1 sierpnia sobota
W piątek , przewidując jutrzejszy wyjazd Andrzeja, przy aperytywie wypijamy naprzód wino mołdawskie Muskat Jużnyj. Jakoś nam to nie idzie i przechodzimy na Spicul de Dur. Jest to nazwa wódki pszenicznej produkowanej
w Mołdawii. Ma specyficzny smak przypominający jakieś przepracowany olej. Jest
upalnie i wyraźnie daje się odczuć skutki tych napojów. Ziemia trochę się kołysze
jak okręt w czasie sztormu. W poczuciu obowiązku zerwania czarnych porzeczek
udaję się do ogrodu, gdzie zbieram miednice tych jagód. Krzaki porzeczek
skutecznie amortyzują kołysanie. W czasie tej czynności uszły wapoory tych napojów i ustało kiwanie. Porzeczki przebrałem z
liści i zanieczyszczeń, wypłukałem przy źródełku, następnie ugniotłem z cukrem
i wlałem do balonu nr 4. Wina w tym roku pracują na drożdżach Malaga
Wieczór abstynencki. Jutro Andrzej jedzie do Warszawy. Około 23
przyjeżdża Zbyszko z Dyziem. Zbyszko długo zaprasza Dyzia, żeby wszedł na strych, długo go prosi
: Dyzio połóż się. Dyzio
zaśnij. Do CHani mówi szetem – Dyzio położył się, posłuchał.
Dziś rano
piękna pogoda ciepło nie upalnie, woda w jeziorze wspaniała. Po kąpieli panie
wygrzewają się na słońcu i długo rozprawiają o nie wiadomo
czym. Śniadanko na świeżym powietrzu około 10 rano. Wtem ukazuje się
Zbyszko, który akurat był wstał. Oczywiście, po kąpieli dociera na dogasające
śniadanie. Wyjeżdża Andrzej Liwski. Około południa przybija ogromna motorówka z
rodziną Zbyszka, która porywa go na przejażdżkę. Niestety bez Dyzia... Przyjeżdżają Tyszki. Wyładowują deskę z
akcesoriami. Józio rezygnuje z pływania na desce ze względu na oszczędzanie
kręgosłupa. Deskę darowuje Olowi Tomaszewskiemu. Jadą
po łódkę do Jankowskiego. Zabierają ze sobą Chanię. Łódkę przyprowadza Józio z Chanią. Hania Tyszka
przyprowadza samochód. Znów kolacyjka. Jola elaboruje
smaczną sałatkę z ogórków, poobiadowych kartofli,
jajka, majonezu i ogródkowej zieleniny. Zgodnie z przewidywaniami, Zbyszko nie
wróci dzisiaj. Dyzio osierocony, poszedł spać do
Murki. Jest cicho i spokojnie.
2 sierpnia niedziela
Odjeżdża Marysia z Chanią. Po południu przybija
olbrzymia motorówka ze Zbyszkiem i znajomymi syna Zbyszka
. Motorówka ma trzech właścicieli. Moc silników 2
razy
4 sierpnia wtorek
Odwiedzili nas Basiule. Robimy
aperytywę na dole. Zjadamy trofiejne
ciastka. Jola z Hanią jadą do Rynu po
Joasię Liwską. Na obiadek chłodnik jurajski
a na drugie kiełbaska z kaszą gryczaną okraszoną skwarkami z wędzonej
słoniny. Dochodzi do ostrego starcia między Dyziem i Kiszczakem. Polała się psia krew...Skłębione psy
rozdzielała Jola ze Zbyszkiem. Jola podnosiła Dyzia
za jaja a ja oblałem całą czwórkę pomyjami, bo nic
innego nie miałem pod ręką. Wszyscy zostali spacyfikowani. Kiszczak jeszcze długo
rzucał po kilka razy najgorsze wyrazy obrażające Dyzia.
Dyzio to sobie zapamięta...Wieczorem Joanna prosiła
Zbyszka, żeby pokazał tresurę z komendami: siadł ! stój ! leżeć!. Było już późno i Zbyszko nie
chciał męczyć sennego psa.
5 sierpnia środa
Po śniadanku, towarzystwo rozjeżdża się na zakupy. Hania
z Joasią jadą do Mikołajek, a Gajewicze do Rynu. Jola
ze Zbyszkiem jadą na rowerach do Słabowa. Mieszka tam małżeństwo poznane u Jarka w
ubiegłym roku / Kasia i Donat/.. Według opowiadań naocznych świadków jest tam
po prostu Raj na ziemi. Grządki zadbane, ścieżki wysypane szutrem, wspaniały
warzywnik bez śladu chwastów. Mają własną krowę , którą gospodarz dostał w
prezencie od przyjaciela. Gospodarz poluje a z warzywnika robi zapasy na zimę .
Są prawie samowystarczalni. Do Warszawy nie mają zamiaru wracać. Po południu
dobija Paulina z mężem /córka Stefana Parvi/. Na
świeżym powietrzu kosztujemy firmową wiśniówkę. Wieczorem przenosimy się do
domu na kolacyjkę. Hania, w Mikołajkach zakupiła olbrzymią sieję. Ryba
wspaniale udekorowana na półmisku bardzo wszystkim smakowała. Przy stole, jak
zawsze , snuły się równolegle, równocześnie i bardzo głośno, opowieści na dwa
do czterech głosów. A luda było sporo. Jola, Gajewicze,
młodzi Parviowie, Zbyszko, Joasia, Tyszki i Hazaj to piszący.
Na szczęście Dyzio już spał i nie domagał się
dołączenia Go do towarzystwa. Nie
szczekał. Pogoda nadal dobra. Zaczyna być sucho. W ogrodzie kiełkuje
czarna rzodkiew i następny rzut koperku.
6 sierpnia czwartek
Rano kąpiółki. Śniadanko do
1100. Gajewicze zapraszają na aperytywę
na 1300. W miłej atfosmerze
obciągamy trzy wina /kwasiory wg Liwskiego/. Odpływają młodzi Parviowie
/Paulina z Michałem/. Po południu, od przystani, słychać jakieś podniesione
głosy. To przybili Maowce.
Sponsorują wspaniałą kolację. Smakujemy sieję i pigwówkę.
Gwar jest znaczny /pięć pań równocześnie
mówiących/ , ale jak przyłożyć ucho do opowiadającego, można usłyszeć i
częściowo zrozumieć kwestie wygłaszane przez interlokutora. W ten sposób wyładowuje
się chęć wymiany poglądów. W domu nikt
tego nie chce słuchać, a tu jest okazja do wygadania. Sądzę że temu można
zaradzić budując dwa namioty, oddalone od siebie i izolowane akustycznie. Jeden
namiot dla pań drugi dla mężczyzn. Arabowie tak robią od wieków, ale gdzie mam
do tej kultury...Odbyła się naukowa dyskusja na temat zapuszczenia bakterii do Durobergera. Maowiec ,
specjalista, od takich instalacji,
sugeruje profesjonalne rozwiązanie. Radzi wpuścić w głąb rurkę i wpompować dużo
wody. Bez odpływu będziemy mieli strumyk fekaliów na ścieżce dostępu do durobergera. Każdy powiedział co wiedział a będzie jak
było. Postarajmy się określić średnie „obciążenie” WC: Obciążenie powyżej 15
osób trwa do 20 dni w roku. 20/365 daje srednie
obciążenie 0.055 osoby/ dzień. Ja siedzę
tu przez pół roku co daje obciążenie 0.5 osoby /dzień pobytu. Razem 0.55 osoby
/dzień plus sporadycznie pojawiające się osoby. Można pesymistycznie założyć ,
że obciążenie wynosi 1 osoba na dzień. 365* 0.25 =
9 sierpnia niedziela
W sobotę odjeżdżają Gajewicze.
Marcin przejął łódkę i natychmiast popłynął na drugą stronę. Od piątku gościmy Maowców. Wczoraj zaokrętowali Jolę i Joasię i popłynęli do
Mikołajek. Wrócili późno nieco zmęczeni... Dziś panie wstrzymywały się od alkoholi. Pogoda wspaniała. Trawnik zmienia kolor a w ogrodzie zaczyna być sucho.
Instaluję agregat i obficie podlewamy
spragnione rośliny. Józio naprawił pych i drugi dzień go maluje. Ponadto
czwarty dzień wprawia szczękę do fału steru. Po południu pojawiła się Ewa od Ziemackiego. Potrzebowała pomocy bo po obiadku u Krisa samochód nie dawał się uruchomić. Pojechaliśmy całą
ekipą z Maowcem na czele. Maowiec od razu zauważył, że klemy od akumulatora są
zaśniedziałe. Potem dołączył akumulator
z auta Tyszków i
nie udawało uruchomić
bo działał immobilizajer. Po pół godzinie
prób, Ewa przypomniała sobie, że równocześnie z zapalaniem należy nacisnąć ukryty wyłącznik immobilizera. Z Maowcami
odwiedzamy Tomka. Oglądamy piękne obrazy olejne malowane przez Grażynę. Zosia
zakupuje jeden obrazek.
10 sierpnia poniedziałek
Rano jedziemy z Jolą do Mrągowa. Robimy zakupy w Raście i zawozimy
kosiarkę do reanimacji. Po obiedzie z chłodnikiem, Jola z Joasią udają się na
północ w rejs z Maowcami. Dobija Zygmunt Szreter SQ6FZ z żoną Ewą i jamniczką. Okręt nosi nazwę Yamnik. Do zmroku prowadzimy z wrocławiakami rozmowy
na różne tematy. Okręt parkują w Zielonym Gaju. Chwalą tamtejsze
warunki /opłata roczna 1000zł/. Port
jest w głębi lądu i nie ma tam fali.
11 sierpnia wtorek
Rano, po 10
odpływają sympatyczni wrocławiacy. Dostaję wiadomość, że samochód jest po
przeglądzie. W warsztacie zamontowali klocki hamulcowe w przednich kołach. Do
warsztatu dowiózł mnie Józio. Odwiedzam
w Użrankach grób Teresy, podlewam kwiatki, chociaż wiem że idzie na
deszcz. Odwiedzam Marylę. Wymieniamy doświadczenia - nas ogrodników. Maryla
częstuję wspaniale przyrządzoną sałatą. Po południu zaczyna padać /ok. 5
mm/m.^2/. Dobre i to. Na obiad zapraszają Tyszki. Obiad z oprawą , smaczna sałatka , a
następnie flaczki z racuszkami. Dzidzia nie ma wstępu na okręt, siedzi na
trapie, moknie i szczeka. Dobrze się dżemie po takiej uczcie. Po 17 00
przestaje padać. Zapuszczam następną,
piątą w tym roku, partię kiszonych
ogórków. Wieczorem kolacyjka w domu opracowana przez Hanię . Jak zawsze, miła
rozmowa na niekonfliktowe tematy. Nasi rejsowicze
cumują w Pięknej Górze.
12 sierpnia środa
W nocy pogodnie. Perseidów jakoś nie widać. Dziś
wieczorem ma być maksimum. Jakoś nie
widać tego wysypu. Nad ranem padł obfity
deszcz. Pogoda pastelowa , niebo nieśmiało pokazuje się między rozmytymi
chmurami. Tyszki zastanawiają się czy
wypłynąć. W końcu decydują się na wyjazd do Teresy na grób i do sklepów. Lądują
w Mrągowie. Przygotowuję do kiszenia drugą partię ogórków. W tej partii wychodzi 6 słoików. Po południu
znowu obfity deszcz. Nasi rejsowicze meldują się z
jez. Dargin. W
ogródku sieję rzodkiew sople. Znów
wspaniała kolacyjka. Serwują sieję na
listkach sałaty i pomidory z grecką fetą.
13 sierpnia czwartek
Pogoda przemienna.
Trochę słońca, trochę deszczu itd. Od czasu do czasu burza z gradem i deszczem,
potem znowu słońce. Wieczorem kolacyjka w gronie trzech osób i dwóch psów w tym jeden docent....Rejsowiczów spodziewamy się jutro , po południu. W czasie
kolacyjki, w miłej cichej atmosferze,
niespodziewanie otwierają się drzwi ze
strasznym wrzaskiem. To nasi rejsowicze wrócili przedwcześnie. W porcie, przy cumowaniu czekała ich niespodzianka.
Przy odpływaniu, Mao zostawił długą pływającą cumę przyczepioną do bojki.
Podczas porannej kąpieli natknąłem się na kołek tkwiący od wieków w dnie i żeby
go można było znaleźć, przywiązałem go wyblinką do tej pływającej cumy. Rano miałem w planie
zlikwidowania tego kołka. A tu późnym
wieczorem, niespodziewanie zjawili się rejsowicze. Znaleźli po ciemku cumę przywiązaną do
łańcucha , ale cuma była jakoś za krótka. Maowiec wlazł więc do wody i po cumie doszedł do
kołka, gdzie była zaplątana cuma. Nie mógł zrozumieć, jak pływająca cuma
mogła zaplątać się na kołku tkwiącym
głęboko na dnie. Sprawa się wyjaśniła .
Było dużo śmiechu. A rejs był udany . Były znakomite trunki na każda okazję...
14 sierpnia
piątek Rano słońce , później od
czasu do czasu zachmurzenie i deszczyk. W sumie fajno. T
Tyszki jadą na wycieczkę do Św. Lipki . Jola jedzie na
miody i do Krzyżan. Na noc przenosi się na
strych Na sobotę zapowiadają się młode Snochowskie i Ewa(moja siostrzenica) z Kenem.
Jola maluje podłogę w swoim pokoju.
Wieczorem pożegnalna kolacyjka z
pysznymi sałatkami. Tyszkom wręczamy pamiątkowy rysunek, laurkę, wykonany przez
Joasię. Na rysunku najważniejszym, charakterystycznym dla Jury jest widok podwucetowej jabłonki z obciętymi gałęziami. Koło jabłoni
jest. miednica z wodą, mydłem i ręcznikiem. Księżyc w ostatniej .kwadrze.
Chłodno, w nocy ma być 7 stopni..
15 sierpnia
sobota święto Matki Boskiej
Zielnej
Rano, po śniadaniu , żegnają się Tyszki. Obiad wcześniej
bo o 161 5 . Do Mrągowa przyjeżdża Ewa z
Kenem. Bez przygód godnych opisania przywożę ich do
Jury. Ken je i wszystko Mu smakuje. Przynajmniej nie
daje po sobie poznać. Wypija nawet kieliszek wódki. Z przerażeniem patrzy jak
bez szkody dla zdrowia wypijamy dawki śmiertelne dla innostrańców.
Kiszone ogórki udały się. Wszystkim smakują.
16 sierpnia niedziela
Volens nolens woduję finna.
Ken wypływa na Tajfunie. Jakoś na wiosłach, udaje mu
się dopłynąć z wiatrem do zatoczki. My z Ewą płyniemy finnem.
Ewa zaniepokojona czy on popłynie pod wiatr, proponuje żebym wziął Kena na finna, a ona popłynie tajfunem. Wiatr chwilami wiał dobrą
czwórką. Można było we dwie osoby wpadać w ślizg. Ken
nieco sztywniał, podejrzewam, że ze strachu . Przy powrocie do przystani, już
blisko naszego brzegu, kręcący wiatr uderzył gwałtownie z drugiego kierunku – i
dostałem bomem w głowę. Pływanie na finnie we dwie
osoby - jest złym pomysłem. Ewa nie mogła usiedzieć w miejscu i na
rowerach pojechali do Mikołajek.
17 sierpnia poniedziałek
Wcześnie rano Jola z Joasią Liwską odjeżdżają do
Warszawy.
U Jankowskiego udaje się wyczarterować łódkę typu
Sasanka. Cena przystępna 120 zł/dobę. Zamawiamy na trzy doby. Nieźle wyposażona: bezpieczne kładzenie
masztu, Lazy Jack na bomie, szafka z WCetem, dwie kotwice, kuchenka gazowa, drabinka do
wchodzenia z wody po kąpiółkach. W maszcie sprężyna
ułatwiająca kładzenie i stawianie
masztu. Silnik palący od jednego pociągnięcia. Jutro się okrętujemy. Przed
wieczorem Ewa wyciąga biednego Kena na rowerową wycieczkę,
18 sierpnia
wtorek
W Rynie
okrętujemy się na wynajętej Sasance. Wiatr
przy brzegu umiarkowany. Po wypłynięciu na szerokie wody, wiatr wzmógł
się i gwizdał na wantach. Nie zarefowaliśmy się . Płyniemy na samym grocie.
Nieźle przykłada. Trudno osiągnąć szybkość żeby można bezpiecznie sterować i
ostrzyć w mocnych szkwałach. Ken lekko zesztywniały,
ale nic po sobie nie pokazuje. Ewa widząc trudne warunki , stanowczo proponuje
powrót do portu. Decydujemy się na dopłynięcie do zatoki Rominek
i tam pod osłoną lasu zarefować się. Jakoś domyślamy się jak refować z
urządzeniem tzw. lazy jackiem.
Na zarefowanym grocie bez emocji
docieramy do portu w Jurze.
19 sierpnia
środa
Rano wiatr pomyślny z zachodu. Pędzimy do Mikołajek.
Tam, przed mostem, pierwsze kładzenie
masztu. Dzidzię dajemy do kabiny żeby nie przeszkadzała w manewrach. Udaje się.
Za mostami dobijamy do pomostu żeby wysikać Dzidzię i postawić maszt. Przy
dobijaniu na silniku, zabrakło
20 sierpnia
czwartek
Rano cisza na morzu. Wypływamy na silniku. Około 11
zaczyna wiać tu i ówdzie. Halsujemy. Ewa , na pęczki mija przeciwników. Wychodzimy na Śniardwy. Ewa i Ken kąpią się na sznurku
za rufą . Wiatr ledwo ledwo. Płyniemy do
Mikołajek. Mając zaufane do załogi i pogody ucinam sobie drzemkę. Bez emocji
kładziemy maszt a za mostami stawiamy. Wiatr słaby więc idziemy na
silniku. W pobliżu Skorupek załoga zbuntowała się i zażądała postawienia żagli.
Dopłynęliśmy z fasonem do Jury. Niestety, nie mieliśmy tłumu witających
nas widzów. Marka z wnukami nie było.
Pojechali do Mrągowa do apteki.
21 sierpnia piątek
Wypływamy rano ok. 9. Do 12 mamy termin oddania łódki.
Wiatr z południa. Pogoda piękna. Bez trudu docieramy do Rynu. Dobijamy do
czerwonej łódki, na której poznaję Zenka nauczyciela z Rynu. Chwytają cumę i
pomagają zacumować. Z tej łódki wyskoczyła hoża dziewczyna, która przyszła się
ze mną przywitać. Stałem na dziobie i odbierałem przywitalne całusy. Domyśliłem
się że jest to córka Kazimierza,
serdecznego przyjaciela z Rynu./ nie! to była wnuczka Zosi z Krzyżan/ Chwilę potem w komplecie nadeszli Majkowscy .
Zosia z córką Jarek z żoną. Też na
przywitanie wycałowaliśmy się z dziobu łódki. Wieczorem pożegnalna kolacyjka u Krisa. Zapraszamy Jolę , która przyjechała na weekend.
Zamawiamy sandacza, sieję i pierogi Ani. Okazuje się że Ania już nie
współpracuje z Krisem i sam je robi. Wszystko, jak zawsze u Krisa, było
smaczne Zrobiło się ciemno . Wracamy po
omacku, z psami, na piechotę przez las.
22 sierpnia
sobota
Od rana pogotowie wyjazdowe. Śniadanie wcześniej.
Samochód do Warszawy z Mrągowa o 11 00. Kanadyjczycy z dwoma olbrzymimi
walizkami, ładują się do komfortowego autobusu. Bez przygód docierają do Liwskiej,
która zaprosiła ich na przenocowanie w Warszawie.
Wieczorem zwiedzają Nowy Świat , Krakowskie Przedmieście
i Stare Miasto. Nazajutrz wyjeżdżają pociągiem do Berlina, a później,
sleepingiem do Paryżewa. Ewa wybrała taki wariant
podróży bo Ken /sixty years old/ jeszcze nie jechał
koleją , a tym bardziej sleepingiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby Ken postanowił: never again!. Do Kanady dotarli, bo na komórce odczytałem że
dzwonili. W Mrągowie odbieram zreanimowaną starą kosiarkę.
W
poniedziałek wieczorem, dobija Jumbo. Kolacyjka w miłym towarzystwie. Zostają do wtorku rano. Dostaję wiadomość, że
siostra moja w domu upadła i przez godzinę nie mogła wstać. Powiało grozą. Zacząłem się pakować do
wyjazdu. Na szczęście siostrą opiekuje się sąsiadka. Sąsiadka nie ma dochodów i
z korzyścią opiekuje się siostrą. Co dwie godziny zagląda czy nie potrzeba
pomocy. Siostra boi się chodzić, a często potrzebuje do WCetu,
więc nie pije płynów. Tak sobie odwodniła organizm ,że ma zawroty głowy i pada.
Nadaremne jest tłumaczenie ze należy pić co najmniej dwa litry płynu dziennie.
Starzy ludzie nie zmieniają zdania i
przekonań...
27 sierpnia
czwartek.
Nadal ciepło i słonecznie. Gdzieś tam w Polsce burze,
podtopienia, wichury etc. A tu brakuje deszczu dla ogródka i na grzyby.
Zasiewam następny zestaw: rukolę, rzodkiewkę i koper. Po południu odnajduje nas sympatyczne małżeństwo
„miastowych”, którzy mieszkają w Słabowie / Kasia i
Donat/. Trafili - bo szukali domu bez elektryczności. Są zachwyceni.. Odwiedzą
nas w sobotę, jak będzie Jola. Woda w jeziorze nadal ciepła. Jaka temperatura?
Nie wiem, bo termometr porwała fala.
28 sierpnia
piątek
Nadal piękna
pogoda, woda w jeziorze ciepła. Wiatr z
południa 1 do 2 B. Robię porządki: trzepanie dywanów, zamiatanie i mycie stosu naczyń. Jola przyjeżdża
wcześniej niż zazwyczaj. Natychmiast biegnie wykąpać się. Serwuję obiad. Zupa
grochowa z makaronem /bez kapusty bo Jola nie lubi/ na drugie kotlety mielone z
leczem. Kotlety i leczo zrobiła Jola dla Hazajka tydzień temu. Odgrzewane przetrwały .Opalamy się w
ciepłym słońcu. Wieczorem Jola idzie na spacer na Górkę Widokową. Odrywam się od komputera i idę na spotkanie z
powracającą Jolą . Dzidzia szaleje z radości i szczeka jak szalona. Jola nie
nadchodziła , więc skręciłem w bok do Tomka. Wtem dzwoni komórka: tu Witek, czy
u was coś złego się dzieje, że pies tak rozpaczliwie szczeka? Już siedzę w
samochodzie i jak coś złego się dzieje - to przyjeżdżam. Uspokoiłem Go i
doniosłem ,że właśnie do niego podążamy. Był sam i pełnił chlubną rolę ciecia.
Zaproponowałem wypicie naszego cieciowego. Wypiliśmy herbatę cynamonową z mleczkiem, ale
bez cukru. Zrobiło się ciemno. Drogę oświetlał Księżyc i Jowisz . Z Jolą
oglądamy zdjęcia z licznych tegorocznych imprez. A jest tego wiele. Będzie co
segregować w zimowe noce.
29 sierpnia
sobota
W nocy ciepło. Widać dalekie wyładowania. Zamykam okna
na strychu. Do godziny 12 nie pada. Później mamy obfity opad. Łapię deszczówkę
do wszystkich naczyń. Pada do 18. Przyjeżdżają Gajewicze.
Marcin nie przypłynął. Stoi na Rominku i w taki
deszcz nie będzie płynął. Jutro o 11 odjeżdża do Warszawy. Miał żeglarskie
przygody. Podczas burzy puściły kotwice i wylądował na piaszczystym brzegu.
Odwiedzam Marylę. Zaglądam u niej do internetu. Ewa
szczęśliwie doleciała do Kanady. Paweł przysłał zdjęcia wycieczki
po Warszawie . Bardzo dobre zdjęcia
wykonane profesjonalnie. Wieczorem kolacyjka z winem. Gajewicze mieszkają
w „numerze”. Grzegorz Borkowski jest na Jezioraku.
Przypłynie tutaj około 15 września.
30 sierpnia
poniedziałek
Odetchnęliśmy po nawale gości. Jola rano odjeżdża do Jabłonny. Ranek pogodny, ale
po zimnej nocy chłodny. Wczoraj w odwiedziny przyjechał Julek z rodziną. Stefa
od razu wsadziliśmy na Tajfuna i on szczęśliwy do
popołudnia spokojnie łapał ryby. Złapał dwie płotki i dwie większe krasnopióry