
państwową. Flagi dumnie trzepoczą na wietrze, a nam serce rośnie. Wieczór
upłynął na śpiewach pełnym głosem starych piosenek. A na
zewnątrz obfity deszcz. Piętnaście wiader, które wystawiłem pod dachem
stodoły są pełne deszczówki. Zadzwoniła Jola.. Przyjeżdża w sobotę. Ogłaszam
alarm 3 stopnia. 21 sierpnia 2011,niedziela W sobotę od rana wieje z siłą
6 – 8 B. Klim zaprasza na s/y Rafę 4. Prowadzimy rozmowy ze wspominkami o
naszych AZSowskich żeglarzach. Po południu, mimo ostrzeżeń, wypływają
Klimowie. Wieczorem meldują się , że szczęśliwie
przepłynęli za Mikołajki. Kolacja przy winie ze smacznymi sałatkami. W niedzielę od
rana znów wspaniała pogoda, słaby wiatr, na przystani trochę zimno, na górze
ciepło. Woda w jeziorze pozimniała do 17 stopni. Nadal rano kąpiemy się. Po
południu z Hanią i Joasią odwiedzamy grób Teresy. Wieczorem bardzo uroczysta
kolacja. Hania serwuje sałatkę typu „Cezar”. Próbujemy tegoroczne wino z
prawdziwych czarnych porzeczek. 22 ,23 sierpnia 2011, poniedziałek, wtorek Odjeżdża Józio do pracy. Zostawił
Haneczkę samą na okręcie. Wróci w sobotę. Rano zachmurzenie po południu
słonecznie. Została w Jurze wspaniała ekipa, która stanowi żelazny zestaw
ludzi kochających Jurę. W tym składzie są : Jola,
Haneczka, Joasia, Maowiec z Zosią, Grzesio Borkowski i ja Hazaj. Dnie
upływają na miłych pogaduszkach i skromnych przyjęciach. Wczoraj na
obiad, Grzegorz serwował placki kartoflane. Tradycyjnie jak się
pojawi Grzegorz– to musi nam zrobić te placki. Rano zachmurzenie , po południu słonecznie. Nastawiam 6 słoików
ogórków do kiszenia i wysmażam dżem z mirabelek. Wyszło tego 6 słoiczków /
0.8 l/ z wczorajszego smażenia i dzisiejszego 8
słoików. Pomimo dodania cukru są kwaśne a z pasztetem wspaniale się
komponują. Po kolacji znowu śpiewy. Jola zrobiła konfitury z owoców róży
ogrodowej. 24 sierpnia 2011, środa O 1105, z Rynu, odjeżdżają do
Warszawy Joasia i Grzegorz. Nareszcie wybrałem się do miasta. Zakupuję na
targu duże igły, kleje w tubkach i gumkę do gaci. W
ciucholandzie sprawiam sobie spodnie dresowe. Opłacam czynsz w nowo otwartym
oddziale PKO BP w Rynie. W cukierni zjadam duże lody i zakupuję na wynos szarlotkę czyli jabłecznik wg. tutejszej gwary. Robię
zakupy w Biedronce . Na koniec funduję sobie lody w
tubce. Są smaczniejsze od tych w cukierni. Odpływają Maowce. Zostajemy we
troje tzn. 25 sierpnia 2011, czwartek Wycieczka do Nakomiadów. Droga
Zalec - Wyszembork, manufaktura wyrobu kafli, Pałac. Ogród z
Jarzynami i ziołami, labirynt, spotkanie z Pawłem Ciszkiem właścicielem
Pałacu. Historia pałacu, manufaktury itd. Kamień upamiętniający Bismarcka.
Droga Zalec Wyszembork straszna! Odradzam. Wieczorem Przybija Andrzejek
Gogacz z dziewczyną Dorotą i załogą. Załogi nie pokazuje się jednak na
kolacji. Andrzejek, który wychował się w Jurze zawsze z radością tu
przyjeżdża. Teraz chce się pochwalić dziewczyną. Wygląda na bardzo
zakochanego.. Dorka bardzo fajna, skończyła nauki
polityczne i pracuje w instytucji zajmującej się rozwiązywaniem i
zapobieganiem kryzysów. Przed nocą zakisiłem 26 sierpnia 2011 piątek Andrzejek Gogacz z załogantem
Maćkiem chowają do szopy ciężki stół z pod jabłonki. Przy okazji chowamy do
szopy Finna. Niestety zabrakło energii, ochoty żeby popływać w ciągu sezonu.
(p.s. w tym roku „Old Man” nawet nie został
spuszczony na wodę. Cały sezon stał smętnie na brzegu) Może popływamy w
przyszłym roku. Po robocie zapraszamy załogę Gogacza na „aperytywę”.
Namówili mnie do odśpiewania kilku piosenek. W pewnym momencie Maciej oddalił
się i przyniósł w pokrowcu wypieszczoną gitarę. Odśpiewał szereg żeglarskich
piosenek ze śpiewnika. Większość tych shant, słyszę po raz pierwszy.
Większość ma melodię i sposób śpiewania przypominający mnie tzw.
godzinki śpiewane przez dewotki. Nie ma w nich nic z „morowa
marynarska wiara”….Maciej ma doskonale opanowaną technikę dobierania akordów
do śpiewanej piosenki. ( p.s jednak ta śpiewana
aperytywa w towarzystwie młodzieży była bardzo fajna. JP).Odpłynęli po
południu. Jutro oddają łódkę w Piaskach na Bełdanie. Odwiedza nas Wicio
Dębicki, który rezyduje u Tomka. Jak co roku przynosi pyszne ciasto drożdżowe
Obiecujemy sobie, że w przyszłym roku, w czerwcu, popływamy sobie na Finnach. Na kolację Hania podaje wspaniałą
sałatkę z fetą i oliwkami. W ciągu dnia pogoda była wspaniała. Słońce
przypiekało, a wiatr chłodził. 27 sierpnia 2011, sobota. Pogoda wspaniała, ciepło, wiatr z
południa goni ciepłe fale. Mądre żaglówki są na dwóch refach. Na śniadaniu
gościmy Witka Dębickiego. Przygotowuje się do roli w filmie gdzie gra ciecia
w jakimś pustym ośrodku w Suwalskim. Akcja jest zagmatwana, rodzina poszukuje
mamy, która gdzieś zapadła. Syn ją obserwuje z za krzaka i stwierdza,
że jest szczęśliwa z poznanym leśniczym. Poszukującej rodzinie nic o
tym nie mówi. Wicio jako cieć przypadkowo potrąca lampę naftową i stróżówka
ładnie się pali. A synowi, który jest artystą przywożą wodą pianino żeby
sobie zagrał młodzieżowego bluesa. Po południu przybywa Józio. Na
kolację Hania serwuje sałatkę o nazwie „ Waldorf”. Wieczór jest niezwykle
ciepły/23stoppnie/ i kolację spożywamy na „dworze” pod namiotem. Komarów brak!
Sieć elektryczna nawaliła i korzystamy z pradawnego,
diodowego oświetlenia. Prognozę oglądany na TV zasilanym z jeszcze nie
zlikwidowanych baterii akumulatorów. Z radia hiobowe wieści: na Węgrzech i w
zachodniej Słowacji huragan powyrywał drzewa z korzeniami, w Austrii duże
opady śniegu, zablokowane drogi, ofiary śmiertelne itd. Różnica temperatur
sięga 30 stopni. W Stanach Zjednoczonych Huragan Irena dotarł do
wybrzeży. Ewakuowano tysiące ludzi, w NY nie chodzi metro.
Już są ofiary śmiertelne. Około 2200 / u nas/ włączyli światło. Moje akcje
znów zmalały. Na razie katastrofalnej pogody u nas nikt nie zapowiada. Niebo
zamglone jak to w wyżu, świecą gwiazdy, cisza na morzu. 28 sierpnia 2011, niedziela W nocy bardzo ciepło ok. 23 stopni.
Dopiero rano pozimniało. Na szczęście nie było dużej różnicy temperatur i
obeszło się bez burzy i wiatrów. Po nocy wiatr skręcił na W. Po
śniadaniu Józio wziął mnie na załogę i popłynęliśmy do Jankowskiego
odstawić
łódkę. Nie chciało się nam stawiać żagli i przepłynęliśmy na silniku. W
porcie wiał silny wiatr wzdłuż brzegu. Ładnie zacumowaliśmy i już chcieliśmy
odjechać, gdy bosman wyrzucił nas z tego wygodnego miejsca. Musieliśmy znowu manewrować . Przy chwytaniu boi złamał się bosak a Józio
przy następnych manewrach , liną otarł do krwi
dłonie. Na szczęście zjawiła się Haneczka, która chwyciła w locie cumę i w
ten sposób szczęśliwie dowiązaliśmy się do kei. W drodze powrotnej do Jury
wstępujemy na zakupy do Biedronki. Zakupione lody były smaczne i do tego dwa
razy tańsze niż te niedobre / ale za to
drogie/ w miejscowej cukierni. Jola jutro rano jedzie do roboty i już
dziś upakowała w samochodzie rower i kupę innych
rzeczy. Zbieram ogórki. Już myślałem, że ich nie ma, ale się ukryły lub przez
dwa dni znowu wyrosły. Będzie tego na trzy następne słoiki.
Dotychczas wypracowałem 23 słoiki. Dziś była pożegnalna kolacja. Były dobre
sałatki i wino Frontera de Chile, i Chianti de Borgo Cipressi rocznik 2010.
Mam przepalone gardło i nie odczytuję różnych walorów win o pięknych nazwach.
Nasz kolega Mao, określa je jako „kwasiory”. W pokoju mazurskim, na
strychu, dojrzewają wina z czarnej porzeczki. Można przez analogię, określić
je jako słodziory bo mają zaledwie 35 dni. Po
wyczerpaniu cukru – stają się kwasiorami i nie pasteryzowane stają się potem
wspaniałym winnym octem. A pasteryzowane mogą brylować jako znakomite
kwasiory z dobrego rocznika i z południowego stoku. 29 sierpnia 2011 poniedziałek Rano Jola odjeżdża do pracy. Po
śniadaniu wybywaja Tyszki. Po południu, przywożę Grzesia, który po 6.5 godzinnej podróży dotarł do Rynu. 30 sierpnia 2011, wtorek Jest nieco zimniej w porównaniu z
ubiegłymi dniami. Słońce przebija się przez chmury. Grzegorz robi klar na
łódce a ja naprawiam wszystko co się da. W porze
przed obiadowej dobija S/Y „Zawierucha” z
Włodkiem Zawieruchą i Anią. Robimy wspólny obiad - my
serwujemy zupę jarzynową a Zawieruchy ruskie pierogi. Kolacje też jemy razem.
Jakoś śpiewanie nam nie wychodzi. W ruch idą odgrzewane kawały i anegdoty. 31 sierpnia 2011, środa W porcie stoją S/Y Borka i
Zawierucha. Kapitanowie cały dzień opowiadają swoje „morskie” przygody . Dla odświeżenia pamięci aplikują sobie znane
marynarzom środki… Wypracowuję /elaboruję/ ostatnią partię 6
słoików ogórków. Zrobiło się zimno. Teraz o 2348 jest już 11 stopni. Będzie zimniej bo niebo pogodne. Załogi chętnie przebywają w kuchni bo ciepło, dobre elektryczne oświetlenie i widać co
się pije. Ponadto jest dobra akustyka do śpiewania. |