1 lipca  środa

 

Rano pogodnie. Temp. wody 23 stopnie po prostu zupa. Nieco mniej upalnie, ale chce się spać. Po południu , na północy rośnie czarna chmura. Słychać grzmoty znaczy że od nas ok. 10 km na północ. Do wieczora grzmiało, czerniało to na wschodzie ,to na południu ale deszczu nie było. W radio podawali, że burze przesuwają się przez Kętrzyn do Giżycka. esmesował Andrzej. Są na Łabapie i czekają na następne duże burze.

 

 

 

5 lipca  niedziela

 

  W piątek przyjechała Jola. Kiszczak nadal drapie się i czochra. Jola była u dobrego dermatologa zwierzęcego, który odkrył, że  jest to  po prostu zwierzęcy świerzb. Dostał zastrzyk, ale skutków nie widać. Lekarz jest czarnoskóry i jak odkrył, że to tylko świerzb – odtańczył triumfalny taniec. Jola wykonuje szereg prac gospodarczych. Jakby nająć robotników to ich musiałoby być trzech i przez tydzień nie wykonaliby tylu prac co Jola w ciągu dwóch dni. W niedzielę zawinął do portu Grzegorz na NORADZIE.. Hazaj trzepie dywany. To nie mgła, a kurz z dywanów.

 

 Dotychczasową kronikę z lat 2004 do 2009 przenoszę na  dyskietkę. Dyskietkę wzięła Jola do Warszawy.

 

 

 

7 lipca  wtorek

 

  Jola zrobiła sobie wolny poniedziałek i wyjechała ok. 1700. Skosiła wszystkie trawniki, zrobiła porządki w warsztacie /nie można znaleźć młotka i innych podręcznych narzędzi/. Wyprała koce i śpiwory, które nabrały zapachu charakterystycznego  dla Jury po sezonie zimowym. Wydała dyrektywy Hazajowi dotyczące wyprania wszystkich koszul i innych części garderoby, które wyróżniały się jurajskim zapachem. Jola miała stłuczkę po drodze. W Probarku facet wyjeżdżał tyłem z posesji i walnął w Joli samochód. Nakrzyczał na nią i zrobiło się zbiegowisko wrogo nastawione do Joli. Jola zszokowana nastraszyła się i pojechała dalej.

   Przyjechał do Jury Kuba Snochowski z córką Hanią. Rozbili namiot na Łączce.

 

 

 

9 lipca czwartek

 

 W środę rano strasznie leje. 40 l/m.^2. Przenoszę namiotowiczów na strych do pokoju mazurskiego. Wieczorem udaję się na przyjęcie imieninowe Eli Karaszkiewiczowej. Bardzo miły wieczór  zakończony śpiewaniem Jula. Najadłem się prawdziwych ruskich pierogów.

  W czwartek pogoda dobra, nie za gorąco, cumulonimbusy ale baz deszczu. Zakwitły lipy. Pszczoły pracują słychać to z daleka. Czernieją porzeczki. Czas pomyśleć o drożdżach do wina. Po południu przybyli Klimy z wnuczkami  Basią i Asią. Basia pływa z Klimami po raz 14 a Asia po raz 5.

 Palimy ognisko, Kuba śpiewa przy gitarze, testujemy palikotówkę.  Dzwoniła Karmena. Niestety nie przyjedzie na Imieniny, bo ma zabiegi /na oko/ w tym terminie . Dzwonił Kazio Górski. Przekazywał pozdrowienia od Tereni Szpetulskiej z Gdyni. Widział ceremonie wypłynięcia Pogorii .Z wielką pompą ,Marynarka Wojenna wnosiła urnę z prochami jakiejś zasłużonej pani związanej z żeglugą. Jak się dowiedzieliśmy, Pogoria na regatach, straciła trzy maszty. Opowiedziałem to Karmenie. Przypomniała się jej historia, której była świadkiem, z urnami z ziemią  Podhala, którą miano uroczyście rozsypać pod Narvikiem. Urny płynęły  na  Zawiszy Czarnym. Gdy stała załoga dowiedziała się o tych urnach, stwierdziła, że na pokładzie mają trupa – a trup to murowane nieszczęście na morzu. Po sztormie, znaleziono puste turlające się urny. Wiadomo żeglarze są przesądni...Dla dopełnienia ceremonii, wypełniono urny piaskiem z plaży. Przeprowadzam prace melioracyjne i spuszczam wodę z kałuży na drodze do Tomka. Głębokość kałuży ok. 55 cm. Nieprzejezdna dla normalnych samochodów. Klim domagał się jakiejś roboty dla Jury więc  użyłem Go do ułożenia belek wzdłuż brzegu. Mamy umocniony brzeg i coś w rodzaju pomostu dla dobijających okrętów. Jola, po wizycie w szpitalu i pochłonięciu przypisanych leków, czuje się lepiej. Może przyjechać w niedzielę.

 

 

 

10 lipca  piątek

 

Pogoda w kratkę trochę słońca i od czasu do czasu deszcz.. Kuba wycina krzaki białego derenia. Planujemy przeniesienie na to miejsce ogniska na dół, na łączkę. Na starym miejscu zaczyna być za blisko sosny i lipy. Przy nieostrożnym paleniu sosna może się zapalić. Drobne prace w ogródku. Wszystko  rośnie a najszybciej chwasty. Jutro przyjedzie Marysia z Jasiem i Joasią + Frycek. Wszystkie wiadra i szafliki pełne deszczówki. Gotuję zupę w dwóch garnkach.  Jeden na dziś , drugi na jutro. Przyjedzie na łączkę Maggi z trojgiem dzieci. Jestem ciekaw czy Filip już mnie przerósł? Oj zaludni się i ino patrzeć jak Murka coś wyżre. Wszystkie produkty muszą być co najmniej na szafie lub na piecu. Jola czuje się lepiej i obiecuje przyjazd w niedzielę. W sobotę ogłoszę alarm porządkowy. Nie udaje się zamiatanie śmieci pod dywan. Wszystko zostanie wyśledzone i obnażone.

 

 

 

11 lipca  sobota

 

  Od samego rana, tuż po śniadaniu /tzn. ok. 11 00/, ostro zabieramy się za porządki. Kuba trzepie „dywany’ a Hania pomaga zamiatać. Pogoda wspaniała choć cumulonimbusy grożą deszczem. Woda w jeziorze nadal ciepła mino że w nocy było 11 stopni. Napuszczam zimna  do piwnicy. Otwieram drzwi od piwnicy i drzwi na strych. Robi się ciąg jak w kominie, ciepłe powietrze płynie do góry a w to miejsce,  przez otwarte okienka piwnicy, napływa zimne powietrze. Mamy temperaturę 12 stopni przy ziemi i 14 przy okienku. Dziś powtórzę ten eksperyment. W TV na  noc zapowiedzieli 7 stopni. Przyjechała Maggi z Filipem Kamilem i  Kacprem. Rozwijają namiot na łączce. Przyjechała też Marysia z Jasiem , Joasią , Murką i Fryckiem. Zaludniło się. Przy kolacyjce siedzi 9 osób!

 

 

12 lipca  niedziela

 

 Noc była zimna około 10 stopni. W piwnicy, przy ziemi 11.5 stopnia. Rano pogodnie, później pełne zachmurzenie a wieczorem czyste niebo. Znowu w nocy będzie zimno, choć do św. Anny jeszcze daleko. Rano kąpiółki, uroczyste śniadanko pod namiotem. Jedziemy z Marysią do  Rynu po łódkę. Wszystko gra, udane zakupy w Biedronce, zakup benzyny, oleju i gazu. Marysia jednym pociągnięciem zapala silnik. Płyniemy na silniku bo wiatru prawie niema. Cumujemy ze strachem i wyrzutami sumienia na bojce Gajewicza.  Jola przyjechała z Warszawy. Po obiadku natychmiast zabrała się za koszenie trawnika. Ognisko zostało przeniesione w nowe miejsce po wykarczowanym  dereniu. Namiotowicze , z wielką frajdą palą ognisko. Do  Hani dzwoniła jej mama. Hania opowiadała i między innymi powiedziała, że jest tutaj Hazaj i z nim dobrze się bawi. Mama zapytała: czy Hazaj to duży pies?

 

 

 

14 lipca wtorek

 

Od rana piękna pogoda. Kąpiółki.  Odjeżdża Kuba z córką Hanią. Z Marysią odwiedzamy sklep żeglarski w Mikołajkach. Marysia zakupuje torebkę na pokładowe narzędzia i zapasowy odbijacz. W sklepie żelaznym kupujemy łańcuch i cement. Będziemy robić prosiaki  cumowania w porcie. Wieczorem przyjeżdżają Tyszki z Piotrem Osóbką i Basia Kostro. Kolacyjka na świeżym powietrzu. Dania pięknie ozdobione i smaczne. Na kolacyjce 9 osób. Miły wieczór został zakłócony przez komary, które atakowały moje ucho w którym był założony aparat słuchowy. Machnąłem ręką i aparat gdzieś poleciał. Cała obsada stołu, na klęczkach przez pół godziny szukała tego piekielnego aparatu. Dopiero znalazła go Basia gdzieś daleko pod stołem. Piotr dał do czytania poprawioną wersję wspomnień o Sekcji Zeglarskiej AZS Warszawa.

 

 

 

15 lipca  środa

 

Od rana fabrykuję „prosiaka” ,tzn. kotwicę  na bojkę dla Marysi. Do starej ,dużej miednicy włożyłem odrutowanie z nawleczonym 3 metrowym łańcuchem. Piasek przywiozłem z pola . Okazuje się ,że pod 40 cm warstwą gleby  - jest piękny piasek nie ruszany od ostatniego zlodowacenia /ok. 10 000 lat temu./. Prosiak twardnieje w szopie. Tyszki z Piotrem jadą uruchomić „MU-HA”. Napotykają na przeszkody. Pracownik, który zdejmował silnik przebił obudowę silnika i nici z rejsiku. Team wraca na nocleg do Jury.  Józef i Piotr muszą wracać do Warszawy. Basia Kostro rezyduje u Symeraka i przyjechała na pięknym, chińskim składanym rowerku. Po obiadku jedziemy na grób Teresy. Jest siódma rocznica Jej śmierci. Grób jest strasznie zarośnięty chwastami. Dobrze, że przywiozłem  trzy panie z inicjatywą/ Jola, Marysia i Basia/. Wzięły się za robotę i grób wygląda porządnie. Wieczorem kolacyjka ze smakołyczkami. Zrobiło się ciemno. Basię odwożę do pensjonatu Symeraka. W lesie można się natknąć na dziki  co może skończyć się tragicznie. Pająki zapowiedziały przyjazd. W Warszawie upał nie do wytrzymania.

 

 

 

16 lipca  czwartek

 

W nocy, około północy gorąco. Temp. 23 stopnie. Ranek obudził nas silna ulewą temp. spadła do 21 stopni. Lało do południa,  przejaśniło się  a później  przyszły chmury burzowe.  Pogrzmiało, polało ot normalna mazurska pogoda. Tyszki z Piotrem nawet byli zadowoleni, że nie pływają. Spakowali się i w przerwie deszczu oddalili do Mikołajek po zreperowany silnik, a potem do Rynu, gdzie zostawili silnik następnie  oddalili się w nieznanym kierunku. Rano było wystawne śniadanko połączone z konwersacją  towarzyską /plotkami i obmawianiem nieobecnych/. Między innymi była mowa o Dyziu czyli psie Zbyszka Krzyżanowskiego. A to - Dyzio wykąpał się  a następnie wycierał o spodnie gości  na imieninach Jasia. A to - Dyzio ma już rok i co to będzie jak poczuje wolę Bożą i będzie chodził za dziewczynami? Dynamicznej rozmowie przysłuchiwał się Piotrek i w pewnym momencie zapytał? Co ma rok i już chodzi?  Nie znał historii z Dyziem i tym pytaniem serdecznie nas rozbawił. Dzieci  podarowały Zbyszkowi szczeniaka marki Labrador. Zbyszko, jak najlepsza matka ,opiekuje się nim i chodzą razem do  psiej szkoły. Oczekujemy z niecierpliwością na ich przybycie. Na razie w Jurze prawie pusto,  są tylko dwa okręty w porcie. Prosiak tężeje i dojrzewa. Jutro nauczymy go nurkowania.

 

 

 

17 lipca  piątek

 

Rano wyprawa do Mrągowa na zakupy.  Zakupiłem krzynki piwa Żywiec i Łomżę. Są upały i napój się przyda. Na aperytywę przyjeżdżają Pająki, które rezydują u Symeraka, w pokoju z balkonem na jezioro.  Pająkowa funduje  smaczny obiadek. Marysia rano oddala się w nieznanym kierunku. Domyślamy się że na Rominek. Przybywają Krysia z Gieniem i Bezią. Testujemy grejprutówkę. Jola wystawia lampę Alladyna na komary. Lampa świeci dalekim fioletem, ale komary jakoś nie kwapiły się do poniesienia śmierci w tym wynalazku. Mamy awarię samochodu Maggi. Rozrusznik nie chce kręcić. Nie pomaga równoległe podłączenie dobrego akumulatora. Rano będziemy dzwonić o protekcję w warsztacie pana Borysa. Nie przyjadą :  Wekery, młodzi Majkowscy będą nieobecni, ale usprawiedliwieni.

 

 

 

20 lipca  poniedziałek Czesława

 

Główna część imienin odbyła się w niedzielę. Pogoda była  deszczowa i przyjęcie odbyło się w salonie. Obecni: Jola , Hazaj, Marysia Ostrowska, Jasio, Joasia Żurowska, Pająki, Gajewicze, Zbyszko Krzyżanowski, Basia Kostro, Tomek z Joasią, Ela Karaszkiewicz i Krysia z Gieniem. Plus 6 osobowości psich. Po prostu kameralne spotkanie. Wspaniały zestaw smakołyczków przygotowanych przez nasze panie. Deszcze przyniosły ochłodzenie i  wszyscy lepiej się czują. W  sobotę okazuje się ,że samochód Magdaleny nie daje się uruchomić. Podejrzewamy rozrusznik, ale nie jesteśmy w stanie postawić diagnozę. Dzwonimy do Probarku. Tam nie da się nic  zrobić bo nie ma elektryka. Andrzej przejmuje inicjatywę i dostaje telefony do okolicznych warsztatów. W warsztacie za Mrągowem, w kierunku na Olsztyn, udaje się zdiagnozować i naprawić awarię. Wprawili rozrusznik i regulator napięcia za 250 zł

 

 

 

22 lipca  środa

 

 W poniedziałek przyjeżdża Andrzej Liwski,   Na Łączce, na ulicy deskowej, stawia namiot i  zaprasza na powitalnego kielicha.

  Wtorek. Zawożę Jolę do lakiernika gdzie remontowała swój samochód. Swój samochód zostawiam do remontu w Probarku.   Przyjeżdża Marta a późnym wieczorem, przybija Tomek Ciecierzyński.  Niestety jest  już po kolacyjnym spotkaniu. Wypijamy z Nim po kielichu i rozchodzimy się. Tomek przypłynął olbrzymim Karterem o imieniu „MELTEMI”. Stoi daleko od brzegu ma zanurzenie 1.6 metra. We środę dzień pogodny, słaby wiatr. Rano kąpiółki i miłe pogaduszki  nad wodą. Spokój dnia został zakłócony zniknięciem Bezy, suczki Krysi. Zaczęło się szukanie we wszystkich kierunkach i wszystkimi środkami lokomocji. Suczkę widziano w wielu miejscach, szukano nadaremnie bo po czterech godzinach , sama wróciła do zagrody. Janek, syn Zbyszka, dzisiaj urządził chrzest nowej łódki. Matką chrzestną była Marysia. Nadano imię „ATYLLA”. Przy tej okazji podano smaczne zakąski i dobre wina.

 

 

 

23 lipca czwartek

 

Na wyjazd z portu umówili się na godzinę 8 rano. Najwcześniej wypłynął Tomek z Andrzejem ok. 9 rano Gajewicze zostają bo dostali telefon od Zaprzyjaźnionych Opolan , że spotkanie nieaktualne. Marysia z Jolą długo przenoszą na łódkę jakieś bagaże, jedzenie etc. Zbyszko z Jasiem też szykują się do odjazdu. Pech chciał, że młodego Krzyżana chwycił mocny ból w okolicy klatki piersiowej. Jola zmusza Zbyszka do szukania pomocy w Mrągowie.  Marysia wypływa ok. 11 i wieczorem melduje się z Kuli. Tomek z Andrzejem umawiają się z Martą na „ rybkę”  w Sztynorcie. Zbyszek szuka pomocy w  przyszpitalnym pogotowiu. Stwierdzili, że Janek  ma infekcję dróg moczowych. Zaaplikowali kroplówkę, dali kilka zastrzyków, a gdy to nie pomogło dali mocny narkotyk.  Lekarz zalecił udanie się do neurologa. Neurolog  stwierdził międzyżebrowy ucisk nerwów. Dał zalecenia leżeć, nie kąpać się. Mam towarzystwo  Marta, Zbyszko, Janek i Gajewicze. Janka umieszczam w Pokoju Mazurskim. Jest to najlepsze lokum w Jurze. Jest tam ciepło i sucho. Marta  na kolację przygotowuje pyszną sałatkę . Przy tej okazji obciągamy do końca  pigwówkę. Jest upalnie  i parno o 23 00 temperatura  spada do22 stopni.

 

 

 

24 lipca piątek

 

Nadal ciepło. TV straszy burzami i wiatrami, ale nic się nie dzieje. Nasze panie nie dały znaku życia, lecz przez Martę znamy historie z silnikiem, który nie daje się uruchomić. Jutro  Meltemi wraca z Północy i weźmie nasze żeglarki na hol, przez kanały. Pracuję w ogródku, gdzie chwasty, korzystając z mojego zaangażowania w imieniny, niespodziewanie wysoko wyrosły. Sadzę przedostatnia partię dymki i odchwaszczam grządki. Ogórki kwitną i zaczynają  wspinać się  po sznurkach. Zbieram porzeczki zza stodoły. Na razie zapuściłem dwa i pół balona porzeczkowego wina.  Użyłem drożdży  Malaga zmieszanych z drożdżami Burgunda. Janek powoli zdrowieje. Jeszcze odczuwa ból jak podniesie czajnik. Dyzio złapał dwa kleszcze. Jakoś nie trafiają do niego uwagi Zbyszka typu: „Dyzio! Nie należy szczekać , Dyzio ! nie wchodź,  Dyzio przestań szczekać!” Dyzio ty durniu! Dyziu proszę połóż się!  Proszę Cię! Groźnie szczeka na Andrzeja i  mnie. Podbiega i ino patrzeć jak każdego przechodzącego intruza potraktuje ząbkami. A źle mu patrzy z oczu. Jestem ciekaw czy rzuciłby się z zębami, gdyby przed nim uciekać? Nie znający Dyzia może tak zrobić. Pażyjom uwidim.  Ogłaszam alarm! Jutro może się pojawić Najwyższe Kierownictwo.

 

 

 

25 lipca sobota

 

Od rana do wieczora niepewność czy kierownictwo nas zwizytuje. Nic z tego , gdzieś zaszyli się i oszczędzają na komórce, żeby nas zawiadomić gdzie som. Odebrałem samochód z warsztatu. Nic nie robili tylko dolali litr oleju do skrzyni biegów. Nadal furkocze podczas jazdy. Kazali jeździć aż się rozsypie. Wtenczas za 200 zetów, na szrocie,  można będzie kupić inną krzynię biegów. W Mrągowie  dużo samochodów, korki.  Robię zakupy. Wieczorem przypływa Meltemi i wysadza marynarza Andrzeja. Przy kolacyjce Andrzej opowiada wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Wcześnie w piątek wypłynęli i na  Jagodnym czekali i czekali na dziewczyny. Porozumiewali się przez komórki, umawiali się na spotkanie do którego do końca rejsu nie doszło. Meltemi przeszedł na Kisajno i tam czekał na  dziewczyny. Zbliżał się wieczór, więc postanowili wrócić na Niegocin. Kanałem Giżyckim dopłynęli do otwieranego mostu i klapa. Most jest otwierany rano o 08 10 i 10 20. Więc kpt. Tomek postanowił wrócić i przejść przez stary kanał. Udało się  przejść pierwszy odcinek gdzie tablica głosiła głębokość 1.2 m. po minięciu jTajt, przed drugim odcinkiem kanału była tablica  z głębokością 0.6 metra. Polak nie wierzy drukowanemu i kpt. postanowił przepłynąć mimo wiedzy, że Jego okręt ma zanurzenie 1.6 metra. Zgodnie z mniemaniem kpt. wszystko szło dobrze do momentu forsowania kanału pod mostem. Most tam nie jest prostopadle do kanału , lecz ze skrętem o ok. 45 stopni. Nie widać czy ktoś płynie z odwrotnego kierunku. Okręt   siadł na mieliźnie w świetle mostu. Ludzie z motorówek i żeglarze chcący przepłynąć pomagali , ale bez rezultatu. Zrobiło się ciemno i beznadziejnie. Jakimś fortelem odwrócili okręt dziobem w odwrotnym kierunku, wyrzucili ciężką kotwicę na 40 metrowej cumie, ciągnąc kabestanem i pomagając silnikiem zeszli z pechowej mielizny. Podejrzewano, że pecha przynosiła Kudłata, która nie wychodziła na pokład, ale jej działanie było oczywiste. Podobno Tomek wysadził ją, dał jej 20 zł na taksówkę i pozbył się pecha. Szczęśliwie dopłynęli nocować na Łabędzim szlaku. Rano Andrzej zaproponował powtórzenie próby sforsowania starego kanału, lecz kapitanowi zabrakło fantazji żeby  narażać się na trudności. Wrócili szczęśliwie przez kanał Giżycki mieszcząc się w czasie otwarcia mostu. Trzy łódki za nimi  jeszcze przeszły, reszta musiała czekać do następnego otwarcia mostu.

Nasze panie gdzieś zamelinowały się na Mazurach i nikt nie zgadł gdzie mogą być

 

 

 

26 lipca niedziela

 

Rano w czasie śniadania , dostaliśmy wiadomość, że Marysia złamała rękę i wyprawa potrzebuje pomocy. Po naradzie, Marta , na ochotnika zgłosiła się do przewiezienia zastępczego członka załogi  żeby przeprowadzić okręt ze ŚWIĘCAJT do bazy. Udało się namówić Zbyszka. Po południu wróciła z akcji „pomoc” z Marysią , Jasiem i dwoma psami. Marysia ma rękę na temblaku i owiniętą bandażem elastycznym. Ręka nie puchnie i miejsce bolące nie ma podwyższonej temperatury. Jutro jedziemy prześwietlić. Wieczorem , na redzie staje Meltemi, który już bez Kudłatej przebył szczęśliwie dystans z Rynu do Jury. Odwiedził nas Julek Kowalski. Przywiózł Oriona do Rynu i wracał do Warszawy. Podarował miód z własnej pasieki . Ma pięć pni. Zgotowałem duży gar jarzynowej zupy . Bardzo się przydała bo poszkodowana i Jasio byli bardzo głodni. Na drugie danie kartofle specjalnie przygotowane z duszonymi udkami kurzymi. Przepis na smaczne kartofle: do utłuczonych kartofli dodaję masło, zielony koper i tartą cebulę. Janek powiedział ,że kartofle o takim smaku jadł dwadzieścia lat temu będąc na wykopkach. Wieczorem miłe spotkanie przy herbatce. Telefonuje Zbyszko – już przeszli kanał i są na Niegocinie. Trochę wiało.

 

 

 

28 lipca  wtorek

 

W poniedziałek po południu dotarli nasi żeglarze. Byli bardzo zmęczeni rejsem. Wiały silne wiatry, fok nie chciał zjechać w dół i silnik odmawiał posłuszeństwa w najgroźniejszych sytuacjach. Dostali regenerujący obiadek z zupą Hazaja plus kaszanka z udkami kurzymi. Marysię zawożę do Mrągowa do ośrodka zdrowia. Po prześwietleniu widać w lewej ręce dyskretne pęknięcie. Zakładają szynę z gipsem. W tym gipsie Marysia  może prowadzić samochód.  Już dzisiaj rwała się do jazdy,  bo w Mrągowie nie wzięła wypisu z przychodni. Jakoś udało się wybić Jej to z głowy. Jedzie jutro do Mrągowa, do Bachorzy po miód a wieczorem do Mikołajek po C-Hanię. Bez jazdy samochodem nie może usiedzieć na miejscu. Dziś Zbyszko z Jankiem i Dyziem wypłynęli do Mikołajek. Są tam umówieni z matką Janka, ze Stefankiem i jego rodziną /matka z małym dzieckiem/. Możemy jedynie snuć domysły jak będzie wyglądał ten rejs...Jak co roku, odwiedzili mnie Wrocławianie.. Było ich we dwie łódki jedenaście osób. W porcie stało więc pięć łódek.  Zaprosiłem ich na górę, do stołu na mały poczęstunek. Niestety Stary Maciejowski już nie pływa na rejsach i siedzi z Wisią w domu. Na drogę daję im miskę kiszonych ogórków i sałatę z ogroda. Marysia przygotowuje obiadek zatrudniając Hazaja w charakterze krojczego jarzyn i krajacza pieczarek  Obiad w gronie czterech osób. Czegoś brakuje, pusto i podejrzanie cicho. Skromną kolacyjkę zjadamy z państwem Liwskich. Omawiamy zalety i wady nieobecnych.

 

 

 

30 lipca  czwartek

 

Wczoraj przyjechała Chania. Jola odebrała Ją z autobusu AGAWA, który kończył bieg w Mikołajkach. Rano odpłynęły Gajewicze. Po południu zameldowały się z okolic Piasków. Zbyszko nie daje żadnych wiadomości jak przebiega rodzinny rejs. Dziś odprowadziliśmy CAVADOSA do Jankowskiego. Skład załogi: Chania, Jasio i Hazaj. Wiatr wiał z południa i bez żadnych momentów dotarliśmy do przystani. Marysia,  z ręką na temblaku, przyjechała po załogę. Odwiedziliśmy Zamek, zrobiliśmy zakupy w Biedronce i kupiliśmy dużą butlę gazu za 44 zł. Po obiedzie, Chania, opowiada o ciekawych zwyczajach Szwedów i o swojej rodzinie. Ciepło. Do późna słuchamy opowieści, a  gdy zaczęły gryźć komary przenosimy się do  kuchni. Księżyc w pierwszej kwadrze.  Noc bezchmurna, wyraźnie widać gwiazdy i Milky Way.

 

 

 

Maj

 

Czerwiec

 

Lipiec

 

Sierpień

 

Wrzesień

 

Październik