Sezon został otwarty przeddzień 1 maja. Dzień wcześniej  przyjechała Jola i ja Hazaj. Jechałem 6 godzin bo się nie spieszę, a po drodze były korki w Warszawie, przed Serockiem i w Pułtusku. Jola przyjechała wcześniej i chałupa była już uruchomiona. Przywozimy majątek ruchomy od Eli. Pierwszego maja przyjeżdża Marysia z Jasiem. Przywożą mnóstwo smakołyków na  imieniny Marysi.

Uroczystości imieninowe  świętowane w małym gronie zostały  nagle przerwane gwałtownym otwarciem drzwi i ogromnym krzykiem. To Maowiec z Zosią cicho przypłynęli i nas zaskoczyli. Imieniny nabrały tempa. Bardzo smakowały pierogi i gołąbki. Polał się  nowy, znakomity trunek:  miodówka z wytwórni  lubelskiej.  Po prostu został otworzony nowy sezon.

      Nasze panie zauważyły  w „ Durobergerze” piękne. białe, deski sedesowe, firmy Gustavsberg, model Nordic 2002. Deski te przywiózł i wmontował w ubiegłym roku Andrzej Paprocki. Jola z Marysią stanowczo zawyrokowały usunięcie ich z zabytkowego obiektu,  ponieważ obecność ich narusza atmosferę wiejskości  i są zimne  przy siadaniu na nie. Jak zawsze przy nowym rozwiązaniu– powstają rozbieżne opinie. „De gustibus non disputandum est”.

 

7 maja 2010 piątek 

Rezyduję w samotności, przez kilka dni nikogo nie widziałem. W  nocy temperatura zaczęła wzrastać od 8 stopni  i już rano było 15 stopni, a przy śniadaniu /0900/ 21 stopni. Odwiedziła Jurę pani Janeczka.  Opowiadała o wywózce do Norylska w Raju Sowieckim  i wiele innych historii .  Uruchamiam kosiarkę nr 2 . Dobrze, że zauważyłem przeciek benzyny ze sparciałego wężyka. Całe szczęście, że  nie wszystkie szpeje zostały wyrzucone, i znalazłem pasujący wężyk. Uruchamiam też piłę spalinową.  Przydałby się towarzysz zwłaszcza przy  robotach. Miał przyjechać Zbyszko na rezydencję, lecz „ani słychu ani dychu”. Dowiaduję się  od Joli i Marysi że Zbyszko z Dyziem jakoś zamieszkali w Warszawie. Daremnie wypatrywałem oczy czy już czasem nie jedzie drogą.

Późnym popołudniem chmurzy się i grzmi. Około 18 00    zaczyna lać.

Oglądam sobie ulewę przez okno i nagle słyszę dziwny odgłos. Za chwilę pojawił się jeździec na olbrzymim motorze.  Był to Stefan Weker, który postanowił mnie odwiedzić. Burza spotkała go już w Rynie. Przyjechał całkowicie zmoknięty. Natychmiast dostał gorącej herbaty.  Zapaliłem pod kuchnią, żeby osuszyć kombinezon, buty i rękawiczki.  Zajadaliśmy się wspaniałym bigosem zostawionym przez Panią Jolę. Około 21 00 Stefan wyruszył z powrotem do Kętrzyna na swoim rumaku marki ROYAL z 1945 roku.   

 

11 maja, wtorek

Siedzę sam na tej pustelni. Już trzeci dzień nie widziałem żadnego  człowieka. Czas wypełniają zajęcia gospodarsko - ogrodnicze .

 

12 maja, środa

Od rana pełne słońce. Kopię grządki w ogródku i koszę trawę na łączce i na dole w przystani. Jola zapowiada przybycie na dwa dni tj czwartek i piątek.  W sobotę wraca do Warszawy na imieniny Zosi.  Zapowiadany przyjazd Zbyszka  na stancję jakoś się  nie realizuje.  Mam tu cichociemnego towarzysza, który w nocy wyjada podstawione smakołyki.  Smakowały mu tłuste skórki z kurzych udek. Więc na następną noc wystawiłem dwie mocno przeterminowane kiełbaski śląskie. Zjadł jedną,  po drugą przyszedł następnej nocy. Dziś wystawiłem kostkę z udka.  Mam nadzieję że się nie obrazi. Po południu zrobiły się cumulusy, później stratusy, które przeszły wieczorem w cumulonimbusy i po 19 20 zaczął padać deszcz. W radiu wspomnienia o Józefie Piłsudskim.

 

15 maja, sobota imieniny Zoś

 Składam życzenia Zosiom.  W spiżarni robi się pusto.  Jadę do Rynu na zakupy. Nakupiłem mnóstwo wiktuałów. Całe szczęście że nie trzeba tego nosić i wnosić na piętra. Droga do Rynu przejezdna mimo opadów. Wracam do samotni i zastanawiam się jak się bawią u Bartoniów. Już ustawiłem sobie program na spokojne spędzenie wieczoru, gdy zadzwonił Jarek z wiadomością że jadą do mnie z Zosią i żebym przygotował grilla. Drugim samochodem przyjechał Kazik z żoną Grażyną.  Przywieźli niezbędne wiktuały do grillowania. Od Polewaczyków dostałem sześć buteleczek wspaniałych nalewek: jeżynową, kawową, na kwiatach czarnego bzu, na owocach dzikiej róży,  krupnik i żurawinową. Już wieczorem wszystkie degustowałem.  Są znakomite.

 

17 maja,  poniedziałek

Wczoraj przerwałem pisanie, bo wysiadła klawiatura. Przy pisaniu zamiast liter z klawiatury wyskakiwało całkiem coś innego a nawet cyfry. Po prostu komputer szyfrował i tego szyfru na pewno nie złamałaby najwspanialsza maszyna deszyfrującą. Dziś choroba minęła. Podejrzewam , że było za niskie napięcie akumulatora. Już czwarty dzień bez porządnego słońca. Dziś nadal pełne zachmurzenie. Prąd ładowania 0.2 –0.5 A. Dobre i to.

 

18 maja,  wtorek dzień targowy w Mrągowie

W nocy nieźle popadało około 45 litrów/na m2. Rano wybieram się do Mrągowa. Po drodze wstępuję do Maryli. Maryla jest bez elektryki. Wywalają korki. Jakoś na nosa, znajduję wśród niesamowitej plątaniny przewodów, źródło tych problemów. Odłączam /odłanczam/ kabel biegnący do odległej piwniczki, gdzie jest zainstalowana zamrażarka.  Na razie sucho tylko w powietrzu wisi mgiełka i jest pełne zachmurzenie. Zakupuję rozsady selerów,  ogórków oraz kwiatki na grób Teresy. Kupuję też karton „ciuciu”.  Gdy sadziłem kwiatki, zaczął siąpić deszcz. W domu zimno i pusto, gotuję zupę jarzynową. Palę pod kuchnią. Jakoś słabo  pali się mokre ubiegłoroczne drewno.  Dorzucam wysuszone trzyletnie polana. Pali się znakomicie i płyta kuchni grzeje jak trzeba. Gotuję na płycie wodę na herbatę. Podobno woda gotowania na płycie daje całkiem inny, lepszy smak herbaty. Nie stwierdzam różnicy..

 Elaboruję 1/2  litra z dodaną nalewką żurawinowo – polewaczykową. Telefonują Paproccy. Za 10 dni mają termin spływania Wisłą hej gdzieś z pod Krakowa. Wybijam im to z głów i radzę przyjechać do Jury na rezydencję, lub  jeśli koniecznie płynąć tu Pisą. W radiu komunikaty o strasznej powodzi na południu Polski.  Woda jest wyższa niż podczas katastrofalnej powodzi kilka lat temu.

 

19 maja, środa

 Rano ponuro, około 10 00 przejaśnia się i nawet czasami błyśnie słońce. Korzystam z pogody i sieję drugi raz marchewkę. Pierwszy zasiew z połowy kwietnia nie wzeszedł. Podejrzewam że nasiona trochę za dużo się zagrzały na ognisku. A było to tak: torebka z nasionami wypadła mi z kieszeni podczas krzątaniny na podwórzu. W tym czasie Jola porządkowała grządki pod domem i wyrwane badyle wyrzucała na ognisko. Widząc jakiś papierek z wizerunkiem czerwonych marchewek uznała za śmiecie, które Hazaj zawsze wokół siebie rozsiewa.  Zorientowałem się że zgubiłem nasiona na podwórku, zacząłem śledztwo.  Jola przyznała ,że wyrzuciła jakiś papierek. Poszedłem do ogniska i wyciągnąłem torebkę z nasionami. Jeszcze się nie zapaliła , ale była dość gorąca. Zasiałem i nici..  Teraz będziemy mieli późną marchewkę. Zasiałem czerwoną, podługowatą rzodkiewkę i  rzodkiewkę białą typu sople. Zapikowałem 30 selerów. Przygotowałem grządki pod ogórki. Od południa słychać grzmoty z kierunku Mikołajek. Do nas burza dotarła ok. 18 00. Znowu solidnie polało ok. 40 litrów/m2.  Z radia i TV straszne wiadomości powodziowe. Do Warszawy fala 7.80 m dotrze za dwa dni.

 

 20 do 22 maja, czwartek

  Nadal przygotowuję stanowisko pod ogórki. Wbijam kołki do konstrukcji służącej do rozciągnięcia sznurków, po których ogórki będą się pięły w kierunku nieba.  Wsadzam do ziemi 10 wyrośniętych sadzonek ogórków. Zakupiłem je w Mrągowie za 2.5 zł/szt.  Już rosną!  Na następną partię ogórków namoczyłem nasiona. Około południa usłyszałem  z za lasu ryk motorów jakby jechała jakaś kompania czołgów. Wyszedłem do płota i zobaczyłem wyjeżdżający z lasu biały pojazd Tomka /sąsiada/. Wieczorem składam im wizytę.  Spędzamy czas na miłej rozmowie na różne tematy. Wracam od nich /Tomek przyjechał z Andrzejem/ późnym wieczorem  przy świetle księżyca.  Księżyc ma kształt sierpa z prawej ręki tzn. idzie do pełni. Jak idzie do pełni  to wygląda jak litera D , a gdy do nowiu ma kształt litery C. Mnemotechnicznie można tę regułę zapamiętać  że „D” to znaczy do pełni a „C” to znaczy że się cafa. Jak jest pełna połówka czyli „D”  - to za 7 dni będzie pełnia. Koszę trawę na skarpie i pod kasztanem. Bardzo trudne koszenie trawa wysoka, mokra .Kosiarka z „odzysku” chodzi poprawnie. Zgłębiłem jej wszystkie tajemnice jak  zmienić pasek napędowy, jak zmienić cieknący wężyk benzynowy itd.

W sobotę robię zakupy w Użrankach. Odwiedzam Marylę. Dostaję paczkę  z książkami, które pożyczył ode mnie  Konrad. Dostaję też trochę szpejów radiotechnicznych, które mogą się przydać....Tomek odjeżdża w niedzielę i już dzisiaj przywiózł na przechowanie, agregat prądotwórczy, kosiarkę , taczki , łopaty i inne szpeje, które jakiś spryciarz mógłby zagospodarować.. Andrzej Gajewicz (Agajewicz) zawiadomił, że przyjeżdża w poniedziałek.

 

22 do 24 maja,  sobota,  niedziela,  poniedziałek

Na weekend nikt nie przyjechał. Rano i do popołudnia piękna pogoda, wręcz upalne lato. Wieczorem pada i tak co dnia. W niedzielę, jeszcze przed deszczem, koszę na podwórku i w przejściach do Durobergera. Trawa rośnie jak głupia. Wystarczy trzy dni i już trzeba kosić. Dorywczo wykonuję roboty w ogródku. Posadziłem cebulę tzw. rodzinną i drugą partię czosnku. Po południu, z deszczem przyjeżdżają Agajewicze. Na kolację dobra, dietetyczna sałatka, dobra pieczeń i wino. O  20 30 Agajewicze popadają w sen. Dzwonią Paprockie . Andrzej nadal planuje spłynięcie Wisłą.  Nie udaje się wybić mu tego z głowy. Rzeka  struta, nigdzie nie dostanie wody, żarcia, ludzie rozwścieczeni mogą zrobić krzywdę a poza tym woda tak szybko nie opadnie i nie oczyści się. Jola nie ma ochoty płynąć, ale Andrzej nalega. Proponowałem im spokojne życie w Jurze, lub spływ na Mazury.

Mam nadzieję że zwycięży rozsądek i zobaczymy się w Jurze.

 

25 do 27 maja, wtorek-czwartek

Pogoda w kratkę. Zimno. Palimy pod  kuchnią . W nocy potrafi być 3 stopnie i w dzień 13 do 16 stopni. Po kawałeczku kopię grządki w ogródku. Zasiewam następną partię rzodkiewki.  Dziś postawiliśmy stół na dole w przystani. Andrzej wczoraj sprowadził swój okręt.  Na drodze do Rynu, z Andrzejem, spuszczamy wodę z olbrzymich i głębokich kałuż. Kosimy dwoma kosiarkami. Pomimo pogody, trawa jest mokra i  trudno się kosi. Dziś Pająki zaprosiły mnie do swojej nowej daczy w Lemanach  koło Szczytna. Agajewiczów zostawię samych z Kierownictwem, które na jutro zapowiedziało swój przyjazd.

 

28 maja piątek

Rano wyjeżdżam do Pająków. Po drodze wstępuję na targ w Mrągowie. Zakupuję na prezent do nowego domu, wazoniki z rozmarynem, bazylią i miętą plus wykwintne „ciuciu” w kartonie. W Lemanach, bez kłopotu trafiam do nich, bo Jacek wyszedł na drogę. Dom pięknie położony i w dobrym towarzystwie. Same nowoczesne jednopiętrowe wille. Na najniższym poziomie jest garaż, piec CO  i pomieszczenia gospodarcze. Dom stoi na skarpie i wchodzi się do niego z poziomu wyżej położonej działki. Na tym poziomie jest salon z dużym oknem , kuchnia z kuchenką elektryczną, zmywarką, mikrowelą i z licznymi szafkami, ponadto wucecik i mała szatnia. W salonie cieszy wzrok kominek . Na pierwszym piętrze są trzy pomieszczenia sypialne i duża łazienka. Na ostatnim poziomie,  pod dachem jest tzw. trumna, gdzie można umieścić cztery  tapczany. Zjadamy wykwintny obiadek.  Usiłuję uruchomić TV. Jest odbiór, ale z „kaszą”.

 

29 maja sobota

Rano, po śniadanku udajemy się do Szczytna. Odwiedzamy olbrzymi magazyn, gdzie można wszystko dostać co jest potrzebne do domu i ogrodu.

Potem udajemy się przez piękne, zadbane miasto do magazynu  Kaufhaus. Tu także można wszystko dostać, czego dusza zapragnie. Zakupujemy niezbędne akcesoria do uruchomienia TV. Zmęczeni wracamy na obiadek z deserem w postaci lodów. Teraz udaje się nastroić TV i dobrze odbiera pierwszy i drugi program.

 

30 maja, niedziela

Gość jest jak ryba – po 3 dniach zaczyna psuć się. Wyjeżdżam przed południem. W Jurze trawniki wystrzyżone do gołej skóry. Dokonała tego niestrudzona Jola.  Zjadamy obiadek na świeżym powietrzu.

 

31 maja ,poniedziałek

W nocy nieźle lało. Ranek mglisty i deszczowy. Później jakoś się klaruje. Rzucamy się do robót.  Około południa  zjawiają się Pająki z szarlotką.

Wieczorem, przy kolacji, zjawiają się Maowcy. Wieczór mija na miłych rozmowach.

 

 

Maj

 

Czerwiec

 

Lipiec

 

Sierpień

 

Wrzesień

 

Październik