1 września wtorek
Rano piękna słoneczna pogoda. Z Andrzejem długo kąpiemy się w
rześkiej wodzie. Teraz wystarczy kilka dni niepogody i kąpiołki będą wymagały bohaterstwa.
Koszę pokrzywy w południowo wschodniej części działki żeby do dostać się do
drzewek z owocami
mirabelek zwanymi inaczej
- ałyczy. Zbieram 5/8 wiadra. Iga
natychmiast je zagospodarowała. Zagotowała w dwóch czarnych garnkach i nie
pozwoliła ich dotykać. Testujemy wino z innego balonu. Jest słodsze od
wczorajszego. Jeszcze nie ma procentów.
4 września piątek
W nocy nieco
popadało ok.
7 września poniedziałek
Rano, o 6 pobudka dla Joli. Biedna musi jechać do pracy.
Ktoś musi zarobić na utrzymanie JURY. Na śniadanko świeża dymka i bazylia z
ogródka. O 7 ustawiamy się w szpalerze przy
bramie. Jola volens nolens
odjeżdża żegnana przez uczestników
jesiennego turnusu. W stodole , nad sauną , przy kominie cieknie woda z dachu. Zastanawiamy się od kilku dni jak
naprawić dach? Andrzej, będąc u Jankowskiego zauważył pracownika
, który jak małpa harcował po dachu. Wpadł na pomysł , żeby go zaangażować. Dzisiaj przywiózł go i on w trymiga rozebrał
komin od sauny, wstawił deski w powstałą dziurę, wstawił łaty i ustawił
dachówki. Operacja trwała niecałe trzy
godziny i kosztowała 100 zł. Robota szła
bez przestojów, bo od rana przygotowywałem narzędzia, gwoździe, łaty dachówki.
Za stodołą trzeba było wyciąć wiekowy krzak czarnego bzu, który przeszkadzał
postawieniu dużej drabiny. Pień miał średnicę
ponad
W niedzielę,
wywieźliśmy do Jarka w Krzyżanach , kosiarkę, deskę i dwa rowery. Potem udajemy
się z wizytą do Słabowa , gdzie
mieszkają Donat z Kasią. Jaka wspaniała posiadłość! Dom
pokryty nową dachówką, w środku piękne pomieszczenia, wspaniała kuchnia.
Gospodarz z dumą pokazał piwnicę. Balony z nalewkami, regały pełne słoików z
przetworami. Na każdym słoiczku nalepka z nazwą przetworu, napisem gospodarstwo
ekologiczne i Made in Slabowo. Wszystko z zapałem fabrykuje sam Donat. Nie
wyobrażam sobie ile to wymaga energii i czasu.
Żeby nas jeszcze więcej zadziwić prowadzą nas do ogrodu. Brzegi grządek ogrodzone
plastikowymi burtami, między grządkami wysypany biały szuter. Grządki pełne
marchwi, pietruszki, porów, selerów etc. Zieleń zdrowa, grządki podlane. Przy
płocie ogórki - już zebrali
9 wrzesnia środa
Wczoraj dobił Grzegorz. Andrzej wyciągnął łódkę, obmył i
postawił na kobyłkach na zimę. Korzystając z dobrej pogody, od wczoraj, odnawiam
okno w pokoju babci. Szpachluję parapet, przecieram papierem ściernym stary
lakier i „szast prast’ w ciągu dwóch dni mamy pięknie wylakierowane na biało
okno. Najęci fachowcy, pożal się Boże,
potrafią w ciągu dnia pomalować 12 okien. Oczywiście bez wyjmowania z
futryn i bez szlifowania starego lakieru. Szast prast i jest zrobione, a ty Hazaju pieprzyłeś
się dwa dni z jednym oknem. Jest Grzegorz i są placki. Nie ziemniaczane a
placki z jabłkiem autorstwa Igi. Roztaklowuję finna i we trzech , na wózku, wciągamy go na górę i
wstawiamy do szopy. Nowo zrobiony wózek ma małe kółka i strasznie ciężko chodzi
po miękkiej ziemi z dużą trawą. Kółka przywiózł w darze, Andrzej Paprocki. Grzegorz radzi, żeby
zgłosić reklamację i niech Andrzej następnym razem przywiezie większe kółka, najlepiej od bombowca. W piątek
zaludni się bo zapowiedzieli przyjazd Tyszkowie i Marysia.
11 września
piątek
Pogoda jesienna. Lekkie zamglenie, słońce przez cienkie
chmury pewnie altostratusy. Nadal kąpiemy się . Woda ciepła mimo że wiatr
północny. Mam zajęcie przy przelewaniu wina porzeczkowego. Usuwam owoce i
przelewam wino do pojemników. Po sedymentacji, na dole i naczynia pozostaje osad. Próbujemy wino - jest jeszcze słodkie i nie trzeba dodawać
cukru. Po południu przybywają Tyszki z niespodzianką – przywożą Piotrka
Osóbkę! Później przyjeżdża Marysia z Jasiem. Wieczorem wystawna
kolacyjka z sieją , winkiem i palikotówką. Jola z
resztą nieobecnych jurajczyków są u Fiejków w
okolicy Kazimierza.
12 września
sobota
Rano podwozi mnie Marysia do warsztatu Borysa. Odbieram
samochód z poprawionym ręcznym hamulcem. Marysia swój samochód oddaje do
lakierowania. Jedziemy przez Mrągowo do
Rynu. Zakupujemy miód w Bachorzy. Oferują mód lipowy
ze spadziowym. Marysia zagląda do swojej łódki u Jankowskiego. Nastawiam 5
słoików kiszonych ogórków. Dotychczas wykonałem 24 słoików. Dwadzieścia słoików już jest w Jabłonnie u Joli w
chłodni. Telefonujemy do Karmeny. Wrocław coraz
piękniejszy tyko trudno dostać się do szpitali bo nie ma pieniędzy. Z
wiadomości bieżących: Remek /Remigiusz Trzaska/ z
załogą udają się do Archangielska we dwa
mikrobusiki by odbyć na Panoramie rejs przez Białomor Kanał i Ładogę do
Sankt Petersburga. Karmena
nadal czeka na operację oka. Zaprasza do Wrocławia.
Obecni w Jurze: Hazaj, Gajewicze, Tyszki, Piotr Osóbka i Marysia z Jasiem.
14 września
poniedziałek
W niedzielę, jak zawsze, Kółko Różańcowe udaje się do kościoła w Rynie. Po aperetywie z szarlotką / prawdziwą/ Tyszki z Piotrkiem wyjeżdżają do Warszawy. Rozbieramy
pomost i chowamy w szopie. Przy ładowaniu QRP Tajfuna , na sęku
łamie się element wózka. Jasio dostaje gorączki 38.5 stopnia.
Wieczorem w pokoju mazurskim zapalam pod
piekielnym piecykiem. Nie może chwycić „cugu” i dymi jak parowóz. W końcu rozmyślił się i dalej pięknie palił,
bez dymienia.
Rano w
poniedziałek, czyste niebo ciepło. Woda
nieco zimniejsza, ale kąpiemy się .Andrzej zawozi Marysię z Jasiem do
przychodni w Mrągowie. Jasio nadal gorączkuje.
Wieczorem, niespodziewanie zjawiają się Maowce.
Znów miła kolacyjka z sieją. fetą i
zagranicznym winem.
15 września
wtorek
Dzisiaj dobrałem się do piwnicy i wyrzuciłem
mnóstwo spróchniałych desek. Podczas
zagrabiania piasku natknąłem się na przewód . W dotyku jakby elektryczny. Po
wyciągnięciu z piasku okazał się żywym
korzeniem. Być może od jabłonki, która jest
oddalona o
16 września środa
Rano wyjeżdża Marysia z
Jasiem. Korzystam z okazji i daję do przewiezienia paczki z kiszonymi ogórkami , książkami,
ciuchami i trzy pięciolitrowe pojemniki z winem porzeczkowym. Jola około południa
jedzie do Popielna na spotkanie z pracownikami jej instytutu. Maowce oddają cumy i udają się na północ. Z Grzegorzem grzejemy się na słońcu popijając
wino porzeczkowe. Zrobiło się nam fajnie i zaśpiewaliśmy sobie balladę o zębach w d..., a następnie o Fiłypie czyli pieśń
pod tytułem Bałam – Bałam /Idiot sełom Fiłyp, Fiłyp
i jajcamy bałam tyłyp A diwki w kryk Zdarow
Fiłyp A on jajcamy bałam tyłyp/. Gotujemy duży gar zupy jarzynowej a na drugie
fasolkę szparagową z tartą bułką. Przed zmierzchem odkręcamy blaty z ławek,
które chowamy na strychu w domu. Szkielety ławek chowamy w szopie. Kompletne
ławki, zmyślni aborygeni mogliby zamienić
na wódkę. A trzeba dbać o zdrowie Narodu i nie wodzić Go na pokuszenie.
Chowamy też wiosła. Jakoś zmalała nasza wyobraźnia i czujność bo zostawiamy
dużo więcej rzeczy, które mogą być ukradzione.
!7 września czwartek.
Rano słoneczna
pogoda. Grzegorz wypływa do Mikołajek gdzie jest umówiony z bratem na
spływ Narwią itd. do Warszawy. Grzegorzowi daję w słoiku wczorajszą zupę i
zieleninę z ogródka. Grzegorz musi spływać
żeby być za tydzień w Warszawie. Około południa wraca Jola ze
spotkania w Popielnie. Rano , od 6 godz, tropili po puszczy koniki polskie. Są tam trzy rodziny – dwie żebracze i trzecia
honorowa . Właśnie tą chcieli spotkać.
Łysogłowi wymyślali jakie eksperymenty wykonać
na biednych konikach. Między innymi, żeby wykonać eksperyment, trzeba
uciąć głowę konikowi. Jola po powrocie z naukowego spotkania zabrała się za
roboty w Jurze. Zapędziła mnie do eksperymentu z durobergerem / WCetem dwumiejscowym/. Eksperyment polega na tym żeby
nawodnić zaległe warstwy / od 30 lat/ i zadać je specjalnymi bakteriami
lubującymi się takim środowiskiem. Rozwijam
cztery odcinki rur , zatapiam pompę na przystani, instaluję agregat i
pompujemy wodę do najgłębszych warstw
pamiętających Gomółkę i Gierka. Jola
nalewa na nich roztwór ze specjalnymi bakcyklami i
mikrobusami. Na razie poziom ekskrementów
podniósł się , charakterystycznie zapachniało, Jutro, jak będziemy kontynuować doświadczenie,
przewiduję odpłynięcie Durobergera, niczym arki
Noego, w kierunku na Koenigshohe /212 m. npm/. Trzeba ulegać kaprysom Dziedziczki. Ważnym elementem,
Jej oczkiem w głowie, jest trawnik, drugim Duroberger.
Grzegorz zameldował się z Kaczerajna. Wino z Jury
smakują z bratem. Chwalą i podziwiają kunszt
fabrykanta. Rano znajduję około 20 kozaków. Część grzybów suszę a z
kilku robię smaczną potrawkę. Do pisania dalszych spostrzeżeń, zabrakło paliwa.
Pani Jola odstawiła trojankę litewską, żebym nie popadł w alkoholizm.
Dbają o mnie jak najbliższa rodzina...Kiszczak ściągnął ze stołu kromkę chleba.
Wczoraj ściągnął żółty ser. Dostał za to naganę i ZOP /zakaz opuszczania
pokoju/.
20 września
niedziela
Niby skończony sezon
a tu ciągle coś się dzieje. Maowce w rejsie na
północnych jeziorach. Jola przygotowuje
Jurę na zimę . Wywozimy najcenniejsze rzeczy do Eli. W sobotę melduje się
Calvadosem Jumbo z załogą. Korzystają z lokalnych
warunków i organizują na górze, przy
stole, śniadanko a może obiadek - bo z miastowymi to nigdy nie wiadomo. Z Jolą
w dwa samochody wywozimy do Jarka : agregator, pompę, dwie walizki i
kuchenkę gazową. Jarek pokazuje swoje włości, które ciągną się hen do lasu za jeziorkiem. Późnym wieczorem
dobija Jumbo. Spędzamy miły wieczór. Trójka dzieci
nie wytrzymuje tylu wrażeń i zasypiają. Zuzia /córka Jumba/
zasypia w moim łóżku , Chłopak pada na kanapce Dzidzi , a trzecie dziecko
zasypia na ławce kładąc głowę na kolanach ojca. Z Jumbem
przegadujemy do północy. Noc zimna 5 stopni, mglisto. Rano Calvados odpływa w
nieznanym kierunku.. Dzień upływa na robotach. Niebo od rana do wieczora czyste
bez chmur. Ostatnie opalanie. W cieniu wyraźnie zimo. Wieczorem przypływają Maowce. Kanały pokonują na silniku w 1 h 15 min. Znów miły
wieczór. Wszyscy są zmęczeni i szybko
udajemy się na spoczynek. Jola musi bardzo rano wyjechać do roboty.
21 września
poniedziałek ostatni dzień lata
O 6 rano budzę Jolę. Odracza wstanie na pół godziny z
powodu bólu głowy. Po porannych kąpiółkach i
śniadaniu z żalem wyjeżdża do Jabłonny. Po 10 odpływają Maowce.
Zostawiają
23 września środa
Wczoraj dzwoniłem do Grzegorza. Już są poniżej
Ostrołęki. Smażą szczupaka. Wspaniała
pogoda. Sucho. Podlewam ogórki i
rzodkiewki. Dzisiaj przybył Andrzej. Przyjechał
by czule otulić łódkę na zimę. Przycinam żywopłot. Andrzej otworzył wino.
Przerywam pisanie. Noc ciepła 13 stopni. Piękne niebo. Na południu jasno świeci
Jowisz. Z Andrzejem oglądamy niebo, ale na laptopie. Tu gwiazdy mają napisy i
są połączone liniami w gwiazdozbiory. O godzinie 23 00, Wielki Wóz jest poziomo
nad stodołą. Kiedy zobaczę ,że Wielki
Wóz stoi dyszlem nad stodołą – to będzie znak , że trzeba się stąd zwijać.
Obserwację tą należy przeprowadzić o 3 do 5 rano podczas siusiania.
26 września
sobota
W czwartek rano, po śniadaniu, Andrzej opuszcza Jurę.
Jeszcze raz jedzie do Rynu pogłaskać łódkę. Nadal okrutnie przycinam żywopłot.
Wczoraj znów żywopłot, wycinam wysokie
śliwki i okrutnie przycinam choinki. Tak się rozrosły że nie można
dostać się do pnia. Wycinam stare pnie
bzu. Wycięty urobek umieszczam przy ognisku. Ostatnie kąpiółki.
Z północy wieje zimny wiatr. Dziś wielkie sobotnie sprzątanie. Rano było pochmurno, ale po 10 00
rozpogodziło się.
Startuję w zawodach krótkofalowych. Jest to QRP contest - to znaczy
pracuje się małą mocą do 5 W.
27 września
niedziela
Dziś nie widziałem żadnej żywej duszy. Rano uprawiam North Walking do Tomka i z powrotem na przełaj. Zbieram znajome kozaki, które dwa dni temu
były nieletnie. Robię z nich potrawkę. Żeby nie wyjść z wprawy – znowu
przycinam żywopłot. Dziś nawet nikt nie telefonował. Marysia z Jolą są w drodze
do Nepalu. Gdzie i po co tam szukać guza?
28 września
poniedziałek
Do południa prawie bezchmurno. Po południu zanosi się na
zapowiadany deszcz, ale do wieczora nie
pada. Mocno wieje. Flaga już na dobre się podarła. Od rana zabieram się za
cementowanie piwnicznych okien żeby zdążyć przed deszczem. Po obiedzie
maluję drewnochronem pokrywę od źródła. Wytrząsam
nasiona wiesiołka. Nazbierało się tego 1.5 słoiczka. Jeszcze susze badyle i
powtórzę zabieg wytrząsania. Wymyśliłem sposób:
Do nachylonej rury o średnicy
29 września
wtorek
W nocy szalała wichura i padało ok.
30 września środa
Rano słonecznie ale zimno. Około południa rozbudowują się cumulusy. W słońcu ciepło.
Dziś nikogo nie oglądałem. Na jeziorze nie widać żagli. Robię ogrodzenie
kompostu. Nieźle się tego roku
nazbierało. Wieczorem palę pod kuchnią. Gotuję fasolę jaś. Zaraz zatelefonuję do Joasi zapytać jak się
ma tow. Kiszczak./pies Joli na przechowaniu u Joasi/. Joasia chwali Pluszaka , jest grzeczny i w
nocy śpi koło jej tapczanu.