3 sierpnia 2011, środa

We wtorek  przyjeżdża Joasia z Hanią. Jest już nas 9 osób. Powoli przyzwyczajamy się do tłumów. Dziś Krzysiek, syn Kuków przywiózł rodziców. Dziś też gościliśmy olsztyniaków Luizę i Jana. Cały czas coś się dzieje i nie ma czasu na czytanie książek czy jakieś inne zajęcia. Dzieci pod wodzą Joli Paprockiej jeżdżą na wycieczki rowerowe. Wczoraj byli w Starych Sadach, dziś w Mikołajkch.

 

4 sierpnia 2011 czwartek

Nadal słoneczna pogoda. Dziś cała załoga pojechała oglądać zwierzątka w Kadzidłowie.  Wyprawę zorganizował Marek, przyjaciel właściciela Kadzidłowa. Pojechały 3 samochody z dziećmi sztuk 6  i dorosłymi tez sztuk 6. Ja z Kukiem zostaliśmy na gospodarstwie. Kuk coś poprawiał na okręcie a ja zebrałem ogórki, wykopałem chrzan, zrobiłem pranie  i tak w spokoju upłynął czas do przyjazdu wycieczkowiczów. Odwiedzili Jurę Wrocławiacy, których wczoraj we wsi poznała Jola. Przyznali się, że żeglarstwa uczyła ich Karmena. Podziwiali gospodarstwo szczególnie podobały im się kwiaty i całe otoczenie. Po południu pojawiły się Tyszki. Po kolacji miłe spotkanie przy stole w kuchni. Śpiewów nadal w Jurze nie słychać… Paweł przez komórkę udziela konsultacji jak poprawić ustawienia komputera żeby odbierać WiFi.  Dotychczas korzystam z uprzejmości Maryli i Wojtka i tam odbieram Internet.

 

5 sierpnia 2011 piątek

W nocy temperatura spada do 10 stopni a w dzień ciepło przy bardzo intensywnym promieniowaniu słonecznym. Załoga dotarła się i już nie ma niejadków i wszyscy bez ociągania wykonują prace domowe. Skończył się gaz, ale dopiero w końcowej fazie gotowania makaronu. Obiad udało się ugotować. Zakupuję  czwartą butlę gazu w tym sezonie a’ 50 zł. Opuszcza nas

   Marek, który musi do pracy. Marek codziennie prowadził gimnastykę. Będzie nam jego brakować. Ma Go zastąpić jego córka Magi, która jest profesjonalistką od rehabilitacji po skończonym AWFie. Paproki zbiera fotografie z ostatniej wyprawy do Kadzidłowa i umieszcza je w jednym pliku. Dziś nie było żadnych wypraw rowerowych. Wszyscy korzystali z przychylnej pogody. Z radia  dowiadujemy się, że zmarł Andrzej Lepper. Słuchamy komentarzy. Nastawiam do kiszenia 6 słoików ogórków z naszego chowu i hobok z zakupionymi ogórkami  /3 kG/. Dodaję syropu cukrowego do balonów z winem z czarnej porzeczki. Można powiedzieć, że w ostatniej chwili, bo drożdże zjadły cały cukier i zamiast wina dostalibyśmy dobry ocet winny tzn. ok. 40 litrów. Butle z winem dojrzewają w pokoju gdzie rezydują Paproccy. Teraz nie dziwię się że są lekko zaczadzeni waporami z tych butli.

 

6 sierpnia 2011 sobota

Jest ciepło i słonecznie. Magdalena prowadzi gimnastykę. Demonstruje ćwiczenia na kręgosłup. Rowerowicze robią wycieczkę przez Faszcze, jezioro Jorzec i z powrotem przez dzikie pola. Wieczorem  kolacja ze wspaniałymi   trzema sałatkami. Panie  prześcigają się w konkurencji kulinarnej.

 

8 sierpnia 2011 poniedziałek

W niedzielę wcześniej wstajemy bo dzieci mają jechać z Tyszkami do kościoła. Magdalena z załogą zwijają namioty i wyjeżdżają do Warszawy. Odpływają w duży rejs Kuki z Tyszkami. Docelowym miejscem jest zatoka Rominek. Wpada też na chwilę Andrzej z Igą. Przyholowali deskę Joli , na której Magdalena żeglowała i miała awarię.  Natychmiast po wzięciu przesyłki od Kuka, wracają w swoje miejsce postoju na północnym brzegu Przeczki. Przyjeżdża Marysia, która była na turnusie jogi nad morzem. Wieczorem chmurzy się i słychać grzmoty. Zaczęło padać dopiero o 0100 w nocy. Spadło ok. 13 mm/cm2. Rano i później słoneczna pogoda i ciepło. Wybywają do Warszawy Paproccy swoim starożytnym Saabem.  Ad.JP Tu chciałabym przytoczyć anegdotę, o której Hazaj nie wspomniał. Otóż w lipcu zjawiło się w Jurze trzech młodych filmowców ze Szkoły filmowej w Lodzi. Szukali domu nad jeziorem do etiudy filmowej , która miała być pracą magisterską. O moim domu dowiedzieli się od kapitana statku wycieczkowego z Rucian (!).Obejrzeli gospodarstwo, pogadaliśmy obiecali zadzwonić o decyzji ale stwierdzili że dla ich celów jest tu ZA ŁADNIE  W sierpniu telefon o nieznanym numerze. Pan reżyser potwierdził wcześniejsze wrażenia,  że dom i ogród są za ładne ale zainteresował ich niebieski Saab, który dostrzegli na parkingu. Chętnie wynajęli by ten samochód do filmu.  Zawołałam Paprokiego, który myślał ze robię z niego balona. Niestety miał inne plany związane z remontem popękanych kaloryferów w Grodzisku… Tak więc niebieski Saab Paprokiego nie będzie uwieczniony na filmie.. 

   Zwaliło się drzewo na drodze do Notystu. Wiadomość o tym dostajemy z komórki AGajewicza do którego dotarła Marysia w ramach porannego przebiegania sfory psów. Z Piotrkiem robimy wizję lokalną. Oceniamy że piłą bez trudności wytniemy padniętą wierzbę. W tym czasie nadjechał samochód z lorą do przewożenia rowerów. Wracamy rowerami do domu, biorę piłę spalinową i dostaję zakaz Joli: Piła jest moja, nie będę ostrzyła łańcucha, niech drogowcy oczyszczą przejście. W końcu wzięliśmy piłę i samochodem podjechaliśmy pod zwalisko. Wierzba miała średnicę 20 cm i szybko zrobiliśmy przejście. Ucięte kawałki postanowiłem wziąć następnego dnia. Następnego dnia, ktoś nam sprzątnął ucięte kawałki. Takie rzeczy trzeba rwać jak świeże wiśnie…(p.s miałam rację, i tak będę musiała ostrzyć łańcuch dla złodziei. JP). Odwiedzamy Tomka.  Przed bramą tablica z prośbą do odwiedzających, żeby psy wziąć na smycz bo w zagrodzie są kochane koty.  Dzieci oglądają dom, który im się bardzo podobał. Szczególnie podobała się łazienka z muszlą i prysznic z  ciepłą wodą…Tomek demonstruje swoje witraże. Znowu chmurzy się i grzmi.

 

9 sierpnia 2011, wtorek.

W nocy nie padało. Rano zimno i silny wiatr. Śniadanie jemy w kuchni. Dobija Agajewicz i samochodem jedzie na zakupy. Niespodziewanie zjawia się Andrzej Liwski. Jest samochodem i nie można tradycyjnie uczcić tej okoliczności…Pływa na okręcie Tomka Ciecierza. Ma tylko trzy dni urlopu. Przyjeżdżają Oliwia z Tadeuszem i Agatką po dzieci .  Wieczorem pożegnalne ognisko z pieczeniem kiełbasek  z  śpiewaniem przy gitarze.

 

10 sierpnia 2011, środa                                                                       

Po dwóch tygodniach dzieci Oliwii kończą pobyt w Jurze. Na pewno podobały im się te wakacje. Jeszcze tydzień, a zaczęłyby jeść wszystko bez wyjątku, chociaż wcale tak źle nie było Po prostu każdy miał inne preferencje jedzeniowe. Jedno co wszystkim smakowało bez wyjątku to były placuszki z jabłkami, które dobra ciocia Jola często serwowała na kolację.. Pięknie się opaliły, nakąpały i zwiedzili na rowerach najbliższe okolice. Zostaliśmy w skromnym składzie: Jola, Marysia z Jasiem ,Joanna Liwska i Ja. W porcie zacumowały AGajewicze. Od rana zimny wiatr pędzący chmury na wschód. Tyszki z Kukami siedzą na Rominku i nie mają ochoty zmagać się z silnym wiatrem…

 

11 sierpnia 2011, czwartek

Od rana   i przez cały dzień pełne zachmurzenie do tego niska temperatura ok. 12   i mocny wiatr. Wykonujemy prace ogródkowo podwórzowe. Marysia z Joasią jadą do Nakomiadów. Po drodze zwiedzają nową marinę w Giżycku w okolicach portu węglowego. Podobno wspaniała. Wstępują oczywiście do  Bachorzy  po nowe zasoby miodu. Pomagam Andrzejowi przykręcić nadwerężony słupek do relingu.   Wymagało to od Andrzeja opracowanie sposobu  dotarcia do śrubek /tzn. nakrętek/, które byłe poza zasięgiem ręki i wzroku. Odkręcenie i zamocowanie elementu wzmacniającego pokład zajęło cały dzień. Przybijają Tyszki. Kuki przybyły kilka godzin później. Jola  postanowiła zrobić imieninową kolację dla Hani, która w czas imienin była w szpitalu. Kolacja odbyła się w salonie przy kominku. Było ciepło i bardzo smakowała cytrynówka przyniesiona z pokładu CACKA tzn. okrętu Kuków.

 

12 sierpnia 2011, piątek

Rano ciepło. Woda trochę pozimniała, ale jest dobra do kąpieli. Marysia z Jasiem i Joanną odwiedzają pracownię wypalania kafli i wystawę kafli piecowych w Nakomiadach. Pałacu nie zwiedzili bo jest w remoncie. Z Józiem, Haneczką i Danusią Kukową udajemy się do Mrągowa. W piątek jest dzień targowy . Wszędzie pełno ludzi i duży ruch samochodowy. W domu  instalator z „Security” zakłada czujniki do alarmu. Czujniki bezprzewodowe reagują na ruch złodziejaszka. Pracują na frekwencji 2.65 GHz. Komunikacja z centralą odbywa się przez system komórkowy. Przyszło ciepłe powietrze i znów jest upalnie.

 

!4 sierpnia 2011 niedziela

Wczoraj była zmiana załogi IGAMY II. Marcin przyjechał z przygodami. Autobus zapalił się i podróż skończyła się w Pułtusku. W tym czasie do Jury jechał Paweł z Grażyną. Wrócili się prawie 100 km do Pułtuska ,żeby zabrać Marcina. Opuszcza nas  Marysia z Jasiem. Korzystam z okazji i podwożą mnie do warsztatu gdzie odbieram przeglądnięty i naprawiony samochód. Po południu gwałtowna ulewa opóźnia wyjazd AGajewiczów. Marcin mimo sugestii Joli aby został trochę i odpracował uprzejme podwiezienie do Jury ,w ulewie, pod  parasolem, udaje się do łódki i odpływa na drugi brzeg. Andrzej /Niewiadomski/ przywozi lodówkę typu Mińsk, pamiętającą czasy byłego ZSRR. Kuki tuż przed ulewą odpływają, na ich zdaniem, bezpieczny drugi brzeg. Z Nakomiadów przybywają Krysia z Gieniem. Dom znów jest pełen przyjaciół.

Dziś od rana wielka rewolucja w umeblowaniu kuchni i korytarza. Szafka z korytarza ląduje obok kredensu Wekerów, a lodówka zajmuje miejsce szafki tj. tuż za drzwiami wejściowymi. Moim zdaniem, ta elektryka przydaje się tak naprawdę tylko do  lodówki. No, jeszcze jest przydatna przy ładowaniu baterii do aparatów fotograficznych,  komórek i baterii golarki. Przez cały dzień ciepło, piękne wypiętrzone chmury. W nocy widać księżyc w pełni i rozgwieżdżone niebo.

 

15 sierpnia 2011,poniedziałek,  Rocznica Cudu nad Wisłą

Ciepło i pogodnie.  Po śniadaniu /o godz. 1000/ wyjeżdża Andrzej do swojej rezydencji nad jeziorem Kalwa.  Aperytywa nad jeziorem. Genio serwuje Tokaj z północnych stoków. Jest też ajerkoniak z Bielska.  Po jeziorze snują się powoli liczne żaglówki. Od czasu do czasu przelatuje hałaśliwa motorówka. Nie możemy zrozumieć dokąd ten obłąkaniec się spieszy?

Po obiedzie opuszczają nas Paweł z Grażyną. Niebo zaciąga się chmurami i o 1700 leje krótko a zdrowo. Zapuszczam kiszenie ogórków do słoików na zimę. Do tej pory wypracowałem 10 słoików a dziś  7.  Przy kolacji Genio serwuje  „Silver Boroviczkę” , koszerną, 38 %, a ja podaje nalewkę na czarnej porzeczce. Noc ciemna, temperatura 19 stopni.. W domu i na zewnątrz nie kiwa, ale nie zaszkodzi trzymać się relingu…

 

16 sierpnia 2011 wtorek.

Rano o 0700 Jola opuszcza Jurę. Po śniadaniu oddalają się Krystyna z Gieniem. Do portu dobija Wrocławiak Zygmunt Szreter z żoną Ewą i jamniczką. Pływają na okręcie o nazwie „Yamnik”. Miło się z nimi rozmawia. Są już miesiąc na Mazurach. Opowiadają o najnowszych posunięciach naszych urzędników: podnieśli opłaty za pomosty do absurdalnej wysokości. W rezultacie np. na Kuli właściciele pomostów zdemontowali je i jest dziko jak było onegdaj. Przypomina się historia z byłego ZSRR, gdzie wymyślono podatek od drzewa owocowego - jeden rubel od sztuki. W rezultacie właściciele wycięli wszystkie drzewa owocowe…Ten podatek od pomostów przeniesie się na ceny za cumowanie,  opłaty od osoby itd. itp. Już teraz  jest dużo mniej żeglarzy a w marinach czekają jachty…W TV zapowiadają dobrą pogodę do końca tygodnia.

 

17sierpnia 2011, środa

Władek Zawierucha z żoną cumują w porcie  .  Dobijają tez Artur z córką Jagodą. Tyszki zabierają mnie na odwiedziny w Lemanach u Hani Pajączkowskiej. Wieczorem małe przyjęcie skończone śpiewaniem. Artur z Jagodą mają zdolności muzyczne.  Pogoda nadal ok.

 

18 sierpnia 2011,czwartek

Artur przynosi wodę  dwóch  wiadrach, ale  na wyciągniętych w bok rękach. Odpływają goście w siną dal. Zawierucha pływa na Pegazie o nazwie „Zawierucha”.

 

 

19 sierpnia 2011, piątek

Pada od południa. Spotkanie na pokładzie Bambika II. Obiad:  zupa jarzynowa w kuchni. Ciągle pada. Z Maowcem wypróbowujemy nalewkę na  czarnych porzeczkach. Napewno działa nasennie. Jak się obudziłem o 2000 – to kuchnia była pełna gości z morza. Przybili Klimowie z Basią i Grzegorz.  Klim ofiarowuje dla Jury małą flagę AZS. Natychmiast podwieszam ja pod flagą państwową. Flagi dumnie trzepoczą na wietrze, a nam serce rośnie. Wieczór upłynął  na śpiewach pełnym  głosem  starych piosenek. A na zewnątrz obfity deszcz. Piętnaście wiader, które wystawiłem pod dachem stodoły są pełne deszczówki. Zadzwoniła Jola.. Przyjeżdża w sobotę. Ogłaszam alarm 3 stopnia.

 

21 sierpnia 2011,niedziela

W sobotę od rana wieje  z siłą 6 – 8 B. Klim zaprasza na s/y Rafę 4. Prowadzimy rozmowy ze wspominkami o naszych AZSowskich żeglarzach. Po południu, mimo ostrzeżeń, wypływają Klimowie. Wieczorem meldują się , że szczęśliwie przepłynęli za Mikołajki. Kolacja przy winie ze smacznymi sałatkami.

    W niedzielę od rana znów wspaniała pogoda, słaby wiatr, na przystani trochę zimno, na górze ciepło. Woda w jeziorze pozimniała do 17 stopni. Nadal rano kąpiemy się. Po południu z Hanią i Joasią odwiedzamy grób Teresy. Wieczorem bardzo uroczysta kolacja. Hania serwuje sałatkę typu „Cezar”. Próbujemy tegoroczne wino z prawdziwych czarnych  porzeczek.

 

22 ,23 sierpnia 2011, poniedziałek, wtorek

Odjeżdża Józio do pracy. Zostawił Haneczkę samą na okręcie. Wróci w sobotę. Rano zachmurzenie po południu  słonecznie. Została w Jurze wspaniała ekipa, która stanowi żelazny zestaw ludzi kochających Jurę. W  tym składzie są : Jola, Haneczka, Joasia, Maowiec z Zosią, Grzesio Borkowski i ja Hazaj. Dnie upływają na miłych pogaduszkach  i skromnych przyjęciach. Wczoraj na obiad, Grzegorz serwował placki kartoflane. Tradycyjnie jak się pojawi   Grzegorz– to musi nam zrobić te placki. Rano zachmurzenie , po południu słonecznie. Nastawiam 6 słoików ogórków do kiszenia i wysmażam dżem z mirabelek. Wyszło tego 6 słoiczków / 0.8 l/ z wczorajszego smażenia i dzisiejszego 8 słoików. Pomimo dodania cukru są kwaśne a z pasztetem wspaniale się komponują. Po kolacji znowu śpiewy. Jola zrobiła konfitury z owoców róży ogrodowej.

 

24 sierpnia 2011, środa

O 1105, z Rynu, odjeżdżają do Warszawy Joasia i Grzegorz. Nareszcie wybrałem się do miasta. Zakupuję na targu duże igły, kleje w tubkach i gumkę do gaci. W ciucholandzie sprawiam sobie spodnie dresowe. Opłacam czynsz w nowo otwartym oddziale PKO BP w Rynie. W cukierni zjadam duże lody i zakupuję na wynos szarlotkę czyli jabłecznik wg. tutejszej gwary. Robię zakupy w Biedronce . Na koniec funduję sobie lody w tubce. Są smaczniejsze od tych w cukierni. Odpływają Maowce. Zostajemy we troje tzn. Jola Hania i ja. Po południu zjawia się Kuba Snochowski z dziewczyną. Nadstawiamy ucha na wieści ze świata artystycznego. Naprawiam starą kosiarkę, która czasami nie wytrzymuje ekstremalnych  warunków eksploatacji…Joasia melduje swój szczęśliwy przyjazd do domu i dziękuje za możliwość miłego spędzenia wakacji.

 

25 sierpnia 2011, czwartek

Wycieczka do Nakomiadów. Droga Zalec  - Wyszembork,  manufaktura wyrobu kafli, Pałac. Ogród z Jarzynami i ziołami, labirynt, spotkanie z Pawłem Ciszkiem właścicielem Pałacu. Historia pałacu, manufaktury itd. Kamień upamiętniający Bismarcka. Droga Zalec Wyszembork straszna! Odradzam. Wieczorem Przybija Andrzejek Gogacz z dziewczyną Dorotą i załogą.  Załogi nie pokazuje się jednak na kolacji. Andrzejek, który wychował się w Jurze  zawsze z radością tu przyjeżdża. Teraz chce się pochwalić dziewczyną. Wygląda na bardzo zakochanego.. Dorka bardzo fajna, skończyła nauki polityczne i pracuje w instytucji zajmującej się rozwiązywaniem i zapobieganiem kryzysów. Przed nocą zakisiłem 2 kG kupnych ogórków.

 

26 sierpnia 2011 piątek

Andrzejek Gogacz z załogantem Maćkiem chowają do szopy ciężki stół z pod jabłonki. Przy okazji chowamy do szopy Finna. Niestety zabrakło energii, ochoty żeby popływać w ciągu sezonu. (p.s. w tym roku „Old Man” nawet nie został spuszczony na wodę. Cały sezon stał smętnie na brzegu) Może popływamy w przyszłym roku.  Po robocie zapraszamy załogę Gogacza na „aperytywę”. Namówili mnie do odśpiewania kilku piosenek. W pewnym momencie Maciej oddalił się i przyniósł w pokrowcu wypieszczoną gitarę. Odśpiewał szereg żeglarskich piosenek ze śpiewnika. Większość tych shant, słyszę po raz pierwszy. Większość  ma melodię i sposób śpiewania przypominający mnie tzw. godzinki śpiewane przez dewotki. Nie ma w nich nic z „morowa marynarska wiara”….Maciej ma doskonale opanowaną technikę dobierania akordów do śpiewanej piosenki. ( p.s jednak ta śpiewana aperytywa w towarzystwie młodzieży była bardzo fajna. JP).Odpłynęli po południu. Jutro oddają łódkę w Piaskach na Bełdanie. Odwiedza nas Wicio Dębicki, który rezyduje u Tomka. Jak co roku przynosi pyszne ciasto drożdżowe  Obiecujemy sobie, że w przyszłym roku, w czerwcu, popływamy sobie na Finnach.

Na kolację Hania podaje wspaniałą sałatkę z fetą i oliwkami. W ciągu dnia pogoda była wspaniała. Słońce przypiekało, a wiatr chłodził.

 

27 sierpnia 2011, sobota.

Pogoda wspaniała, ciepło, wiatr z południa goni ciepłe fale. Mądre żaglówki są na dwóch refach. Na śniadaniu gościmy Witka Dębickiego. Przygotowuje się do roli w filmie gdzie gra ciecia w jakimś pustym ośrodku w Suwalskim. Akcja jest zagmatwana, rodzina poszukuje mamy, która gdzieś zapadła.  Syn ją obserwuje z za krzaka i stwierdza, że jest szczęśliwa z poznanym leśniczym. Poszukującej rodzinie  nic o tym nie mówi. Wicio jako cieć przypadkowo potrąca lampę naftową i stróżówka ładnie się pali. A synowi, który jest artystą przywożą wodą pianino żeby sobie zagrał młodzieżowego  bluesa. Po południu przybywa Józio. Na kolację Hania serwuje sałatkę o nazwie „ Waldorf”. Wieczór jest niezwykle ciepły/23stoppnie/ i kolację spożywamy na „dworze” pod namiotem. Komarów brak!  Sieć elektryczna nawaliła i korzystamy z pradawnego, diodowego oświetlenia. Prognozę oglądany na TV zasilanym z jeszcze nie zlikwidowanych baterii akumulatorów. Z radia hiobowe wieści: na Węgrzech i w zachodniej Słowacji huragan powyrywał drzewa z korzeniami, w Austrii duże opady śniegu, zablokowane drogi, ofiary śmiertelne itd. Różnica temperatur sięga 30 stopni.   W Stanach Zjednoczonych Huragan Irena dotarł do wybrzeży. Ewakuowano tysiące ludzi, w NY  nie chodzi   metro. Już są ofiary śmiertelne. Około 2200 / u nas/ włączyli światło. Moje akcje znów zmalały. Na razie katastrofalnej pogody u nas nikt nie zapowiada. Niebo zamglone jak to w wyżu, świecą gwiazdy, cisza na morzu.

 

28 sierpnia 2011, niedziela

W nocy bardzo ciepło ok. 23 stopni. Dopiero rano pozimniało. Na szczęście nie było dużej różnicy temperatur i obeszło się bez burzy i wiatrów. Po nocy wiatr skręcił na W. Po śniadaniu  Józio wziął mnie na załogę i popłynęliśmy do Jankowskiego odstawić                  łódkę. Nie chciało się nam stawiać żagli i przepłynęliśmy na silniku. W porcie wiał silny wiatr wzdłuż brzegu. Ładnie zacumowaliśmy i już chcieliśmy odjechać, gdy bosman wyrzucił nas z tego wygodnego miejsca. Musieliśmy znowu manewrować . Przy chwytaniu boi złamał się bosak a Józio przy następnych manewrach , liną otarł do krwi dłonie. Na szczęście zjawiła się Haneczka, która chwyciła w locie cumę i w ten sposób szczęśliwie dowiązaliśmy się do kei. W drodze powrotnej do Jury wstępujemy na zakupy do Biedronki. Zakupione lody były smaczne i do tego dwa razy tańsze niż te niedobre / ale za to drogie/  w miejscowej cukierni. Jola jutro rano jedzie do roboty i już dziś upakowała w samochodzie rower i kupę innych rzeczy. Zbieram ogórki. Już myślałem, że ich nie ma, ale się ukryły lub przez dwa dni  znowu wyrosły. Będzie tego na trzy następne  słoiki. Dotychczas wypracowałem 23 słoiki. Dziś była pożegnalna kolacja. Były dobre sałatki i wino Frontera de Chile, i Chianti de Borgo Cipressi rocznik 2010. Mam przepalone gardło i nie odczytuję różnych walorów win o pięknych nazwach. Nasz  kolega Mao, określa je jako „kwasiory”. W pokoju mazurskim, na strychu, dojrzewają wina z czarnej porzeczki. Można przez analogię, określić je jako słodziory bo mają zaledwie 35 dni. Po wyczerpaniu cukru – stają się kwasiorami i nie pasteryzowane stają się potem wspaniałym winnym octem. A pasteryzowane mogą brylować  jako znakomite kwasiory z dobrego rocznika i z południowego stoku.

 

29 sierpnia 2011 poniedziałek

Rano Jola odjeżdża do pracy. Po śniadaniu wybywaja Tyszki. Po południu, przywożę Grzesia, który po 6.5 godzinnej podróży dotarł do Rynu.

 

30 sierpnia 2011, wtorek

Jest nieco zimniej w porównaniu z ubiegłymi dniami. Słońce przebija się przez chmury. Grzegorz robi klar na łódce a ja naprawiam wszystko co się da. W porze przed obiadowej dobija  S/Y  „Zawierucha” z Włodkiem Zawieruchą  i Anią.  Robimy wspólny obiad - my serwujemy zupę jarzynową a Zawieruchy ruskie pierogi. Kolacje też jemy razem. Jakoś śpiewanie nam nie wychodzi. W ruch idą odgrzewane kawały i anegdoty.

 

31 sierpnia 2011, środa

W porcie stoją  S/Y Borka i Zawierucha. Kapitanowie cały dzień opowiadają swoje „morskie” przygody . Dla odświeżenia pamięci aplikują sobie znane marynarzom   środki… Wypracowuję /elaboruję/ ostatnią partię 6 słoików ogórków. Zrobiło się zimno. Teraz o 2348 jest już 11 stopni. Będzie zimniej bo niebo pogodne. Załogi chętnie przebywają w kuchni bo ciepło, dobre elektryczne oświetlenie i widać co się pije. Ponadto jest dobra akustyka do śpiewania.

 

 

Maj

 

Czerwiec

 

Lipiec

 

Wrzesień

 

Październik