1 września 2012 sobota Od rana ponura pogoda, pełne zachmurzenie ale nie
pada. Już nie ma krwotoku i czuję się dobrze. Pochorowałem się i będę lepiej
widziany przez tych, którzy mają jakieś kłopoty zdrowotne. Jola zabroniła
wykonywać roboty wymagające wysiłku. Obieram więc kartofle i zbieram pnącą
fasolkę szparagową. Udało się dobrze ugotować kartofle, ale fasolkę
przegotowałem i nie była smaczna. Po południu odwiedza nas Tomek. Miło
rozmawia się z najbliższym /500m/ sąsiadem zza górki. Przed zmrokiem rozpogadza
się i obserwujemy niebo po zachodzie słońca. Robię zdjęcia. Ponieważ nie mam
dostępu do Internetu, więc mam spokój i wgrywam do komputera zdjęcia z
czerwca, lipca i sierpnia. 2 września 2012 niedziela. Od rana słońce, ciepło, słaby wiatr.
Woda nadal ciepła 18 stopni. Naprawiam starą kosiarkę. Wstawiam nową rurkę
doprowadzającą benzynę i prostuję
zgięty wczoraj nóż. Koszę kawałek łąki koło ogniska. Trawa szybko wyrosła i
bardzo trudno kosić. Później Jola przejęła stery w kosiarce. Kosiarka często
gasła z powodu mokrej i wysokiej trawy. Jak posłuchałem hałasu jaki ona
wytwarzała - natychmiast wziąłem do
przeglądu. Na skutek wibracji urwała się osłona tłumika wydechu i wewnątrz
osłony blaszane popękały i to one
produkowały ten harmider. Jola przywozi z Rynu Grzegorza, który był w
Warszawie. Od ekipy jurajskiej Stefanom składamy życzenia imieninowe. 3 września 2012 poniedziałek Słoneczko dogrzewa, wiatr słaby,
można się opalać przy zajęciach gospodarskich. Jola na pożegnanie serwuje obiad:
fasolka szparagowa /z naszego ogrodu/ i knedle z tutejszych śliwek. Po
południu wyrusza w drogę do domu. Do wsi jadę po gaz. Odwiedzam Elę, spotykam
Janusza Łukasiaka i poznaję nowego właściciela działki usytuowanej między
Krisem a Jankowskimi. Na działce pracuje spycharka, która zrównała teren i
teraz kopała dół pod mały stawek. W drodze powrotnej poprawiam łopatą naszą
leśną drogę. Grzegorz uziemiony – czyta „Dzienniki Kołymskie” Jacka
Hugo-Badena. O 2100 znowu mam krwotok z nosa.
Rano proszę Tomka żeby zawiózł mnie do lekarza. Laryngolog dał
instrukcję jak się ratować, zalecił
tamponu nie wyjmować przez dwa dni, spać na wpół siedząco i dał receptę na
leki: Rutinoscorbin, wapno, Cyclonamine i maść EMOFIX. Noc przespałem bez
incydentów. Grzegorz jest teraz moim opiekunem, podaje do łóżka kolację,
śniadanie i robi smaczne obiady. Co dwie godziny kontroluję ciśnienie.
Dodatkowo zbyt luźny tampon uszczelniam wacikami i teraz jest o wiele lepiej. Odwiedza nas
Ela z Janeczką i przyniosły zupę
ogórkową. Niestety jutro nie będę nią leczył kaca…Grzegorz ma wytyczne od
Joli: żadnych alkoholi! Nawet jest to do rymu. Dostaję telefony od Joasi
Liwskiej, która informuje wszystkich serdecznych znajomych o stanie mego
zdrowia. Wieczorem czuję się dobrze i piszę tę kronikę. 6 września 2012 czwartek Z nosa zatkanego tamponem często
wycieka krew. Jedziemy z Grzegorzem do laryngologa. Prosiłem żeby wymienił
tampon. Długo się wahał i w końcu zdecydował, że wyjmujemy. Na wszelki
wypadek, gdyby miała ciec krew, dostałem fartuch a pod nosem rynienkę.
Wyciągnął tampony ale krew się nie polała. Już potem nie miałem żadnych
sensacji. Leki z poprzedniej wizyty zadziałały i jest dobrze. Grzegorz
opiekuje się mną. Nie pozwala nosić wody i wykonywać ciężkich prac. Obieram
więc kartofle na obiad. 9 września 2012 niedziela Na weekend nikt nie przyjechał.
Odwiedza nas Tomek nasz najbliższy sąsiad. Teściu Edward też nas odwiedził.
Dał nam lukrowaną babeczkę. 13 września 2012 czwartek Wczoraj Grzegorz odprowadził łódkę
do Jankowskiego w Rynie. Mam Go zdjąć spod Biedronki i przywieźć do Jury. Pod
Biedronką niespodziewanie spotykamy Maowców. Po południu pogoda całkiem się
zepsuła, pada deszcz i jest zimno. Rada Pań ustaliła, że jestem ciężko
chory i nie mogę sam jechać samochodem
do Warszawy. Podjęły decyzję, że Grzegorz zawiezie moim
samochodem moje manele do Marysi
Ostrowskiej. Ja mam zostać w Jurze a w sobotę przyjedzie na tydzień Jola,
która będzie dbała o moje zdrowie bacząc na niewykonywanie dużych wysiłków.
Potem zawiezie mnie do Warszawy. Krępuje mnie ich troska zwłaszcza że jestem
już całkiem dobry i nie mam krwotoków z nosa. Od rana ładujemy mój dobytek.
Około 10:00 Grzegorz odjeżdża. Odprowadziłem Go do bramy, pożegnałem i
Grzegorz odjechał. Jeszce czekam przed bramą żeby zobaczyć jak pokonuje drogę
koło dębu Gajewicza. Jakoś za długo nie widać samochodu. Pełen niepokoju idę
do skrzyżowania zobaczyć co się stało. Grzegorzowi samochód zjechał w dół
poniżej drogi i na mokrej trawie nie jest w stanie wyjechać. Poszedłem prosić
Maowców o pomoc a sam przygotowałem windę, sznury i deski do wyciągnięcia
samochodu. Zanim się z tym uporałem , wrócił
Maowiec, który sobie znanymi sposobami wyjechał na drogę. Grzegorz po
przyjeździe do Marysi miał się zameldować. Około 17:30 Marysia zawiadamia że
przyjechał. Na rondzie w Nieporęcie jakiś samochód zahamował, a Grzesio
pośliznął się na mokrych białych pasach i uderzył w niego. Grzegorz dostał
mandat i 14 września 2012 piątek Rano Maowce odpływają na północne
jeziora. Tyszki korzystają z przepięknej pogody, przygotowują łódkę do
zimowania. Nastawiam ogórki do kiszenia w pięciu słoikach. W tym czasie
odwiedza mnie Ela Karaszkiewicz z grupą młodzieży, trzech chłopaków i
dziewczyna. Częstuję ich porzeczkowym winem. Wpadłem na pomysł żeby ich
wykorzystać do wyciągnięcia pomostu i
przywiezienia do szopy. W ciągu 5 minut usuwam mocujące do brzegu klamry i bez trudu wykonujemy zadanie. Zaraz po
ich odejściu odwiedzają mnie trzy
dorodne dziewczyny! Córki Pokropków:. Agnieszka, Marta z małym dzieckiem i
Karolina. Częstuję ich jeszcze niezupełnie dojrzałymi winogronami. Dziewczyny
zachwycają się pięknie utrzymaną zielenią, a w szczególności nasadzeniami
kwiatów i ogródkiem. Z wielką przyjemnością zjadają marchewki. Agnieszka jest
generalnym dyrektorem Polskiego Radia w Chicago! Wieczorem Hania wydaje
wspaniałą kolację: śledzik na przepiórczym jajku z sosem chrzanowym, sałatka
typu waldorf, sałatka z zielonego, bliny z jogurtem i na koniec ciasto z
rodzynkami od Bliklego. Skłamałem, że sam wyciągnąłem pomost za co zostałem
przez Hanię obrugany bo mnie wysiłek jest zabroniony. Po kolacji, podobnie
jak po śniadaniu, mierzymy ciśnienie tętnicze. I tym razem też mam najniższe
z całego towarzystwa. 15 września 2012 sobota Uroczyste pożegnalne śniadanie.
Około 11:00 Tyszki z Piotrem udają się do siebie. Po przyjeździe Józio melduje , że wszystko
jest OK. Jest 75% zachmurzenia. W
słońcu jest ciepło. Likwiduję anteny bo nadajniki pojechały do Warszawy.
Około 18:00 przyjeżdża Jola. Późno przyjeżdża bo odwiedzała mamę w szpitalu.
Wieczorem telefonujemy do Tomka – nie odpowiada, więc zaniepokojona Jola
idzie przez ciemność do sąsiada. Wkrótce dostaję telefon –Tomek spał a
telefon był pod poduszką. Do Tomka przyjechała żona Joasia i siostra z mężem.
Jola wraca po 22:00 16 września 2012 niedziela Odwiedza nas Andrzej Ciupciak z
Irkiem Stępniem. Irek był załogą gdy Andrzej pływał na Hornecie 100 lat temu.
Irek przed wielu laty osiadł w Kanadzie. Opowiadał dużo o
Kanadzie. Mieszka z rodziną w domku z 3 hektarowym otoczeniem. Ma na działce
niedźwiedzie! W lecie bywa na największej wyspie, gdzie ma daczę. 17 września 2012 poniedziałek Od rana chowamy stoły, ławki i
wszystko co się nawinie do stodoły. Około południa trawa podeschła i Jola
robi ostatni pokos trawy w tym roku. Odwiedzają nas Ela i Janeczka. Ela sadzi
konwalie w lesie. U niej jest ich za dużo więc żeby nie zmarnować, usuniętym
darowuje życie i posadziła w lesie. Przed wieczorem Jola usuwa chwasty z
grobu Romana. Później do pełnej ciemności pali spadłe liście z kasztana.
Kasztan, jak co roku, ogarnęła zaraza i liście zrudziały do samego czubka.
Podobno jakiś profesor opracował środek na wytępienie tych owadów. Środek był
już w sprzedaży, ale został wycofany bo ekolodzy podnieśli krzyk że zatruwa
środowisko. Na ekologiczne rozwiązanie poczekamy aż ostatni kasztan padnie. 18 września 3012 wtorek Po śniadaniu Jola pakuje rzeczy,
które wywieziemy na przechowanie do Eli. Zbieram narzędzia do wywiezienia.
Dostaję też drugie zadanie: ugotować zupę jarzynową , bo innych podobno nie
potrafię. Pogoda przepiękna, ciepło. W
ogródku usuwam chwasty. Po południu przyjeżdża Jarek z
Krzyżan. Zabiera na przechowanie kosiarkę, rower, piłę elektryczną do
obcinania gałęzi i kłąb drutu przeznaczonego do zasilania pompy. Bardzo nam w
tym pomógł. Wieczorem przybijają Maowce. Miło z Nimi posiedzieć przy lampce
dobrej nalewki. Ja niestety przymusowo zostałem abstynentem. Jola nie
pozwala. 19 września 2012 środa Termin wyjazdu nieubłaganie się
zbliża. Na razie bez pośpiechu Jola uzyskuje sok z Jabłek, zrywam jedno
wiaderko jabłek z mojej jabłonki Jona Gold. Dobrze byłoby ją nazwać Amber
Gold. Jabłek jest niewiele i są nienadzwyczajne. Jabłonka cudem uniknęła
zagłady, gdy wiatr powalił ogromną lipę. Pień padł pół metra od niej i
wyłamal tylko jedną gałąź . Jola usłyszała drwali pracujących koło nas w
lesie. Namówiła ich na robotę. Obcięli gałęzie lipy i dębu. Gałęzie wyrosły i
zagrażały dewastacją dachówek na stodole. Pracowali fachowo i tak szybko, że
nasze wyczyny piłą to mizerne wyczyny przygłupów miastowych. Wieczorem
odwiedza nas sąsiad Tomek. Rano słabe słońce, później wzrasta zachmurzenie aż
do wystąpienia deszczu. Maowce dwie godziny przed deszczem, odpływają do
Rynu. Jurek nadwerężył sobie kręgosłup podczas forsowania kanału. Jakiś
kretyn na motorówce, pełnym gazem przepłynął obok nich. Rzucił ich na
kamienie, trzeba było ponieść miecz. Przy tej czynności Jurek jakoś żle się
ustawił i nadwyrężył kręgosłup. 23 września 2012 niedziela Do Warszawy wracamy w niedzielę 23
września. Żal było opuszczać Jurę. Drzewa jeszcze zielone , pogoda dobra,
jeszcze dużo do zrobienia – a zostać nie mogę bo odesłałem samochód do
Warszawy. listopad 2012 Na Wszystkich Świętych z Jolą
udajemy się do Jury. Jest dużo roboty
z zabezpieczeniem roślin przed zimą. Palimy liście z pod kasztana i innych
drzew. Zostaliśmy zaproszeni przez Luizę i
Jana do Olsztyna. Jesteśmy goszczeni w pięknym domu zaprojektowanym przez
Jana. Korzystając z przepięknej pogody udajemy się na wycieczkę po okolicy.
Piękna jesień , wspaniałe kolory w pełnym słońcu. Następnego dnia, przy
paskudnej pogodzie, wyjeżdżamy do Warszawy. Z Olsztyna do Olsztynka cieszy
oko autostrada w budowie. |