4 czerwca czwartek

 

Szybko biegnie czas przy złej pogodzie. Dziś wypogodziło się, ale chmury nadal wyglądają groźnie. Andrzej, korzystając z dobrej pogody kosi łączkę i podwórko. Kawał roboty. Dziś robiłem zakupy w Mrągowie. Z wielkim trudem buduję wózek do wyciągania finna Do tego zainspirowały mnie kółka przywiezione przez Andrzeja Paprockiego. Od kilku dni kąpiemy się . Temperatura wody 17 stopni. W nocy temp. spada do 7 stopni. Na polecenie Kierownictwa, ścięliśmy octowca i chorą wiśnię.

Palimy w kuchni. Temp ok. 20 stopni. Nowy palankin dobrze się sprawuje. Tylko po obfitych opadach woda zbierała się na krawędzi namiotu i pod ciężarem wody żerdzie niebezpiecznie się uginały. Wypaliliśmy otworki, przez które spływa nagromadzona woda.

 

 

 

6 czerwca  sobota

 

W piątek Alarm! Stan najwyższego pogotowia. Na wszelki wypadek sprzątamy, bo może przyjechać Pani Jola. I stało się - przyjechała w czasie obiadu. Trawa na podwórku i na łączce  skoszona, octowiec i wisznia ścięte, w piwnicy nowa ramka piwnicznego okna. Lustracja wypadła pomyślnie, bo nic nie powiedziała. Dziś Gajewicze, po wyekspediowaniu Marcina na rejs, udali się do Warszawy. Przyjadą za dwa tygodnie. Po zimnych dniach, dziś nieco cieplej. Rano temp. powietrza 8 stopni a wody 13 stopni. W TV zapowiadają  w nocy temp.7 stopni. Jutro burze.

 

 

 

10 czerwca  środa

 

Tak pięknie i dużo napisałem i w pewnym momencie zabrakło kontaktu na akumulatorach i wszystko napisane diabli wzieni. Dziś już nie mam cierpliwości żeby to odtworzyć. Podsumowałem liczbę spodziewanych gości. Wyszło 27 osób plus pięć psów. Już przyjechała Marysia z Jasiem i Joasią Liwską i Murką. Listę gości odtworzę jutro.

Młody Gajewicz tak mnie przedstawił swoim przyjaciołom: ”To jest Hazaj. Od maja do października, pełni rolę namiestnika”.

 

 

 

11 czerwca  czwartek Boże Ciało

 

Dobra pogoda. trochę chmur, bezwietrznie temperatura wody wzrosła do 19 stopni. Śniadanko mija w dobrej atmosferze. Ok. południa przybywają Kuki. Nie mogą się zdecydować gdzie spać. Pokój mazurski został zarezerwowany dla rodziny Joli. Kuki postanowiły spać w samochodzie na łączce. Tam nie mogły znaleźć równego /poziomego/ miejsca, więc postanowiły przenieść się na równe poniżej kasztana i jesiona. Więc tam wjechali. Teren tam jest podmokły szczególnie po ostatnich deszczach. Samochód ugrzązł. Pod górę nie było sposobu wyjechać. Dopiero podkładane deski i popychanie jakoś wyrwały samochód z pułapki. Trudno było znaleźć odpowiednie miejsce na podwórku spełniające kryteria poziomości i odległości od wysokich drzew. W końcu wylądowali na strychu w części bibliotecznej. W obawie przed Dyziem, zabarykadowali się  w tej części strychu. Po obiedzie zbiorowa wycieczka na Górkę Widokową. Po południu przyszła w odwiedziny Ola, córka Hrabiego. Hrabia cały w gipsie bo spadł z drabiny. Właził w klapkach po drabinie  na dach żeby skontrolować pracę wykonaną  przez najemnika. Wieczorem, na kolacji, zjawia się Tomek z Olą .Chmurzy się i może znowu popadać Dziś też przyjechała Grażyna z córką Magdą. Śpią na strychu.

 

 

 

12 czerwca piątek

 

Wigilia Imienin. Rano śniadanko . Na razie  9 osób. W ciągu dnia przybywają: Anula z Żorżykiem i córką Magdą, Maowce, Dzwonkowcy z dwojgiem wnucząt, brat Joli Janusz, Wekery i Zbyszko z Dyziem. Marysia przywiozła Zbyszka z Mikołajek gdzie  kończył rejs. Do skromnej  kolacji Trzeba było dostawić dwa stoły. Wieczorem znikły chmury i zrobiło się zimno ok. 10 stopni. Jura zaludniła się jak za dawnych dobrych czasów. Nareszcie dom pełen gości. Jutro oczekujemy Andrzeja  czyli Ciupciaka. Mamy nadzieję że będzie dobra pogoda.

 

 

 

13 czerwca sobota

 

Pogoda  przeokropna. Od rana leje. Śniadanie na 19 osób w salonie. Ciasno przy stole. Smakołyczki znikają błyskawicznie, Kto się spóźnia „może się nie załapać”. Dla statystyki spis obecnych:

Jola, Hazaj, Marysia z Jasiem, Zbyszko, Ewa z Rysiem plus dwoje wnuków(Hania i Piotrek). Ewa i Stefan

Wekerowie, Maowce, Grażyna z Magdą plus narzeczony Adrian,  Janusz, Liwska , Ela, Andrzej /Ciupciak/, Anula, Żorżyk i Magda, Tomek z Olą, Danuśka i Hubert Cookowie. Razem ok. 27 osób. Nawet przy stole trudno było policzyć.

Niestety pogoda nie dopisała i uroczystości odbywały się w salonie. Dania, smakołyczki znakomite. Błyskawicznie znikały ze stołu. Odbyły się też masowe śpiewy przy akompaniamencie Jarka.  Jarek ma 12 strunową gitarę i czasami równocześnie z akompaniamentem gra na organkach. Musiałem odśpiewać tradycyjną Podolankę. I choć wyliśmy na pełny regulator, to młodzież na kanapie, nadal spokojnie prowadziła ożywioną konwersację. Odnotowałem budujące zjawisko: był tylko jeden palacz: narzeczony Magdy. Biedny, krzywdzony, szykanowany były monopol tytoniowy. Imieniny przebiegły bez żadnych niespodzianek organizacyjnych. Smakołyczki były przygotowywane przez drużynę pań. Nie można było wchodzić do kuchni, gdzie odbywała się ceremonia. Przygotowane tace z sałatkami i daniami były zabezpieczane przed sprytnymi psami przez umieszczanie ich wysoko na piecu i szafie. Murka i tak by sobie poradziła więc pomieszczenia były zamykane i poruszanie się po mieszkaniu przypominało wychodzenia z łodzi podwodnej. Tzn. zamykanie drzwi za sobą przed otworzeniem następnych. Mimo to, Murka zaczekała na błąd załogi i momentalnie zżarła  pół tortu czekoladowo -piernikowego. Skończyło się to biegunką. Marysia rano musiała wyprać dywan i odsmrodzić go octem. Może Murce zaszkodziła sroka, którą upolowała w Radości i zżarła wraz z upierzeniem. Nikt się nie upił na imieninach i nie było ciekawych, godnych opisania momentów. Godnym jest odnotowania przypadek Rysia, który jadąc na wycieczkę , zjechał w topinambur. A było to tak: Rysio bardzo cierpiał, że  wysokie trawy na środku drogi łaskoczą szlachetne podwozie jego wehikułu. Żeby Mu ulżyć jechał lewymi kołami po trawie na środku drogi, a prawymi po trawie z prawej strony. Nie było łaskoczącej trawy na środku wehikułu. Po ujechaniu 50 metrów, odkrywczym sposobem, niespodziewanie samochód gwałtownie, bez własnej woli, zjechał w topinambur. Rysio wysłał wnuki po pomoc. Wyszliśmy z łopatą , deskami żeby go wyciągnąć. Nie  była potrzebna nasza pomoc, bo Rysio jakimś cudem wyjechał z pułapki. Pozostało stratowane pole plantacji. W poniedziałek nastąpiło rozjeżdżanie się uczestników imienin. Najwcześniej wyjechała Jola, później Andrzej z Joasią Liwską . Po śniadaniu wyjeżdża Marysia z Krzyżanem na koniec  Janusz swoim wspaniałym, mieszkalnym Mercedesem. Około 10 00,Maowce żegnają się i odpływają do Rynu. Zrobiło się pusto i poczułem się durnowato. Zająłem się porządkami i jakoś czas przeleciał do obiadu. Pogoda wspaniała, nie jest za gorąco. Uzupełniam konstrukcję wózka do wożenia finna. Usztywniam dyszel. Teraz można wózek ciągnąć lub pchać /tam i nazad/.

Zrobiła się pierwsza w nocy dnia 16 Dżuna 2009.Czas spać. EHEU

 

 

 

17 czerwca środa

 

Noc zimna. Rano czyste niebo. Później chmurzy  się a nawet popadał przelotny deszczyk. Gotuję zupę jarzynową. Jak zawsze, o godz.  O 19 00 rozmawiam z siostrą.

 

 

 

18 czerwca  czwartek

 

O 06 rano słońce. Później o 07 30 zachmurzyło się. Było trochę słońca a wieczorem zaczęło lać. Wybrałem się do Mrągowa. Kupiłem 10 litrów benzyny /litr kosztuje 4.50!/, Na cmentarzysku samochodów kupiłem akumulator 48Ah  za 50 PLZ, uszczelkę pod pokrywę zaworów, zrobiłem drobne zakupy w LIDLU i na targowisku. Nadal nie sprowadzili plastikowej obudowy do kosiarki        Royal 43 S. Piotr trzymał wachtę na hacjendzie. Jak wróciłem po 1600, Piotr przywitał potrawą z klusek zadanych konserwą z tuńczyka i masą pomidorową. W przerwie deszczy Piotr zapolował na grzyby /między trzecią i piątą brzozą/ i przyniósł 6 dorodnych kozaków. Zabrałem się ochoczo do roboty. Sposób przyrządzania niech będzie  moją tajemnicą. Piotr był zachwycony i zapewnił, że w życiu nie jadł lepszych grzybów /wazelina/. Zostały też uduszone dwa kurze udka. Telefonowała Jola. Chce przyjechać w sobotę z Gajewiczami i    wrócić w niedzielę z Piotrem. Nic z tego nie będzie bo Piotr musi wyjechać najpóźniej w sobotę. Radzimy, żeby nie jechała z zbyt szybko jeżdżącym Andrzejem.                                                                                        

 

                                                                                 

19 czerwca  piątek

 

Raniutko o 0600 pełne słońce. Dobrze się zapowiada – będzie lampa. Około 08 00 lekkie zachmurzenie, później coraz ciemniej aż wieczorem do wystąpienia deszczu. Z Piotrem słuchamy Newerlego „Wzgórze Błękitnego snu”. Niestety to ostatnia taśma jaką zostawiła Jola. Przywożę od Eli anteny typu Yagi i bom do finna. Wieczorem Piotr opowiada ciekawe historie ze swojego życia. Na obiad zupa z przedwczoraj i kurze udka z makaronem. Grzybki nadal smaczne cieszą podniebienie. Do przystani przybiła jakaś łódka. Piotr poszedł zobaczyć kto dobił. Jacyś żeglarze z kupą dzieci i już konsumujących obiadek. Powiedzieli dzień dobry i przeprosili że nie umieją czytać. Zostawili wszystko w porządku. Piotr bardzo zadowolony z pobytu a pogoda wcale nie wpływa na jego odczucia. Prognozujemy, że pani Jola da sobie spokój i nie przyjedzie na jedną dobę, zwłaszcza że ma dużo ważnych zajęć w robocie. W ogrodzie z nadmiaru wilgoci podgniwają listki sałaty. Dotychczas nie wzeszły fasole BLUEHILDE,  groszki i  kabaczki. Zakupiłem  nowe nasiona kabaczków i groszku. Namoczyłem i trzymam w ciepłe tzn. w kuchni na szafce nad kuchenką gazowa. Zrobiła się godzina 00 06. Czas spać.

 

 

 

20 czerwca  sobota ostatni dzień wiosny.

 

Rano, jak zwykle piękne słońce, potem nieco zachmurzenia, ale generalnie słonecznie, ciepło. Temp. wody 17 stopni. Po namydleniu kilka ruchów płynięcia tam i z powrotem.  Ból skóry z powodu temperatury umiarkowany.

Do pory obiadowej Piotr opowiada ciekawe historie. Około 16 oo pakuje się i odjeżdża. Potem zjawia się Marcin, który kończy rejs i oczekuje rodziców. Za chwilę zajeżdża Andrzej. Rodzina w komplecie. Wieczorem wspaniała kolacyjka, kameralnie , we czworo. Mnóstwo smakołyczków, wspaniale apetycznie przystrojonych. Godz. 22 00. Towarzystwo padło. Jest absolutna cisza.    Jola nie przyjechała z Gajewiczami, bo nie znalazła „ liftu” Z POWROTEM  do Warszawy.

 

 

 

22. czerwca poniedziałek

 

Rano zachmurzenie. Zaczyna padać. Gajewicze zastanawiają się czy jeszcze jeden dzień przeczekać przed rejsem. Około 10 00 deszcz słabnie. Gajewicze postanowili wypłynąć. Odbijają po 15 00 i płyną przez kanały na Górkło. Temperatura wody i powietrza 17 stopni. Wiatr 3 – 4 B z kierunku NE. W TV znowu zapowiadają deszcze i burze.   Nie znaleźliśmy kozaków ale spotkaliśmy  pana Jeża.  Dzidzia zainteresowała się ale nie robiła mu krzywdy.

 

 

 

23 czerwca wtorek

 

Rano słońce. Ciepło. Zbieram kwiaty czarnego bzu.  Kwiatki moczę w przegotowanej wodzie z cukrem i odrobiną kwasku cytrynowego. Gotuję zupę cebulową z jarzynami. Ok. 1700 zjawia się Tomek, który coś organizuje w ramach firmy  REDBUL. Firma sponsoruje wariatów z WRC /rajd/. Nad Mikołajkami burza. Przygotowuję się do przyjęcia burzy. Do 23 00 nic się nie dzieje. Wystawiłem wszystkie wiadra bo kończy się stara deszczówka.

 

 

 

24 czerwca  środa

 

W nocy padało  ok. 10 mm /10 litrów/m.^2/.Wiadra znowu zapełniły się. Kolekcjonuję wodę na starość. Pod wpływem tego opadu złamał się konar jabłonki. Poza tym żadnych szkód. W ciągu dnia mży. Gajewicze donieśli, że wpływają na Niegocin. Jola i Kiszczak chorują / w Warszawie/. Wieczorem, jak wracałem z odwiedzin u teściów Tomka zaczęło solidnie lać. Wróciłem w ostatniej chwili i deszcz zmoczył mnie w drodze od bramy do domu. Dziś na obiadek zupa cebulowa, grzybki, kasza jęczmienna z jarzynami i na próbę rukola. Przyrządziłem zaprawę z czosnku, octu jabłkowego, pieprzu, soli, cukru i oliwy rozmarynowej. Ta oliwa jest dość ostra a rukola łykowata i bez nadzwyczajnego smaku. Starałem się być odrobinę snobem i donosiłem Dzidzi że  rukola jest nadzwyczajna.  Pod wpływem mojej sugestii, biedny pies krzywiąc pyszczek, też ją skonsumował. Czytam „Gorzką Chwałę” Watta. Ostatnio o roku 1939. Nie nastraja to pozytywnie.

 

 

 

25 czerwca  ćwiertek

 

Od rana do wieczora pełne zachmurzenie. Ciepło. Okazja do wykonania drobnych robót. Obcinam gałązki z spadłego konara jabłonki, sklejam distalem wieczko od zasobnika na ryż, krzesło i drążek od grabi nadwyrężony przez Kuka podczas usuwania śladów poślizgu na trawie po niefortunnej decyzji zjechania na poziomy teren poniżej kasztana. W nocy znowu dowaliło 30 litrów  na m^2. Około 13 00 przyszedł teściu i przyniósł porcję ciepłych pierogów ruskich ze skwarkami.  Później Dzidzia zaszczekała  bo w telewizorku ukazał się maszt. To przypłynął Grzegorz Borkowski na s/y  NORAD. Spędziliśmy miły wieczór zakrapiany palikotówką. Rano Grzegorz rusza do Rynu,  by przyjąć na pokład właściciela łódki.  Pasteryzuję 17 słoiczków  wyciągu z kwiatów czarnego bzu .Grzegorz pomaga w tym procesie. Na odjezdne obdarzam Grzegorza słoikiem ubiegłorocznych  kiszonych ogórków. Obiecuję że jak drugi raz dobije – dostanie następny słoik.

 

 

 

26 czerwca piątek

 

Grzegorz rano bezszelestnie   odpłynął. Nadal pełne zachmurzenie. Ciepło 17 stopni. Woda w jeziorze tyż 17 stopni, ale wydaje się że cieplejsza. Czuje się że jest się  w wodzie. Przy niższych temperaturach boli skóra. Wiatr od jeziora 2 B. Ogłaszam alarm .Za kilka godzin przyjeżdża nasza Najjaśniejsza Pani Dziedziczka  Jola.  Porządkujemy, zamiatamy śmiecie pod dywan, myjemy naczynia, sprzątamy radiostacje ze stołu w kuchni, rozkładamy buraczkową ceratę na stole, gotujemy zupę jarzynową i czekamy na przyjazd.  Ledwo zjadłem trzecią porcję zupy – pojawił się zwiastun Kiszczak. Z Dzidzią ustawiliśmy się w szpalerze koło bramy. Dziedziczka z fantazją wjechała na początek gazonu /gazon w projekcie/. Dziedziczka ledwo zjadła zupę i pochwaliwszy kucharza za dobrą robotę – zakasała rękawy i wzięła się za czarną robotę. Skosiła cały trawnik z dojściem do wody, parking samochodowy, pod oknami  i  przed bramą wjazdową. Posadziła kilka krzaków i kwiatów o nieznanych nazwach. Dobrze że co dwa dni solidnie leje i nie trzeba podlewać.                                            

 

 

 

27 czerwca sobota

 

Rano znowu pełne zachmurzenie. Dobrze że jest ciepło. Miłe śniadanko z zieleniną wprost z ogródka. Około 10 00 idę do teściów /Tomka/  powachtować a Oni byli pojechali na zakupy do Rynu. Przy okazji dałem im listę zakupów dla mnie. Poczytałem sobie książkę i Rzplitą z przed tygodnia. Szczególnie fascynujący był artykuł    o zagładach życia na ziemi spowodowanych bądź to wybuchami wulkanów , bądź to uderzeniami  dużych meteorytów. Grozi  to nam za chwilę lub za 10 tysięcy lat        . A tu jeszcze tyle do zrobienia i popatrzenia na ten Świat. Wróciłem  z zakupami /piechotą  z kijkami/ i zastałem Jolę zgrzaną i zmęczoną bo skosiła wszelkie  trawy na terenie posesji i na zewnątrz. Kawał roboty! Jak na przykład rolnik, orzący koniem z pługiem jednoskibowym, musi przejść 42 kilometry dla zaorania jednego hektara /100m. x 100m. 10 000m/. Posiadłość Joli ma 0.25 ha z zabudowaniami,  policzmy 0.2 ha. Szerokość koszenia 0.5 m. Wychodzi do przejścia ok. 4 km! Do tego dochodzi kierowanie i zawracanie  ciężką kosiarką z malutkimi kółkami plus przerwy na wyrzucanie trawy z zasobnika. Koń by padł od takiej roboty...

 Głębokim popołudniem jedziemy do Jarka po deskę i rower. Jak zawsze , w Krzyżanach,  zostajemy serdecznie ugoszczeni. Rower, po odkręceniu przedniego koła, mieści się w samochodzie  UNO ! Oczywiście po położeniu tylnego fotela. Deska na dobrym bagażniku na dachu. Same zalety ma ten „trofiejny” pojazd. /Fiat UNO 60S, 162 tys. km, 17 lat/.  Noc ciemna ale ciepła. Oczekuję niezwykłego wysypu kozaków i maślaków. Jola śpi, Kiszczak śpi i nie czochra się, radio ściszone do granic słyszalności. Jest 23 20.                                                                                                              

 

 

           

28 czerwca  niedziela

 

Rano tradycyjnie pochmurno.  Ale ok. 0900 robi się pogoda. Po południu upał. Wieczorem wiatr od morza temp 24 stopnie a wody 20 ! Jola od rana pracuje. Idzie w ruch spalinowa kosa, sekatory nożyce.  Formuje krzak lipy i idealną kulę. Obcina gałązki z trójnoga, który zaczyna się rozlatywać.  Przychodzi Jej na myśl Hrabia, który spadł z drabiny i teraz jest w gipsie. Bozia czuwała i obyło się tym razem bez wypadku.  Wzmacniam stół  dając zastrzał wzmacniający i zapobiegający jego katastrofalnemu złożeniu się. Wczoraj, czasie obcinania konaru jabłonki, stojąc na nim poczułem, że niebezpiecznie się chwieje. Dobra praktyka morska nakazuje natychmiastowe usunięcie zauważonych wad osprzętu. Do zmroku tj do 21 00 , stół jest wzmocniony. Na kolację zjadamy po jednej młodej cebuli, świeżo zakiszone ogórki i znakomity pasztet. Jola opowiada  historię Jej rodziny. Pogodnie, księżyc w pierwszej kwadrze. Cisza na morzu. Rano będzie mgła.                                                                                                                

 

 Przenoszę dotychczasową kronikę na  dyskietkę. Dyskietka pojechała do Warszawy.

 

 

 

30 czerwca  wtorek

 

W poniedziałek rano o 06 00 pobudka. Nad jeziorem spore zamglenie. Po śniadaniu, Jola bez entuzjazmu wyjeżdża do Warszawy. Rano temp. wody 21 stopni a wieczorem 24. Ciepło 25 stopni. Gotuję zupę ze znalezionych jarzyn. Pyszna!  Nie mam puszki mięsnej dla Dzidzi. Daję jej kaszę z jarzynkami i kulkami. Tłumaczę , że poniedziałek to PRLowski piątek, a prawdziwa komunistka w ten dzień nie jada mięsa. Wokół groźne burzowe chmury. Nic nie padło. O 21 00 na chwilę kładę się do łóżka i na jednym halsie przesypiam  do północy.   Rano kąpiółki temp wody 21 stopni pochmurno. Podczas śniadania obowiązkowe słuchanie klubu Pickwicka. Dość  nudny. Gdyby współczesny pisarz tak pisał to by go wygwizdali. Kończy się wódka i zaopatrzenie w  jedzenie. W Użrankach wszystko dostaję. W drodze powrotnej wstępuję do Maryli i Karasiowej. Od pani Janeczki biorę butlę z gazem. Straszny upał i trudno wytrzymać na słońcu. Odbywam  w domu sjestę. Tu znośna temp 22 stopnie. Zamykam okna i drzwi żeby zimno nie uciekało. Wokół krążą burze, grzmi. Padł gruby deszcz, ale krótko 15 minut. Pod wieczór, pełne groźne zachmurzenie. Grzmi. Wszystkie wiadra czekają na opad.

Nadal ciepło. Wieczorem tzn. po 19 00 pod namiotem przepisuję na komputer kronikę jurajską z 2004 roku. Bardzo mało wpisów /rok.

 

 

 

Maj

 

Czerwiec

 

Lipiec

 

Sierpień

 

Wrzesień

 

Październik