1 lipca środa
Rano pogodnie. Temp. wody 23 stopnie po prostu zupa.
Nieco mniej upalnie, ale chce się spać. Po południu , na
północy rośnie czarna chmura. Słychać grzmoty znaczy że
od nas ok.
5 lipca niedziela
W piątek
przyjechała Jola. Kiszczak nadal drapie się i czochra. Jola była u dobrego
dermatologa zwierzęcego, który odkrył, że
jest to po prostu zwierzęcy
świerzb. Dostał zastrzyk, ale skutków nie widać. Lekarz jest czarnoskóry i jak
odkrył, że to tylko świerzb – odtańczył triumfalny taniec. Jola wykonuje szereg
prac gospodarczych. Jakby nająć robotników to ich musiałoby być trzech i przez
tydzień nie wykonaliby tylu prac co Jola w ciągu dwóch dni. W niedzielę zawinął
do portu Grzegorz na NORADZIE.. Hazaj trzepie dywany.
To nie mgła, a kurz z dywanów.
Dotychczasową
kronikę z lat 2004 do 2009 przenoszę na
dyskietkę. Dyskietkę wzięła Jola do Warszawy.
7 lipca wtorek
Jola zrobiła
sobie wolny poniedziałek i wyjechała ok. 1700. Skosiła wszystkie trawniki,
zrobiła porządki w warsztacie /nie można znaleźć młotka i innych podręcznych narzędzi/.
Wyprała koce i śpiwory, które nabrały zapachu charakterystycznego dla Jury po sezonie zimowym. Wydała dyrektywy
Hazajowi dotyczące wyprania wszystkich koszul i
innych części garderoby, które wyróżniały się jurajskim zapachem. Jola miała
stłuczkę po drodze. W Probarku facet wyjeżdżał tyłem
z posesji i walnął w Joli samochód. Nakrzyczał na nią i zrobiło się zbiegowisko
wrogo nastawione do Joli. Jola zszokowana nastraszyła się i pojechała dalej.
Przyjechał do
Jury Kuba Snochowski z córką Hanią. Rozbili namiot na
Łączce.
9 lipca czwartek
W środę rano
strasznie leje. 40 l/m.^2. Przenoszę namiotowiczów na
strych do pokoju mazurskiego. Wieczorem udaję się na przyjęcie imieninowe Eli Karaszkiewiczowej. Bardzo miły wieczór zakończony śpiewaniem Jula. Najadłem się
prawdziwych ruskich pierogów.
W czwartek
pogoda dobra, nie za gorąco, cumulonimbusy ale baz deszczu. Zakwitły lipy.
Pszczoły pracują słychać to z daleka. Czernieją porzeczki. Czas pomyśleć o
drożdżach do wina. Po południu przybyli Klimy z wnuczkami Basią i Asią. Basia pływa z Klimami po raz
Palimy ognisko,
Kuba śpiewa przy gitarze, testujemy palikotówkę. Dzwoniła Karmena.
Niestety nie przyjedzie na Imieniny, bo ma zabiegi /na oko/ w tym terminie .
Dzwonił Kazio Górski. Przekazywał pozdrowienia od Tereni Szpetulskiej
z Gdyni. Widział ceremonie wypłynięcia Pogorii .Z wielką pompą ,Marynarka
Wojenna wnosiła urnę z prochami jakiejś zasłużonej pani związanej z żeglugą.
Jak się dowiedzieliśmy, Pogoria na regatach, straciła trzy maszty.
Opowiedziałem to Karmenie. Przypomniała się jej
historia, której była świadkiem, z urnami z ziemią Podhala, którą miano uroczyście rozsypać pod
Narvikiem. Urny płynęły na Zawiszy Czarnym. Gdy stała załoga dowiedziała
się o tych urnach, stwierdziła, że na pokładzie mają trupa – a trup to murowane
nieszczęście na morzu. Po sztormie, znaleziono puste turlające się urny.
Wiadomo żeglarze są przesądni...Dla dopełnienia ceremonii, wypełniono urny
piaskiem z plaży. Przeprowadzam prace melioracyjne i spuszczam wodę z kałuży na
drodze do Tomka. Głębokość kałuży ok.
10 lipca piątek
Pogoda w kratkę trochę słońca i od czasu do czasu
deszcz.. Kuba wycina krzaki białego derenia. Planujemy przeniesienie na to
miejsce ogniska na dół, na łączkę. Na starym miejscu zaczyna być za blisko
sosny i lipy. Przy nieostrożnym paleniu sosna może się zapalić. Drobne prace w
ogródku. Wszystko rośnie a najszybciej chwasty.
Jutro przyjedzie Marysia z Jasiem i Joasią + Frycek.
Wszystkie wiadra i szafliki pełne deszczówki. Gotuję zupę w dwóch
garnkach. Jeden na dziś , drugi na
jutro. Przyjedzie na łączkę Maggi z trojgiem dzieci. Jestem ciekaw czy Filip
już mnie przerósł? Oj zaludni się i ino patrzeć jak Murka coś wyżre. Wszystkie
produkty muszą być co najmniej na szafie lub na piecu. Jola czuje się lepiej i
obiecuje przyjazd w niedzielę. W sobotę ogłoszę alarm porządkowy. Nie udaje się
zamiatanie śmieci pod dywan. Wszystko zostanie wyśledzone i obnażone.
11 lipca sobota
Od samego rana,
tuż po śniadaniu /tzn. ok. 11 00/, ostro zabieramy się za porządki. Kuba
trzepie „dywany’ a Hania pomaga zamiatać. Pogoda wspaniała choć cumulonimbusy
grożą deszczem. Woda w jeziorze nadal ciepła mino że w nocy było 11 stopni.
Napuszczam zimna do piwnicy. Otwieram
drzwi od piwnicy i drzwi na strych. Robi się ciąg jak w kominie, ciepłe
powietrze płynie do góry a w to miejsce,
przez otwarte okienka piwnicy, napływa zimne powietrze. Mamy temperaturę
12 stopni przy ziemi i 14 przy okienku. Dziś powtórzę ten eksperyment. W TV
na noc zapowiedzieli 7 stopni.
Przyjechała Maggi z Filipem Kamilem i
Kacprem. Rozwijają namiot na łączce. Przyjechała też Marysia z Jasiem ,
Joasią , Murką i Fryckiem.
Zaludniło się. Przy kolacyjce siedzi 9 osób!
12 lipca
niedziela
Noc była zimna
około 10 stopni. W piwnicy, przy ziemi 11.5 stopnia. Rano pogodnie, później
pełne zachmurzenie a wieczorem czyste niebo. Znowu w nocy będzie zimno, choć do
św. Anny jeszcze daleko. Rano kąpiółki, uroczyste
śniadanko pod namiotem. Jedziemy z Marysią do
Rynu po łódkę. Wszystko gra, udane zakupy w Biedronce, zakup benzyny,
oleju i gazu. Marysia jednym pociągnięciem zapala silnik. Płyniemy na silniku
bo wiatru prawie niema. Cumujemy ze strachem i wyrzutami sumienia na bojce Gajewicza. Jola
przyjechała z Warszawy. Po obiadku natychmiast zabrała się za koszenie
trawnika. Ognisko zostało przeniesione w nowe miejsce po wykarczowanym dereniu. Namiotowicze
, z wielką frajdą palą ognisko. Do Hani
dzwoniła jej mama. Hania opowiadała i między innymi powiedziała, że jest tutaj Hazaj i z nim dobrze się bawi. Mama zapytała: czy Hazaj to duży pies?
14 lipca wtorek
Od rana piękna pogoda. Kąpiółki. Odjeżdża Kuba z córką Hanią. Z Marysią
odwiedzamy sklep żeglarski w Mikołajkach. Marysia zakupuje torebkę na pokładowe
narzędzia i zapasowy odbijacz. W sklepie żelaznym kupujemy łańcuch i cement.
Będziemy robić prosiaki cumowania w
porcie. Wieczorem przyjeżdżają Tyszki z Piotrem Osóbką i Basia Kostro.
Kolacyjka na świeżym powietrzu. Dania pięknie ozdobione i smaczne. Na kolacyjce
9 osób. Miły wieczór został zakłócony przez komary, które atakowały moje ucho w
którym był założony aparat słuchowy. Machnąłem ręką i aparat gdzieś poleciał.
Cała obsada stołu, na klęczkach przez pół godziny szukała tego piekielnego
aparatu. Dopiero znalazła go Basia gdzieś daleko pod stołem. Piotr dał do
czytania poprawioną wersję wspomnień o Sekcji Zeglarskiej
AZS Warszawa.
15 lipca środa
Od rana fabrykuję „prosiaka” ,tzn. kotwicę na bojkę dla Marysi. Do starej ,dużej
miednicy włożyłem odrutowanie z nawleczonym 3 metrowym łańcuchem. Piasek
przywiozłem z pola . Okazuje się ,że pod
16 lipca czwartek
W nocy, około północy gorąco. Temp. 23 stopnie. Ranek
obudził nas silna ulewą temp. spadła do 21 stopni. Lało do południa, przejaśniło się a później
przyszły chmury burzowe. Pogrzmiało, polało ot normalna mazurska pogoda. Tyszki z
Piotrem nawet byli zadowoleni, że nie pływają. Spakowali się i w przerwie
deszczu oddalili do Mikołajek po zreperowany silnik, a potem do Rynu, gdzie
zostawili silnik następnie oddalili się
w nieznanym kierunku. Rano było wystawne śniadanko połączone z konwersacją towarzyską /plotkami i obmawianiem
nieobecnych/. Między innymi była mowa o Dyziu czyli
psie Zbyszka Krzyżanowskiego. A to - Dyzio wykąpał
się a następnie wycierał o spodnie gości na imieninach Jasia. A to - Dyzio ma już rok i co to będzie jak poczuje wolę Bożą i
będzie chodził za dziewczynami? Dynamicznej rozmowie przysłuchiwał się Piotrek
i w pewnym momencie zapytał? Co ma rok i już chodzi? Nie znał historii z Dyziem
i tym pytaniem serdecznie nas rozbawił. Dzieci
podarowały Zbyszkowi szczeniaka marki Labrador. Zbyszko, jak najlepsza
matka ,opiekuje się nim i chodzą razem do
psiej szkoły. Oczekujemy z niecierpliwością na ich przybycie. Na razie w
Jurze prawie pusto, są tylko dwa okręty
w porcie. Prosiak tężeje i dojrzewa. Jutro nauczymy go nurkowania.
17 lipca piątek
Rano wyprawa do Mrągowa na zakupy. Zakupiłem krzynki piwa Żywiec i Łomżę. Są
upały i napój się przyda. Na aperytywę przyjeżdżają
Pająki, które rezydują u Symeraka, w pokoju z
balkonem na jezioro. Pająkowa
funduje smaczny obiadek. Marysia rano
oddala się w nieznanym kierunku. Domyślamy się że na Rominek.
Przybywają Krysia z Gieniem i Bezią.
Testujemy grejprutówkę. Jola wystawia lampę Alladyna na komary. Lampa świeci dalekim fioletem, ale
komary jakoś nie kwapiły się do poniesienia śmierci w tym wynalazku. Mamy
awarię samochodu Maggi. Rozrusznik nie chce kręcić. Nie pomaga równoległe
podłączenie dobrego akumulatora. Rano będziemy dzwonić o protekcję w warsztacie
pana Borysa. Nie przyjadą : Wekery, młodzi Majkowscy będą nieobecni, ale
usprawiedliwieni.
20 lipca
poniedziałek Czesława
Główna część imienin odbyła się w niedzielę. Pogoda
była deszczowa i przyjęcie odbyło się w salonie.
Obecni: Jola , Hazaj, Marysia Ostrowska, Jasio,
Joasia Żurowska, Pająki, Gajewicze, Zbyszko
Krzyżanowski, Basia Kostro, Tomek z Joasią, Ela Karaszkiewicz
i Krysia z Gieniem. Plus 6 osobowości psich. Po
prostu kameralne spotkanie. Wspaniały zestaw smakołyczków
przygotowanych przez nasze panie. Deszcze przyniosły ochłodzenie i wszyscy lepiej się czują. W sobotę okazuje się ,że samochód Magdaleny nie
daje się uruchomić. Podejrzewamy rozrusznik, ale nie jesteśmy w stanie postawić
diagnozę. Dzwonimy do Probarku. Tam nie da się
nic zrobić bo nie ma elektryka. Andrzej
przejmuje inicjatywę i dostaje telefony do okolicznych warsztatów. W warsztacie
za Mrągowem, w kierunku na Olsztyn, udaje się zdiagnozować i naprawić awarię. Wprawili
rozrusznik i regulator napięcia za 250 zł
22 lipca środa
W poniedziałek
przyjeżdża Andrzej Liwski, Na Łączce,
na ulicy deskowej, stawia namiot i
zaprasza na powitalnego kielicha.
Wtorek. Zawożę
Jolę do lakiernika gdzie remontowała swój samochód. Swój samochód zostawiam do
remontu w Probarku.
Przyjeżdża Marta a późnym wieczorem, przybija Tomek Ciecierzyński. Niestety jest
już po kolacyjnym spotkaniu. Wypijamy z Nim po kielichu i rozchodzimy
się. Tomek przypłynął olbrzymim Karterem o imieniu „MELTEMI”. Stoi daleko od
brzegu ma zanurzenie
23 lipca czwartek
Na wyjazd z portu umówili się na godzinę 8 rano.
Najwcześniej wypłynął Tomek z Andrzejem ok. 9 rano Gajewicze
zostają bo dostali telefon od Zaprzyjaźnionych Opolan , że spotkanie
nieaktualne. Marysia z Jolą długo przenoszą na łódkę jakieś bagaże, jedzenie
etc. Zbyszko z Jasiem też szykują się do odjazdu. Pech chciał, że młodego Krzyżana chwycił mocny ból w okolicy klatki piersiowej.
Jola zmusza Zbyszka do szukania pomocy w Mrągowie. Marysia wypływa ok. 11 i wieczorem melduje
się z Kuli. Tomek z Andrzejem umawiają się z Martą na „ rybkę” w Sztynorcie.
Zbyszek szuka pomocy w przyszpitalnym
pogotowiu. Stwierdzili, że Janek ma
infekcję dróg moczowych. Zaaplikowali kroplówkę, dali kilka zastrzyków, a gdy
to nie pomogło dali mocny narkotyk.
Lekarz zalecił udanie się do neurologa. Neurolog stwierdził międzyżebrowy ucisk nerwów. Dał
zalecenia leżeć, nie kąpać się. Mam towarzystwo
Marta, Zbyszko, Janek i Gajewicze. Janka
umieszczam w Pokoju Mazurskim. Jest to najlepsze lokum w Jurze. Jest tam ciepło
i sucho. Marta na kolację przygotowuje
pyszną sałatkę . Przy tej okazji obciągamy do końca pigwówkę. Jest
upalnie i parno o 23 00 temperatura spada do22 stopni.
24 lipca piątek
Nadal ciepło. TV straszy burzami i wiatrami, ale nic się
nie dzieje. Nasze panie nie dały znaku życia, lecz przez Martę znamy historie z
silnikiem, który nie daje się uruchomić. Jutro
Meltemi wraca z Północy i weźmie nasze
żeglarki na hol, przez kanały. Pracuję w ogródku, gdzie chwasty, korzystając z
mojego zaangażowania w imieniny, niespodziewanie wysoko wyrosły. Sadzę
przedostatnia partię dymki i odchwaszczam grządki. Ogórki kwitną i
zaczynają wspinać się po sznurkach. Zbieram porzeczki zza stodoły.
Na razie zapuściłem dwa i pół balona porzeczkowego
wina. Użyłem drożdży Malaga zmieszanych z drożdżami Burgunda.
Janek powoli zdrowieje. Jeszcze odczuwa ból jak podniesie czajnik. Dyzio złapał dwa kleszcze. Jakoś nie trafiają do niego
uwagi Zbyszka typu: „Dyzio! Nie należy szczekać , Dyzio ! nie wchodź, Dyzio przestań szczekać!” Dyzio
ty durniu! Dyziu proszę połóż się! Proszę Cię! Groźnie szczeka na Andrzeja
i mnie. Podbiega i ino patrzeć jak
każdego przechodzącego intruza potraktuje ząbkami. A źle mu patrzy z oczu.
Jestem ciekaw czy rzuciłby się z zębami, gdyby przed nim uciekać? Nie znający Dyzia może tak zrobić. Pażyjom uwidim. Ogłaszam
alarm! Jutro może się pojawić Najwyższe Kierownictwo.
25 lipca sobota
Od rana do wieczora niepewność czy kierownictwo nas
zwizytuje. Nic z tego , gdzieś zaszyli się i oszczędzają na komórce, żeby nas
zawiadomić gdzie som. Odebrałem samochód z warsztatu.
Nic nie robili tylko dolali litr oleju do skrzyni biegów. Nadal furkocze
podczas jazdy. Kazali jeździć aż się rozsypie. Wtenczas za 200 zetów, na szrocie, można
będzie kupić inną krzynię biegów. W Mrągowie dużo samochodów, korki. Robię zakupy. Wieczorem przypływa Meltemi i wysadza marynarza Andrzeja. Przy kolacyjce
Andrzej opowiada wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Wcześnie w piątek wypłynęli
i na Jagodnym
czekali i czekali na dziewczyny. Porozumiewali się przez komórki, umawiali się
na spotkanie do którego do końca rejsu nie doszło. Meltemi
przeszedł na Kisajno i tam czekał na
dziewczyny. Zbliżał się wieczór, więc postanowili wrócić na Niegocin.
Kanałem Giżyckim dopłynęli do otwieranego mostu i klapa. Most jest otwierany
rano o 08 10 i 10 20. Więc kpt. Tomek postanowił wrócić i przejść przez stary
kanał. Udało się przejść pierwszy
odcinek gdzie tablica głosiła głębokość
Nasze panie gdzieś zamelinowały się na Mazurach i nikt
nie zgadł gdzie mogą być
26 lipca niedziela
Rano w czasie śniadania , dostaliśmy wiadomość, że
Marysia złamała rękę i wyprawa potrzebuje pomocy. Po naradzie, Marta , na
ochotnika zgłosiła się do przewiezienia zastępczego członka załogi żeby przeprowadzić okręt ze ŚWIĘCAJT do bazy.
Udało się namówić Zbyszka. Po południu wróciła z akcji „pomoc” z Marysią ,
Jasiem i dwoma psami. Marysia ma rękę na temblaku i owiniętą bandażem
elastycznym. Ręka nie puchnie i miejsce bolące nie ma podwyższonej temperatury.
Jutro jedziemy prześwietlić. Wieczorem , na redzie staje Meltemi,
który już bez Kudłatej przebył szczęśliwie dystans z Rynu do Jury. Odwiedził
nas Julek Kowalski. Przywiózł Oriona do Rynu i wracał do Warszawy. Podarował
miód z własnej pasieki . Ma pięć pni. Zgotowałem duży gar jarzynowej zupy .
Bardzo się przydała bo poszkodowana i Jasio byli bardzo głodni. Na drugie danie
kartofle specjalnie przygotowane z duszonymi udkami kurzymi. Przepis na smaczne
kartofle: do utłuczonych kartofli dodaję masło, zielony koper i tartą cebulę.
Janek powiedział ,że kartofle o takim smaku jadł dwadzieścia lat temu będąc na
wykopkach. Wieczorem miłe spotkanie przy herbatce. Telefonuje Zbyszko – już
przeszli kanał i są na Niegocinie. Trochę wiało.
28 lipca wtorek
W poniedziałek po południu dotarli nasi żeglarze. Byli
bardzo zmęczeni rejsem. Wiały silne wiatry, fok nie chciał zjechać w dół i
silnik odmawiał posłuszeństwa w najgroźniejszych sytuacjach. Dostali
regenerujący obiadek z zupą Hazaja plus kaszanka z
udkami kurzymi. Marysię zawożę do Mrągowa do ośrodka zdrowia. Po prześwietleniu
widać w lewej ręce dyskretne pęknięcie. Zakładają szynę z gipsem. W tym gipsie
Marysia może prowadzić samochód. Już dzisiaj rwała się do jazdy, bo w Mrągowie nie wzięła wypisu z przychodni.
Jakoś udało się wybić Jej to z głowy. Jedzie jutro do Mrągowa, do Bachorzy po miód a wieczorem do Mikołajek po C-Hanię. Bez
jazdy samochodem nie może usiedzieć na miejscu. Dziś Zbyszko z Jankiem i Dyziem wypłynęli do Mikołajek. Są tam umówieni z matką
Janka, ze Stefankiem i jego rodziną /matka z małym
dzieckiem/. Możemy jedynie snuć domysły jak będzie wyglądał ten rejs...Jak co
roku, odwiedzili mnie Wrocławianie.. Było ich we dwie łódki jedenaście osób. W
porcie stało więc pięć łódek. Zaprosiłem
ich na górę, do stołu na mały poczęstunek. Niestety Stary Maciejowski już nie
pływa na rejsach i siedzi z Wisią w domu. Na drogę
daję im miskę kiszonych ogórków i sałatę z ogroda.
Marysia przygotowuje obiadek zatrudniając Hazaja w
charakterze krojczego jarzyn i krajacza pieczarek Obiad w gronie czterech osób. Czegoś brakuje,
pusto i podejrzanie cicho. Skromną kolacyjkę zjadamy z państwem Liwskich.
Omawiamy zalety i wady nieobecnych.
30 lipca czwartek
Wczoraj przyjechała Chania. Jola odebrała Ją z autobusu
AGAWA, który kończył bieg w Mikołajkach. Rano odpłynęły Gajewicze.
Po południu zameldowały się z okolic Piasków. Zbyszko nie daje żadnych
wiadomości jak przebiega rodzinny rejs. Dziś odprowadziliśmy CAVADOSA do
Jankowskiego. Skład załogi: Chania, Jasio i Hazaj.
Wiatr wiał z południa i bez żadnych momentów dotarliśmy do przystani.
Marysia, z ręką na temblaku, przyjechała
po załogę. Odwiedziliśmy Zamek, zrobiliśmy zakupy w Biedronce i kupiliśmy dużą
butlę gazu za 44 zł. Po obiedzie, Chania, opowiada o ciekawych zwyczajach
Szwedów i o swojej rodzinie. Ciepło. Do późna słuchamy opowieści, a gdy zaczęły gryźć komary przenosimy się
do kuchni. Księżyc w pierwszej
kwadrze. Noc bezchmurna, wyraźnie widać
gwiazdy i Milky Way.